[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tak \eby tamtatego nie spostrzegła, \eby nie zakłóciło to jej spokoju.
Patrzyła w morze, \egnała się z morzem.
Maritiepokornie i z prawdziwą nadzieją spełnienia, a równocześniejakby odpuszczając sobie
wszystkie swojegrzechy poogromnej, po bolesnej pokucie \yczyła jej, \eby wróciłatu kiedyś,
bardzie^ szczęśliwa ni\ tego lata.
I jeszcze tylko ]eiopragnienie, strzęp tego, które rozsadzało jej piersi, kiedy liczyła dni
do owej chwili naulicy Gustawa Adolfa, kiedy pan Sandelund, notariuszrodziny.
Och, nietrzebabyło o tym myśleć, nie trzebabyło do tego wracać.
Jeszcze tylko zobaczyć go i przeczekać gdzieś wukryciu godzinę odejścia pociągu, a potem .
wszystkobędziejak dawniej.
Mo\e pójdzie nawetpotańczyć, mo\e pozwoli panu Balou zaprosić się do "Internationalu";
nale\ało musię to za pomocprzy rozmowie 2 Holendrami.
Musiał gdzieśtu być, skoro ona tu siedziała, skoro patrzyła w tę- stronę \egnał się
pewnie tak\e z morzemi trzeba go było szukaćna pla\y, w prostej linii stąd,najbli\ej
tegomiejsca.
Ból w'krzy\u dawał wcią\ znać o sobie, ale ruszyłasięspod drzewa,pod którym stała,
iostro\nie, w cieniu tui,okrą\ając'pocztę, pawilon handlowy i hotel "Rodina" wyszła napla\ę.
Zbli\ała się poraobiadowa i ludzie zwijaliswoje obozowisika.
Najpierwzobaczyła jego ręcznik, tękolorową plamę w zielone i pomarańczowe pasy, tak,
łatwą dorozpoznania z .
daleka.
Le\ały na nim okulary słoneczne, papierosyi zapałki.
Stanęła przy nim i spojrzała
w morze.
Kąpiących się nie było wiele, więc dostrzegłago od razu, ciemną głowę ponad falą i ramiona,
wyrzucane w skierowanym ku brzegowi crawlu.
Nie chciała, \eby zobaczył ją z daleka, \eby płynął,widząc ją nabrzegu.
Usiadła na ręczniku i czekała oparłszyczołoo kolana.
Nie miało'znaczenia, \e wszystkotrwało tak krótko, zaledwie kilka dni.
Aleniczego w \yciu tak nie pragnęła i klęska musiała boleć,\al musiałsię wykrwawić, \al po
ostatniej nadriei.
Maritie!
powiedział tuz nad nią, schylony nisko,przera\ony.
Podniosła głowę.
Niech się pan nie boi.
Zarazodejdę.
To nie będziedługo trwało.
Chciałem, \ebyś była rozsądna.
I jestem.
Jestem tak rozsądna,jak to tylko jestmo\liwe.
I jak tylko daje się wytrzymać,
Dziś wyje\d\am.
Wiem.
Dlatego przyszłam.
Mo\e pan coś dla mniezrobić?
Jeśli tylko będęmógł.
Będzie pan mógł.
Niech pan ju\ do nikogo nie mówi: \rebaczku.
Starałsię pohamować uśmiech.
W stosunku do nikogo innego 'nie przysztoby mi tona myśl.
Dziękuję.
Będę to miałana własność.
Dajęci to, zrebaczku.
Chciaławstać, ale przytrzymał jąramieniem isamusiadł obok.
Zostań jeszcze chwilę powiedział cicho.
Jeszczechwilęmo\emy być razem.
Wstrzymała oddech, ale bala się, \e siedząc tak bliskousłyszy łomot jej serca,
uderzeniaoszalałego zwierzęcia o ściany klatki.
Jeszcze chwilę mo\emybyć razem powiedział,I miała kilka minut na patrzenie, na
zapamiętanie.
Co w nim było innego, copiękniejszego ni\u innych?
Męska, powleczona teraz złotą opaleniznatwarz, prosty nos, włosyjaśniejsze 'nad czołem, i
szareoczy, patrzące teraz wjej oczy po raz pierwszybez zmieszania i zatrwo\enia, usta, które
się po raz pierwszy.
uśmiechały ze smutna czułością.
Nale\ał do innej kobiety ale dopiero teraz to zrozumiała, nale\ał tak\e doinnego kraju, innego
\ycia, do innych wyobra\eń o lym,co najwa\niejsze.
Nawet gdyby się to dokonało, gdybymo\liwym stało się niemo\liwe odebrałaby, alenie
wzięła.
O tym, trzeba byłoprzede wszystkim pamiętać, choć nie było w tym\adnej pociechy.
Awięc,zrcbaczku powiedział.
I bez naszegoudziału jest tyle zła na świecie.
Bądz miły i dobry.
Wstała, wyciągnęła do niegorękę.
Tego nie obiecujęszepnęła.
Jak to nie?
MusiszNie nale\y się po minie za du\o spodziewać.
Wystarczy, jak na jedendzień.
Usiłował wcią\ utrzymać swój uśmiech, chciał, pragnął z całejduszy, \eby odbił się na
jej twarzy, \eby moglirozstać się tak, jakby nic nie bolało, Jakby niczego niebyło \al.
Ale onapowtórzyła, kołyszącgłową, a jej lotnewłosy uniosły się na wietrze i uderzyłygo
wtwarz,ciepłe i miękkie, jak oddech.
Wystarczy!
Nie wybieram się jeszcze do nieba.
Nastarość popracuję nad tym.
Co ty wygadujesz?
Maritie!
Och, nie mówmy o tym.
A teraz niech pan tu jeszcze zostaoue.
Przez chwilę,a jaodejdę.
I nieobejrzę sięani razu za siebie, zobaczy pan.
śyczę ci wiele szczęścia, zrebaczsku.
Masz przed sobą wspaniałe\ycie.
I Ja\yczę panu szczęścia powiedziała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl