[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spędziła u matki weekend, by ochłonąć przed przeprowadzeniem zaplanowanych
zmian. Gdy podjechała taksówką pod dwór, osłupiała na widok kamerzystów i fotogra-
fów, którzy rozstawili sprzęt na całym terenie posiadłości. Na żwirowanym podjezdzie
zaparkowano przyczepę.
Ledwie wysiadła, Amelie wyszła jej naprzeciw z telefonem komórkowym przy
uchu.
- Jak dobrze cię widzieć, kochanie! - wykrzyknęła ze sztucznie słodkim uśmie-
chem. - Gdzieś ty się podziewała?
- Odwiedziłam mamę w Kornwalii. Co tu się dzieje?
- Jak to co? Oczywiście robimy sesję zdjęciową. Musimy opublikować zdjęcia
przed Bożym Narodzeniem.
- Co byście zrobili, gdybym nie przyjechała? - spytała, urażona, że nikt jej nie ra-
czył zapytać o zdanie.
- Wiedziałam, że wrócisz - odparła Amelie z niezachwianą pewnością, jaką dają
pieniądze i wpływy. Ujęła ją pod ramię i skierowała ku wejściu z miną udzielnej właści-
cielki. - Bądz uprzejma nam otworzyć. Już skończyliśmy pracę na zewnątrz.
- Trochę mi to nie na rękę. Jestem zmęczona po podróży.
R
L
T
- Dla dziesięciu tysięcy warto trochę pocierpieć, moja droga.
Ellery dała za wygraną. Zbyt wyczerpana, by wszczynać dyskusję, spełniła polece-
nie. Nie zamierzała wyjawiać Amelie Weyton swoich planów.
Następne dwa dni spędziła w sypialni przy telefonie i laptopie, załatwiając swoje
sprawy. Gdy schodziła, zrobić sobie coś do jedzenia, zastawała w kuchni charakteryza-
torki robiące makijaże i fryzury modelkom. Przez okno oglądała dziewczyny pozujące do
zdjęć ze zblazowanymi minami.
Dopiero w ostatnim dniu sesji z ciekawości zajrzała do salonu. Na widok modelki
wyciągniętej przed kominkiem, w miejscu, gdzie po raz pierwszy kochała się z Laren-
zem, zabolało ją serce.
Pojęła, dlaczego wybrał jej dwór na scenerię. Ledwie poznała reprezentacyjny po-
kój. Z żyrandoli i sufitów zwisały sztuczne pajęczyny. Wszędzie rozpylono jakiś pro-
szek, imitujący pokłady kurzu. Zamiast jej spranych, ale jeszcze porządnych zasłon w
oknach zawieszono łachmany. Amelie przekształciła jej rodzinny dom w koszmarną ru-
derę. Przypominał opuszczone domostwo, zamieszkałe przez duchy. Z niesmakiem i
oburzeniem odwróciła wzrok.
- Zwietna scenografia, prawda? - zawołała Amelie zza jej pleców. - Zatrudniliśmy
filmowego scenografa. Wspaniale mu wyszły te pajęczyny. Zobacz, ta suknia aż lśni na
tym tle - paplała radośnie, odwracając Ellery z powrotem twarzą do kominka.
Ellery musiała przyznać, że stworzyła naprawdę artystyczną wizję. Amarantowa
kreacja wyraznie odcinała się od wszechobecnej szarzyzny. Podziwiała plastyczne zdol-
ności Amelie, lecz to, co zrobili z jej dworem, który z takim trudem usiłowała zachować
w jak najlepszym stanie, zakrawało na kpinę.
Najbardziej bolało ją, że Larenz przystał na ten pomysł z zimną krwią.
Wzięła głęboki oddech dla uspokojenia wzburzonych nerwów. Postanowiła przejść
do porządku dziennego nad przeszłością, zawiedzionymi nadziejami i rozterkami. %7łe-
gnała rodzinny dom, żeby zacząć nowe życie. Myśl o tym, na jaki cel pójdą zarobione
pieniądze, dodała jej otuchy.
Obdarzyła nawet Amelie chłodnym uśmiechem.
- Tak. To bardzo artystyczna wizja - przyznała. - Dziś kończycie, prawda?
R
L
T
- Obiecuję, że przed podwieczorkiem wszystko posprzątamy.
Dotrzymała słowa. Wkrótce ekipa spakowała sprzęt, nadąsane modelki wsiadły do
samochodów, a zespół sprzątający w mgnieniu oka przywrócił dwór do pierwotnego
stanu. Ellery musiała przyznać, że Amelie rzetelnie wykonała zadanie, jak przystało na
prawdziwą profesjonalistkę.
Gdy została sama, zeszła do kuchni na herbatę. W domu zapanowała cisza. Nie ża-
łowała, że niebawem go opuści. Podeszła do kranu napełnić czajnik.
- Cześć, Ellery - usłyszała za sobą znajomy głos.
Nagły powiew zimnego powietrza z dworu zatrząsł okiennicami. Gdy odwróciła
głowę, ujrzała w progu Larenza w wełnianym płaszczu i skórzanych rękawiczkach, z po-
liczkami zaczerwienionymi od mrozu. Przez chwilę bez słowa pożerała wzrokiem krę-
cone włosy, błyszczące oczy i jednodniowy zarost, zanim zdołała wykrztusić z bez-
granicznym zdumieniem:
- Co tu robisz?
- Przywiozłem ci czek. Mogę wejść?
- Dlaczego nie wysłałeś go pocztą? - spytała starannie ukrywając rozczarowanie.
W pierwszej chwili na jego widok jej serce podskoczyło z radości. Niemal zapo-
mniała, jak głęboko ją zranił.
- Obawiałem się, że mógłby zaginąć. Opiewa na znaczną sumę. To, że mam dużo
pieniędzy, nie oznacza, że ich nie szanuję.
- Dobrze, że przynajmniej cokolwiek cenisz - odburknęła z goryczą, nadal odwró-
cona tyłem. Powiedziała sobie, że najwyższa pora zapomnieć o próżnych nadziejach,
które niegdyś na krótko rozbudził w jej sercu. - Dziękuję, że zechciałeś zadać sobie tyle
trudu. - Odwróciła się przodem do niego i wyciągnęła rękę.
Larenz nie podszedł do niej. Stał bez ruchu ze wzrokiem wbitym w jej twarz, póki
nie ponagliła:
- No daj mi wreszcie ten czek.
Lecz nadal go nie dostała. Za to Larenz wreszcie przemówił:
- Przepraszam, że tak nieładnie wyszło...
R
L
T
Zamiast ułagodzić Ellery, doprowadził ją do pasji. Przepraszał za traktowanie ją
jak przedmiot, jakby to był drobny nietakt.
- Po co naprawdę przyjechałeś? Co chcesz osiągnąć? Między nami nic nie było.
Dałeś mi to jasno do zrozumienia, gdy wyrzuciłeś mnie ze swojego życia. Od początku
nie brałeś pod uwagę moich uczuć. Zakpiłeś z nich otwarcie, zezwalając na obrócenie
mojego domu w ruinę - wyrzuciła z siebie jednym tchem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl