[ Pobierz całość w formacie PDF ]

popularnością. Jednakże już w początkach XIV wieku w niektórych prowincjach następuje podział kompetencji między
prewotów a poborców podatkowych.
Wskoczył na siodło i ruszył kłusem do Cressay, jakby sam jeden miał zdobyć fortecę.
 Moje złoto albo areszt... moje złoto albo areszt. I niech wołają o pomoc do Boga i
wszystkich świętych.
Wioska Cressay, o pół mili od Neauphle, osiadła na zboczu wzgórza nad brzegiem rzeczki
Mauldre, którą można było przesadzić jednym skokiem konia.
Guccio dostrzegł kasztel, który w rzeczywistości był małym, dość zniszczonym
zameczkiem o niskich wieżyczkach i błotnistym dojezdzie, bez fosy, bo rzeczka była rowem
obronnym. Wszystko wskazywało na ubóstwo i złą gospodarkę. Dachy zapadły się w kilku
miejscach; gołębnik zdawał się słabo zaopatrzony; na pokrytych mchem murach widniały
szczeliny, a w pobliskich lasach głębokie wyręby.
 Tym gorzej. Moje złoto lub areszt  wjeżdżając przez bramę powtarzał Guccio.
Lecz już ktoś powziął przed nim podobny zamiar, mianowicie prewot Portefruit.
Na podwórzu panował rozgardiasz. Trzech królewskich sierżantów, trzymając w ręku kije
zakończone kwiatem lilii, poganiało rozkazami kilku obdartych niewolnych, każąc spędzać
bydło, wiązać parami woły, wynosić z młyna wory z ziarnem i rzucać je na wozy prewota.
Krzyki sierżantów, bieganina przerażonych chłopów, beczenie dwudziestu owiec, wrzask
drobiu tworzyły niezły hałas.
Nikt nie zatroszczył się o Guccia; nikt nie odebrał od niego konia i sam go musiał
przywiązać za uzdę do obręczy przy słupie. Stary wieśniak, przechodząc koło niego,
powiedział po prostu:
 Nieszczęście nad tym domem. Gdyby pan jeszcze żył, skonałby po raz wtóry. To
niesprawiedliwe!
Z domu przez otwarte drzwi dochodził odgłos gwałtownej dyskusji.
 Zdaje się, że przybywam w feralny dzień  pomyślał Guccio, a jego zły humor jeszcze
się wzmógł.
Kierując się dzwiękiem głosów, Guccio wszedł po schodach na próg, a stamtąd do
ciemnej sali o ścianach z kamienia i belkowanym suficie.
Na spotkanie wyszła mu młoda dziewczyna, na którą nie raczył nawet spojrzeć.
 Przyjechałem w interesie i chciałbym rozmawiać z panami na Cressay  rzekł.
 Jestem Maria de Cressay. Moi bracia, a także matka, są tam  odpowiedziała z
wahaniem dziewczyna, wskazując wnętrze izby.  Lecz na razie bardzo zajęci...
 Nie szkodzi. Zaczekam  powiedział Guccio.
Dla potwierdzenia swoich słów stanął przed kominkiem i wyciągnął but w stronę ognia.
W głębi sali rozległ się krzyk. Dwaj młodzi ludzie, jeden brodaty, drugi bez zarostu, ale
wielcy i rumiani, stali po obu stronach matki, pani de Cressay, która próbowała stawić czoło
czwartej osobie; był nią sam prewot  jak się Guccio wkrótce domyślił.
Pani de Cressay, zwana przez sąsiadów damą Eliabel, miała błyszczące oczy, obfity biust
i dobrą czterdziestkę, a jej okazałe ciało okrywały wdowie szaty*.
 Panie prewocie!  krzyczała.  Mój małżonek zadłużył się, żeby zdobyć ekwipunek na
królewską wyprawę wojenną, i więcej na niej zebrał guzów niż łupów, a gospodarka bez
mężczyzny szła byle jak. Zawsześmy opłacali podatki, oddawali posługi i składali ofiary na
kościół. Niech mi powiedzą, kto zacniej żył w całej prowincji? A wy przychodzicie nas
rabować, panie Portefruit, żeby utuczyć ludzi waszego pokroju, których dziadowie boso
brodzili w strumykach!
Guccio rozglądnął się. Kilka wiejskich stołków, dwa krzesła z oparciem, ławki
przytwierdzone do ścian, skrzynie i wielka prycza z zasłoną, za którą było widać siennik,
składały się na całe umeblowanie. Ponad kominkiem wisiała tarcza herbowa o wyblakłych
barwach i wojenny puklerz zmarłego rycerza de Cressay.
 Złożę skargę hrabiemu de Dreux  ciągnęła dama Eliabel.
 Hrabia de Dreux nie jest królem, a ja wykonuję królewskie rozkazy  odparł prewot.
 Nie wierzę wam, panie. Nie mogę uwierzyć, żeby król kazał traktować jak złoczyńców
ludzi, którzy od dwustu lat posiadają szlachectwo. Chyba że królestwo rozpada się w gruzy.
* Strój wdów ze szlacheckich rodów składał się z długiej czarnej sukni bez ozdób i klejnotów, z białej podwiki, obejmującej
szyję i podbródek, oraz białego welonu osłaniającego włosy.
 Przynajmniej dajcie nam trochę czasu  wtrącił syn, ten z brodą.  Będziemy spłacać
ratami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl