[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czyzna, jak się zachowuje, co jest dla niego najważniejsze. Mał
żeństwo nie było dla ciebie najważniejsze. Oczywiście, speł
niałeś wszystkie oczekiwania Diany, ale żadne z was nie pra
cowało nad tym związkiem. Nawet kiedyś jej mówiłem, że
zle robi, pozwalajÄ…c ci na ucieczkÄ™.
- A co ci odpowiedziała? - zapytał, udając, że go to nie
wiele obchodzi.
Jake westchnÄ…Å‚.
- Stwierdziła, że jest bardzo zadowolona ze swojego życia
i że jeśli przed kimkolwiek uciekasz, to przede mną.
Adam miał pogodną minę, ale w jego głosie słychać było
gorzki smutek.
- Cieszę się, że była szczęśliwa. A jeśli chodzi o to, czy
uciekałem od ciebie...
157
- Nie musisz mi nic wyjaśniać - przerwał mu szorstko oj
ciec. - Chciałem ci tylko uzmysłowić, że nie kochałeś Diany,
za to teraz kogoÅ› kochasz.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Rozpoznaję to spojrzenie. Ja też tak wyglądałem, kiedy
poznałem twoją matkę.
Adam wykorzystał okazję, żeby zmienić temat.
- A więc kochasz mamę? W dziwny sposób to okazujesz.
Wyprowadziłeś się do domu dziadka.
- Moje uczucia do twojej matki nie mają z tym nic wspól
nego - tłumaczył Jake z rezygnacją.
- Więc dlaczego odszedłeś?
Ojciec miał taką minę, jakby dzwigał na barkach ciężar
całego świata.
- Nie mogę ci tego wytłumaczyć. Ani tobie, ani twojej
matce.
- Spróbuj.
Ta propozycja niemal go rozbawiła.
- Oboje nie wierzycie, że robię to, co dla nas najlepsze.
Adam instynktownie pojął, że nadszedł czas, by zmienić
charakter stosunków łączących go z ojcem. Nie chciał więcej
się z nim kłócić, walczyć o to, by za wszelką cenę postawić
na swoim. Nie chciał uciekać. Pragnął tylko... pokoju.
Impulsywnie chwycił ojca za rękę, wyczuwając, że same
słowa nie wystarczą.
- Ufam ci, tato - powiedział. - Nie mam wątpliwości, że
postępujesz jak możesz najlepiej. Przyszedłem tu właśnie po
to, żeby ci to powiedzieć. I jeszcze, że... - Okazało się to
trudniejsze, niż się spodziewał. - Bardzo cię kocham.
Jake Fortune wyglądał, jakby go ktoś zaatakował. Potem
158
usta mu zadrżały. Uścisnął rękę syna i niespokojnie poruszył
się na krześle. Stopniowo odzyskiwał panowanie nad sobą.
- Oczywiście, że mnie kochasz. Tak samo... jak ja ciebie.
- Ostatnie słowa wymówił szybko i niemal natychmiast znów
przybrał nonszalancką pozę. - Co do tego nigdy nie było wąt
pliwości. - Spuścił głowę i bawił się serwetką, starając się nie
pociągać nosem.
Adam czuł ucisk w gardle i łzy pod powiekami. Kilka razy
odetchnął głębiej, żeby się uspokoić.
- Skoro już to sobie wyjaśniliśmy - zaczął oficjalnym to
nem - to może wrócisz do domu albo przynajmniej zadzwonisz
do mamy.
Jake skrzywił się.
- Nie mam jej nic do powiedzenia. Nic się nie zmieniło.
- Możesz jej powiedzieć to, co właśnie powiedziałeś mnie
- zasugerował Adam. - A potem możecie razem zaplanować
przyjęcie dla Rocky i Luke'a. - Jake znów się skrzywił, ale
syn nie ustępował. - Luke zasługuje na oficjalne powitanie,
a Rocky na błogosławieństwo rodziców. Poza tym będzie to
dobra okazja, żebyśmy pokazali reszcie, że nadal ci ufamy.
Jake przeciągle spojrzał w oczy syna.
- Zrobilibyście to dla mnie?
- Oczywiście. Rozmawiałem niedawno z Caroline. Wraz
z Nickiem stoi po twojej stronie, Allie również. Jestem pewien,
że Natalie i Rachel myślą tak samo. A jeśli sądzisz, że to po
może, zadzwonię nawet do ciotki Lindsay i ciotki Rebeki. Da
my im do zrozumienia, że oczekujemy ich poparcia.
Ojciec nadal miał poważna minę.
- Nie wiem, czy to ma jakiekolwiek znaczenie. Tym razem
Nathaniel wydaje siÄ™ zdeterminowany. Ale nie wiesz, jak bar-
159
dzo ci jestem... - Głos mu zadrżał, ale nie musiał już więcej
mówić.
Zbliżył się do nich kelner z zamówionymi daniami, więc
Adam rozłożył serwetę na kolanach.
- Zadzwonisz do mamy i powiesz jej, że wydajemy przy
jęcie, czy ja mam to zrobić?
- Zadzwonię sam. - Ojciec chwilę milczał. - Ale powiedz
mi, co cię tak odmieniło. Skąd to nowe podejście do życia?
Kelner właśnie zaczął nakładać potrawy na talerze, więc
na chwilę zamilkli. Adam nagle poczuł, że musi jeszcze raz
spojrzeć na tę zawoalowaną kobietę. Obejrzał się, ale jej krzesło
było puste. Potrząsnął głową i uśmiechnął się lekko.
- Jedz, tato, a ja ci opowiem o wyczynach twoich wnuków.
Jake chciał zaprotestować, lecz tylko skinął głową.
- Z przyjemnością posłucham.
Na miłej rozmowie upłynęło im pół godziny. Kiedy kelner
przyniósł rachunek, żartobliwie się spierali, kto ma zapłacić.
W końcu, po raz pierwszy, Adam wygrał. Jake'owi bardzo się
nie podobało, że syn stawia mu lunch, ale jakoś to przełknął.
Ojciec był umówiony jeszcze z kimś, więc Adam wstał, by
się pożegnać. Ich uścisk był serdeczny jak nigdy. Gdy się roz
dzielili, Jake był bardzo wzruszony, ale szybko przybrał bez
troską minę, ponieważ dostrzegł, że zbliża się znajomy, z któ
rym miał się spotkać w interesach. Z szerokim uśmiechem
przedstawił mu Adama.
- To jest mój syn. Przed chwilą zafundował mi lunch.
Adam nigdy przedtem nie widział przybysza, ale ten
najwyrazniej był dobrym znajomym ojca.
- Zazdroszczę ci - stwierdził. - Mój syn funduje mi tylko
kłopoty.
160
Jake z dumą poklepał Adama po plecach.
- Mój syn to były wojskowy, teraz będzie się zajmował
zupełnie czym innym. A żebyś zobaczył jego dzieci! Po prostu
aniołki.
- Raczej diabełki, ale dzięki nim czuję, że żyję - roześmiał
siÄ™ Adam.
Rozstali się w radosnym nastroju. Kiedy Adam zmierzał
do wyjścia, ogarnęło go dziwne uczucie. Zatrzymał się i ro
zejrzał dokoła. Dostrzegł kobietę w czerni. Miała na sobie duży
kapelusz z gęstą woalką, przesłaniającą jej twarz. W okrytej
czarną rękawiczką ręce trzymała białą chustkę i wyglądała tak,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]