[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Niestety nie - odrzekła jednak. - Wynajmuję na terenie tej posiadłości nie-
wielki domek. O, to tam. Możesz powiedzieć szoferowi, żeby skręcił w prawo i
przejechał obok jeziora?
Vincenzo wydał po włosku polecenie przez intercom i po chwili limuzyna
podjechała miękko pod uroczy mały domek, jakie widuje się na pocztówkach - z
S
R
kamiennymi ścianami oraz bujnymi krzakami rosnącymi wokół drzwi, nad którymi
wisiała staroświecka latarnia.
Obydwoje wysiedli i zdenerwowana Emma zerknęła na posępną minę
Vincenza.
- Lepiej wejdę pierwsza i uprzedzę...
- Nie - przerwał jej stanowczo i powstrzymał ją, chwytając za nadgarstek. -
Nie ma potrzeby nikogo uprzedzać, cara mia. Wejdziemy razem.
Poczuła się schwytana w potrzask, lecz po chwili się zreflektowała. Była u
siebie, a Vincenzo - który przyjechał tu upewnić się, że nie jest ojcem Gina - prze-
żyje za chwilę potężny szok.
Poczekaj, signor Cardini! - pomyślała zawzięcie.
- Cześć! - zawołała. Pchnęła drzwi i spostrzegła światło padające z salonu.
Joanna leżała na kanapie owinięta w koc i oglądała telewizję.
- Cholernie tu zimno - poskarżyła się Emmie, a potem jej twarz zastygła w
wyrazie niebotycznego zdumienia, gdy ujrzała wchodzącego za nią mężczyznę o
surowej oliwkowej twarzy. - Dobry Boże! Pan z pewnością jest...
- To Vincenzo Cardini - rzekła lakonicznie Emma i rzuciła przyjaciółce spoj-
rzenie oznaczające:  Pózniej ci wszystko opowiem". - Jak chłopiec?
Joanna zerknęła z zaciekawieniem na wysokiego bruneta.
- Och, właściwie nie sprawiał żadnych kłopotów, choć był trochę niespokoj-
ny. Pewnie tęsknił do mamusi. Ale zjadł olbrzymi podwieczorek, a potem go wy-
kąpałam. Powinnaś jednak skłonić Andrew, żeby zamontował w łazience grzejnik.
- Kim jest ten Andrew? - zapytał podejrzliwie Vincenzo.
- Właścicielem domu - wyjaśniła zwięzle Emma.
- Ach, tak? - rzekł, przeszywając ją ostrym spojrzeniem.
Miała ochotę powiedzieć mu, że to nie jego sprawa, ale zmilczała, przypo-
mniawszy sobie, jak bardzo Vincenzo jest zaborczy i zazdrosny. Nic dziwnego, że
wyglądał teraz jak wulkan, który lada chwila wybuchnie!
S
R
Joanna poderwała się z sofy.
- Słuchaj, na mnie już czas.
Emma z uśmiechem wdzięczności skinęła głową.
- Dziękuję ci za wszystko, Jo. Zobaczymy się jutro.
W krępującej ciszy przyjaciółka wzięła płaszcz oraz torebkę i wyszła. Emma
stała jak wmurowana, nie wiedząc, co ma teraz zrobić.
Lecz jej mąż przejął inicjatywę.
- Gdzie on jest? - zapytał.
- T-tam - wyjąkała, wskazując drżącą dłonią uchylone drzwi sypialni. - Ale,
proszę, nie zbudz go.
Vincenzo skrzywił wargi w szyderczym uśmiechu.
- Nie mam zamiaru. Przyjechałem tu jedynie dla spokoju sumienia. Zerknę
tylko na niego i znikam.
Czuła się dziwnie, wkradając się do oświetlonej łagodnym blaskiem nocnej
lampki sypialni Gina z sercem przepełnionym lękiem i miłością. Usiłowała ujrzeć
synka oczami Vincenza, jakby widziała go po raz pierwszy. I choć targał nią nie-
pokój, poczuła gwałtowny przypływ macierzyńskiej dumy.
Chłopczyk leżał na plecach, z piąstkami przy głowie, jakby szykował się do
walki. Jak zwykle rozkopał kołdrę, więc odruchowo chciała ją poprawić.
- Nie - powstrzymał ją Vincenzo. - Zostaw.
- Ale...
- Powiedziałem: zostaw.
Z zapartym tchem obserwowała, jak podszedł do łóżeczka. Przez chwilę stał
nieruchomo - niczym wielki posąg z zimnego czarnego hebanu. Zaciskała pięści tak
mocno, że paznokcie wbijały się jej w dłonie. Pragnęła przerwać tę nieznośną sy-
tuację, lecz nie śmiała. Uświadomiła sobie, że mąż ma prawo przyglądać się Gino-
wi tak długo, jak zechce.
S
R
Vincenzo z mocno bijącym sercem wpatrywał się w gęste czarne włosy śpią-
cego dziecka i usta o nieco nadąsanym wyrazie - tak bardzo podobne do jego wła-
snych. Nawet w przyćmionym świetle lampki wyraznie widział gładką złocisto-
oliwkową cerę chłopca - i wyczuwał drzemiącą w tym drobnym ciałku przyszłą
władczość i siłę.
Wydał długie chrapliwe westchnienie, a potem nieoczekiwanie odwrócił się i
wyszedł z sypialni.
Stropiona Emma wygładziła kołdrę i musnęła dłonią jedwabiste włosy Gina,
niemal jakby chciała go obudzić. Jednak spał mocno, a ona nie mogła dłużej kryć
się tutaj przed nieuniknionym gniewem Vincenza.
Przecież nie zrobiłaś niczego złego - rzekła do siebie.
Wróciła do salonu. Vincenzo stał bez ruchu, czekając na nią niczym kat na
swoją ofiarę. W jego oczach migotała lodowata furia.
- Puttanesca! - rzucił ze śmiertelną pogardą.
Ta obelga była całkiem niestosowna, jednak Emma wiedziała, że Włosi uży-
wają jej wobec kobiet, które ich zdaniem postąpiły zle.
- Dobrze wiesz, że nie jestem dziwką - rzekła spokojnie. - Nie powinieneś
mnie w ten sposób obrażać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl