[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wej przyczyny szczodrobliwoSci Mungera. Jednak¿e od tamtego wydarze-
nia coS ich po³¹czy³o. Teraz chcia³ za wszelk¹ cenê wiedzieæ, dlaczego Mun-
ger sprzedaje swój sprzêt i czy nie jest mu potrzebna pomoc.
Odsun¹³ krzes³o, wsta³, przeci¹gn¹³ siê i poszed³ do kuchni. Ruth, w d³u-
gich ró¿owych gumowych rêkawicach, sta³a przy zlewie i zmywa³a talerze.
Stan¹³ tu¿ za ni¹, poca³owa³ w szyjê i poklepa³ w siedzenie.
 Wychodzê.
Odwróci³a siê, poca³owa³a go w usta i spyta³a:
 Wrócisz póxno?
 Najwy¿ej za dwie godziny. Kiedy skoñczysz, zadzwoñ do Mandaryna
i zamów stolik na czwartek.
USmiechnê³a siê, wiedz¹c, ¿e chodzi o ich rocznicê.
 Zadzwoniê i powiem, ¿eby ju¿ mrozili szampana. Parê butelek.
 I po co ludzie opowiadaj¹ takie bzdury, ¿e we dwójkê ¿yje siê równie
tanio jak w pojedynkê  odpar³ z udawan¹ rozpacz¹.
Poca³owa³a go raz jeszcze, tym razem w czubek nosa, i powróci³a do
zmywania. Kiedy zamyka³ drzwi, przypomnia³a sobie o bransoletce. Czy ju¿
j¹ kupi³? To mia³a byæ oczywiScie niespodzianka, ale oboje o niej wiedzieli.
Dwukrotnie w ubieg³ym tygodniu pokierowa³a nim w stronê jubilerskiego
sklepu, gdzie niby to mimochodem zwróci³a uwagê na le¿¹c¹ w witrynie
bransoletkê z jaspisu oprawionego w z³oto. Jej cena wynosi³a siedem tysiê-
cy hongkoñskich dolarów. Ekstrawagancki prezent, ale skoro Duff otrzyma³
sw¹ pierwsz¹ premiê za zdjêcia&
38
2
Walter Blum przygl¹da³ siê wchodz¹cym do klubu. Ju¿ od godziny siedzia³
przy tym samym co zawsze stoliku w rogu i, jak zawsze, sta³ przed nim
srebrny kube³ek z lodem. W lodzie ch³odzi³a siê na po³y ju¿ opró¿niona bu-
telka Montrachet. Blum lubi³ przygl¹daæ siê ludziom. By³ to jego zawód
i pasja zarazem. To prawda, ¿e nie nadawa³ siê do niczego innego, gdy¿ wa-
¿y³ blisko sto piêædziesi¹t kilo i by³ niski. Wygl¹da³ jak uosobienie bardzo
bogatego, bardzo oty³ego cz³owieka o pospolitych upodobaniach. Mia³ na
sobie b³yszcz¹cy jasnopopielaty flanelowy garnitur i rdzawy krawat, z wpiê-
t¹ z³ot¹ szpilk¹ wysadzan¹ brylantami, na tle jasnoniebieskiej jedwabnej
koszuli. W pulchnych palcach, z nadzianymi na nie zbyt wielkimi sygneta-
mi, trzyma³ grube cygaro, które regularnie podnosi³ do ust. Karykatury do-
pe³nia³ monokl zwisaj¹cy z szyi na jedwabnym, plecionym czarnym sznu-
reczku. Nikt nigdy nie widzia³, by kiedykolwiek korzysta³ z monokla.
W klubie dziennikarzy, który wszyscy nazywali inicja³ami FCC  Foreign
Correspondent s Club  pojawia³ siê niemal codziennie o siódmej trzydzie-
Sci wieczorem, przywo¿ony pod Sutherland House bia³ym rolls-royce em
bêd¹cym jego w³asnoSci¹. Mêczy³ go nawet kilkunastometrowy spacer do
wind, tote¿ wysiadaj¹c na czternastym piêtrze w klimatyzowanym holu
dysza³ i lekko siê poci³. Szed³ do swego stolika powoli, rozdaj¹c ³askawe
uk³ony znajomym i personelowi. Na stoliku czeka³o ju¿ sch³odzone wino
i cztery kieliszki. Trzy kieliszki na wszelki wypadek, gdyby mu przysz³a
ochota zaprosiæ kogoS do stolika. Zaproszenie by³o zawsze mile widziane,
gdy¿ nawet przy niskich cenach klubowych butelka montrachet kosztowa-
³a fortunê. Blum podnosi³ siê od stolika o dziewi¹tej czterdzieSci piêæ.
W drodze do holu zatrzymywa³ siê przy barze i zamienia³ kilka s³Ã³w z bar-
manem Czangiem. O dziesi¹tej siedzia³ ju¿ za swoim stolikiem w rogu sali
grillowej hotelu Mandaryn. Wola³ jadaæ sam  spo¿ywanie posi³ku to po-
wa¿na sprawa.
Przychodzi³ tak do klubu od wielu lat. Nikt nie wiedzia³, dlaczego wy-
bra³ w³aSnie FCC. Nie by³ to klub milionerów, brakowa³o mu bogactwa i prze-
pychu pasuj¹cych do jego wygl¹du krezusa. Powód by³ jednak prosty. Lubi³
obserwowaæ ludzi z ró¿nych Srodowisk, a pod tym wzglêdem FCC bi³ na
g³owê wszystkie inne kluby Hongkongu.
Szacowny Hongkong Club skupia³ wy³¹cznie brytyjskich biznesmenów
i urzêdników z administracji gubernatora, z dodatkiem nielicznych  ludzi
z miasta , wy³¹cznie po to, by zamkn¹æ usta krytykom, zarzucaj¹cym w³a-
dzom klubowym politykê kolonialn¹. Klub Amerykañski by³& by³ po prostu
zbyt amerykañski, dostojny zaS Country Club w Deep Walter Bay stanowi³
39
siedlisko nuworyszów. Mimo swego wygl¹du Walter Blum zatrz¹s³by siê ze
z³oSci, gdyby go tam zakwalifikowano.
Ujmuj¹c krótko, FCC by³ klubem kosmopolitycznym. Tylko ma³y pro-
cent jego cz³onków nale¿a³ do korpusu prasowego. Byli w nim oczywiScie
przedstawiciele miejscowych Srodków przekazu: redaktorzy i reporterzy bry-
tyjskiej oraz chiñskiej prasy, kamerzySci i komentatorzy miejscowych stacji
telewizyjnych, nawet krzykliwi prezenterzy muzyki z radia, gadaj¹cy
o wszystkim i o niczym miêdzy poszczególnymi utworami. Poniewa¿ byli
 miejscowymi i  profesjonalistami jak to lubili o sobie mówiæ, przybierali
dumne pozy, okazuj¹c wy¿szoSæ pomniejszym rybkom: specom od reklamy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl