[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zny około czterdziestki. Salsbury nie znał go, ale uznał, że pewnie pracuje w tartaku lub
w osadzie drwali.
Z piątki gości Jenny najbardziej przykuwała uwagę Salsbury ego. Kilka godzin temu,
podczas rozmowy z doktorem Troutmanem, dowiedział się, że ani ona, ani jej ojciec nie
skarżyli się na nocne dreszcze. Fakt, że dreszcze ominęły również pewną liczbę dzie-
ci, nie zaniepokoił go. Wszak skuteczność subliminali była proporcjonalna do umiejęt-
ności językowych i zdolności czytania  obiektów , więc spodziewał się, że nie wszystkie
dzieci zareagują na nie. Lecz Sam i Jenny powinni zareagować!
Być może nie wchłonęli specyfiku. Jeśli tak, oznacza to, że nie pili w ogóle wody
z miejskich wodociągów, nie używali jej do robienia lodu i nie gotowali na niej. Było
to mało prawdopodobne, ponieważ specyfik został wprowadzony także do czternastu
podstawowych produktów, rozprowadzanych przez hurtownię w Bangor. Trudno mu
więc było uwierzyć, że Edisonowie mogli mieć tyle szczęścia, by przypadkowo uniknąć
każdej skażonej substancji.
Istniała druga możliwość. Wprawdzie również mało prawdopodobna, ale nie dają-
ca się całkowicie wykluczyć. Otóż Edisonowie wchłonęli specyfik, ale nie zetknęli się
z żadnym z programów subliminalnych, które z taką troską i precyzją zaprojektowano
dla eksperymentu w Black River i rozprowadzano przez siedem dni, korzystając z dru-
kowanych i elektronicznych mediów.
Salsbury był prawie pewien, że żadne z tych wyjaśnień nie jest trafne, a przyczyny
są złożone, technicznie skomplikowane. Nawet najbardziej korzystnie działające lekar-
stwo może być dla pewnych osób grozne, spowodować chorobę lub nawet śmierć. Poza
tym są ludzie  choć jest to niezwykle mała grupa  którzy albo są całkowicie odpor-
ni na działanie prawie każdego środka farmakologicznego albo reagują nań w minimal-
nym stopniu. Wynika to z różnic w przemianie materii,  chemii organizmu i innych
nieustalonych czynników. Bardziej prawdopodobne było, że Jenny i Sam Edisonowie
wchłonęli podkład subliminalny z wodą lub pożywieniem, ale nie ulegli mu  albo
w ogóle, albo nie na tyle, na ile trzeba  i w konsekwencji subliminale nie działały, po-
nieważ nie zostali na nie przygotowani.
W końcu będzie zmuszony poddać ich wielu próbom i testom w klinice medycznej,
z nadzieją, że uda mu się znalezć to, co powoduje odporność na specyfik. Ale można
z tym zaczekać. Przez następne trzy tygodnie będzie spokojnie notował i badał skutki
oddziaływania środka i subliminali na innych mieszkańców Black River.
Chociaż Salsbury był bardziej zainteresowany Jenny niż innymi gośćmi, to jednak
przez większość czasu jego uwaga skupiała się na młodszej z dwóch kelnerek. Była to
szczupła, gibka brunetka o ciemnych oczach i miodowej cerze. Miała około dwudzie-
stu pięciu lat, urzekający uśmiech, niski, gardłowy głos, idealnie pasujący do sypialni.
W każdym jej ruchu Salsbury dostrzegał seksualny podtekst. Aż się prosiła o zgwałce-
nie.
70
Najważniejsze jednak, że kelnerka przypominała mu Miriam, żonę, z którą się roz-
szedł dwadzieścia siedem lat temu. Tak jak Miriam, miała drobne, wysoko osadzone
piersi i bardzo piękne, szczupłe nogi. Jej gardłowy głos też przypominał Miriam. I miała
ruchy Miriam: naturalny wdzięk w każdym geście, nieświadome kołysanie bioder, za-
pierające dech.
Miał na nią chęć.
Nigdy jednak nie byłby w stanie jej posiąść, ponieważ za bardzo przypominała mu
Miriam, z jej frustracjami, wybuchami gniewu, i niepowodzenia tamtego okropnego
pięcioletniego małżeństwa. Ta dziewczyna budziła w nim pożądanie, ale również tłu-
mioną długo nienawiść do Miriam i w konsekwencji do wszystkich kobiet. Wiedział, że
podczas aktu seksualnego, kiedy wejdzie w nią i zacznie się poruszać, jej podobieństwo
do byłej żony wywoła impotencję.
Gdy przyniosła rachunek za lunch, błyskając oszałamiającym uśmiechem, za które-
go już zaczął odczytywać wyniosłość i pogardę, powiedział:
 Jestem klucz.
Podejmował niedopuszczalne ryzyko. Nie potrafił usprawiedliwić go nawet przed
sobą. Dopóki nie miał pewności, że każdy w miasteczku, oprócz Edisonów i garst-
ki dzieci, został odpowiednio zaprogramowany, powinien ograniczyć używanie hasła
do rozmów telefonicznych (jak z Troutmanem) oraz do sytuacji, kiedy był sam na sam
z obiektem. Dopiero po trzech tygodniach obserwacji i indywidualnych kontaktów bę-
dzie mógł przyjąć, że nic nie ryzykuje. Teraz był więc trochę zaniepokojony swoim nie-
odpowiedzialnym zachowaniem. Nie przeszkadzało mu specjalnie, że absolutna władza
absolutnie korumpuje, dopóki nie stawał się przy tym zbyt lekkomyślny. Z drugiej stro-
ny istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że ich ktoś usłyszy, jeśli będą rozmawiali
po cichu. Najbliżej Salsbury ego siedziała para staruszków w loży przy drzwiach. Była to
jednak zbyt duża odległość, by mogli słyszeć rozmowę. Poza tym nie potrafił oprzeć się
pragnieniu zapanowania nad tą kobietą. Emocje pozbawiły go zdrowego rozsądku i ga-
lopował z nimi tam, dokąd chciały.
 Jestem zamek  odpowiedziała.
 Mów cicho.
 Tak, sir.
 Jak się nazywasz?
 Alice.
 Ile masz lat?
 Dwadzieścia sześć.
 Zliczna jesteś  powiedział.
Nic nie odpowiedziała.
 Uśmiechnij się do mnie, Alice.
71
Uśmiechnęła się. Nie wyglądała ani trochę na oszołomioną. W jej wielkich ciemnych
oczach nie było nawet śladu transu. A równocześnie była ślepo posłuszna.
 Masz ładne ciało  powiedział.
 Dziękuję.
 Lubisz seks?
 No.
 Bardzo to lubisz?
 No. Lubię.
 Kiedy jesteś z mężczyzną w łóżku, jest coś, na co byś nie pozwoliła?
 No. Na greka.
 Nie pozwoliłabyś mu wsadzić w tyłek?
 No. Nie podoba mi się to.  Oblała się rumieńcem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl