[ Pobierz całość w formacie PDF ]
fotel stojący naprzeciwko drzwi.
Zostawcie mnie& Szept urwał się.
Rozdział 28
W domu nazywanym Edbrook panowała martwa cisza. Nie słychać było
odgłosów kroków, ani w mrocznych korytarzach, ani w zakurzonych
pokojach. Jedynie robactwo toczyło spróchniałe meble, a na ścianach
leniwie poruszały się pająki, uśpione pózną porą roku. Kamienne ściany
budynku strzegły spokoju. Przez okno zaglądał bezbarwny świt.
W pokoju na piętrze mężczyzna spał niespokojnie w fotelu stojącym
naprzeciw zabarykadowanych drzwi.
Dawid Ash wciąż miał na sobie pognieciony płaszcz z kołnierzem
postawionym wysoko i otulającym szyję. Nie ogolona szczęka opadła mu
na pierś. W słabym świetle poranka jego twarz miała niezdrowy, ziemisty
kolor. Znać było na niej wyczerpanie i niepokój spowodowany trapiącym go
sennym koszmarem, w którym&
& chłopiec budzi się słysząc szept. Dawid&
Wychodzi z sypialni, czując hipnotyzujące działanie łagodnego głosu. Schodzi po
schodach do pokoju zalanego łuną płonących świec. Pod ścianą stoi trumna.
Chłopiec zbliża się do niej z rozszerzonymi ze strachu oczyma. Zagląda do
wymoszczonego jedwabiem wnętrza.
Dziewczyna, która tam leży, nic jest jego siostrą.
Jest starsza i wygląda pięknie. Otwiera oczy.
Uśmiecha się. Uśmiech zamienia się w koszmarny grymas. Christina wyciąga
ramiona, jak gdyby chciała go objąć. Szepcze: Dawid&
Ash obudził się ze zduszonym okrzykiem. Drgnął, przy czym przewrócił
nogą stojącą na podłodze pustą butelkę po wódce. Rozejrzał się wokół, jakby nie
poznawał otoczenia Blask sączący się przez okno mieszał się z bladym
światłem żarówki, tworząc dziwne i nienaturalne cienie. Zamrugał oczami,
żeby złagodzić dokuczliwe szczypanie oczu pod spuchniętymi powiekami.
Przełknął ślinę. Czuł nieznośną suchość w gardle. Przeczesał palcami
zmierzwione włosy.
Zamarł w bezruchu, kiedy przypomniał sobie sen i jęknął cicho, kiedy
zobaczył pod drzwiami komodę i zdał sobie sprawę, skąd się tam wzięła.
Ash wstrzymał oddech i nadsłuchiwał nerwowo przez chwile, zaciskając
drżące dłonie na oparciach fotela. Panowała kompletna cisza. W dziwny
sposób odczuwał próżnię wypełniającą dom, tak jakby Edbrook również
wstrzymał oddech.
Podniósł się i zbliżył do wzniesionej przez siebie barykady. Oparł łokcie o
komodę
i dalej nadsłuchiwał, czekając na najmniejszy ślad czyjejś obecności i
starając się wyłowić nawet najcichszy dzwięk. Jednak nic takiego nie usłyszał.
Niepewnym krokiem podszedł do okna, czując, że powoli odzyskuje koordynację
ruchów i pełną sprawność zmysłów.
Popatrzył na ogród. Mżył drobny deszcz i stojące tam posągi otoczone
były delikatną mgiełką, która deformowała ich klasyczne kształty.
Otępienie z wolna ustępowało i Ash nagle podjął decyzję.
Wyjąwszy z szafy torbę, zaczął upychać w niej ubrania i inne osobiste drobiazgi,
nie zwracając uwagi na porządek. Wrzucił do środka notes leżący na
sekretarzyku, po czym zaciągnął zamek błyskawiczny, mrucząc coś pod nosem,
kiedy zamek zaciął się
w połowie drogi. Jednak nie zadał sobie trudu, żeby zamknąć torbę do końca.
Stanął
na palcach, żeby sięgnąć po leżącą na szafie walizkę, i rzucił ją na łóżko. Przez
chwilę patrzył na nią, zdając sobie nagle sprawę, że będzie musiał wydostać
swoje urządzenia
z różnych części domu.
Ash ponownie zerknął w kierunku drzwi.
Ostrożnie podszedł do komody, ujął ją za boczne krawędzie i zbierając wszystkie
siły, odsunął na bok. Zmęczony wysiłkiem, podparł się łokciami o blat
mebla i nerwowo zerkał na klucz w zamku drzwi. Zmusił się, żeby go
przekręcić. A potem znowu musiał pokonać wewnętrzny opór, by otworzyć
drzwi.
Na zewnątrz stała ciotka Tessa.
Jezu& wyszeptał z przerażeniem.
Weszła do środka. Odniósł wrażenie, jakby jej twarz postarzała się
gwałtownie, była bowiem zmęczona i poorana głębokimi bruzdami
zmarszczek. Skórę miała pobladłą, tak jakby trawiła ją jakaś długotrwała
choroba.
Przemówiła cicho, jakby obawiała się, że ktoś może ich podsłuchać. W tonie
jej głosu znać było zdenerwowanie.
Musi pan natychmiast wyjechać. Natychmiast, panie Ash.
Gdzie oni są? zapytał także ściszając głos.
To nie ma znaczenia jej słowa zabrzmiały jak reprymenda. Proszę o nic
nie pytać, tylko opuścić ten dom. To wszystko przestało już być
zabawą. Przekształciło się w coś więcej. Stało się coś, co wszystko
zmieniło. Oni są zli na pana, panie Ash. Bardzo zli.
Wyjrzała na korytarz, aby upewnić się, że nie ma tam nikogo. Nachyliła
się ku niemu i szepnęła konspiracyjnym szeptem:
Rano jest pociąg do Londynu, który zatrzymuje się we wsi, aby zabrać pocztę.
Jeszcze ma pan dość czasu, żeby go złapać, jeśli się pan pośpieszy.
Ash nie potrzebował dodatkowej zachęty. Podszedł do łóżka i sięgnął po
torbę. Zauważył pustą walizkę. Odwrócił się. Postanowił zostawić ją tam. W
[ Pobierz całość w formacie PDF ]