[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dopasować swój wygląd do interpretacji Marca i przybrać pozę udręczonej córki nierozsądnego
rodzica.
- Nie wyglądasz na czarownicę - powiedział w końcu Dawid. - I wcale nie wyglądasz jak
ktoś, kto próbował zaprzedać duszę diabłu. Co ty na to, de Courtenay?
- To kobieta, która została zwiedziona przez otaczających ją mężczyzn. Moim zdaniem
historie opowiadane o niej w Edynburgu są kłamstwem, a ona nosi na policzku jedynie znak
zdrady swojego ojca, nic więcej. Dodam też, że na jej szyi znalazłem to... - Wyciągnął i uniósł
wysoko łańcuszek. Na jego końcu Wisiał pożółkły ze starości ząb w ozdobnej oprawie. - Kiedy
L R
T
odebrałem jej tę ozdobę, nie zamieniła się bynajmniej w obłok dymu, Wasza Wysokość, choć
tak właśnie sądzili niektórzy. To po prostu ząb jakiegoś morskiego zwierzęcia znalezionego na
brzegu. I tylko tyle. Lady Isobel Dalceann staje dziś przed Waszą Wysokością pogrążona w
smutku, że jej zamek sprawił tyle kłopotów, i jest pełna nadziei, że obietnica większej ilości
złota wystarczy, by Wasza Wysokość zrozumiał jej skruchę i pozwolił wyrazić uniżoną lojal-
ność wobec jego majestatu.
- Mocnych słów użyłeś, sir Marcu.
Król wstał i podszedł do Isobel. Był prawie o pół głowy od niej niższy. Isobel próbowała
dygnąć tak, jak nakazywała etykieta, ale zgodnie z pouczeniem odwróciła wzrok.
Jednak gdy Dawid ujął ją pod brodę nie miała innego wyjścia, jak spojrzeć mu w oczy.
Strach niemal ją paraliżował.
- Ma godną podziwu urodę. Rzadkie i nieskażone piękno. Szkoda byłoby zmarnować taki
skarb.
Isobel przełknęła ślinę. Czyżby król uznał, że propozycja jest do przyjęcia?
Marc jednak jeszcze nie skończył swojej przemowy.
- Kiedy Wasza Wysokość wysłał mnie na ziemie Fife - podjął - obiecał mi nagrodę, jeśli
wrócę zwycięski. Moim jedynym życzeniem jest, by lady Isobel Dalceann dostała szansę poka-
zania swojej lojalności wobec sprawy Szkocji i królestwa Waszej Wysokości.
Dawid stał w miejscu, bacznie przyglądał się Marcowi i skubał bródkę. Wreszcie zwrócił
się do Isobel.
- Sir Marc zadał sobie wiele trudu, by zaświadczyć o twojej lojalności, lady Dalceann.
Czy i ty chcesz o niej zapewnić?
- Tak, Wasza Wysokość - odparła drżącym głosem.
- Czy stojąc teraz przede mną w obecności dworu, przysięgasz mi?
- Przysięgam, Wasza Wysokość.
- Doskonale. Przez najbliższy miesiąc będziesz zatem mieszkać tutaj, w domu rodu Br-
uce'ów. Jeśli okażesz się szczera i uczynna, wydam cię za jednego z moich baronów. Jeśli nie...
Drugą możliwość pozostawił niedopowiedzianą.
- De Courtenay, pozostanę na zawsze dłużnikiem twojego pana, króla Francji, za to, że
cię tutaj przysłał. Na cześć zwycięstwa urządzam jutro ucztę W zamku. Mam nadzieję, że bę-
dziesz na niej obecny.
L R
T
Pstryknął palcami i od razu ich wyprowadzono, tym razem drzwiami po lewej stronie sa-
li, a przed obliczem króla stanęła następna grupa.
Isobel czuła, że Marc wciąż jest obok niej, nawet musnęła ją fałda jego haftowanego
bliaud, ale gdy Marc przystanął, by przepuścić ją przodem, urok chwili prysł.
Przy następnych drzwiach służący króla dał jej znak, by poszła za nim.
- Czy to bezpieczne? - spytała Marca szeptem.
Nie czuła się dobrze w nieznanym miejscu, więc o wieczornej kłótni całkiem już zapo-
mniała.
- Na razie tak - odpowiedział. - Ale nie trać czujności.
I została sama. Szła zamkowymi korytarzami w towarzystwie służącego i dwóch służek,
które dołączyły z tyłu ubrane w znacznie bardziej kunsztowne stroje niż ten, który miała na so-
bie Isobel.
Marc tymczasem zawrócił i energicznym krokiem przemierzał komnaty. Dobrze pamię-
tał, jak na niego spojrzała, gdy usłyszała jego przydomek.
Burgundzki Wilk.
Zwykle był on przydatny, pomagał Marcowi utrzymywać dystans wobec innych. Otacza-
jąca go legenda budziła strach, a to powstrzymywało niektórych przed próbami zbliżenia się
oraz zadawaniem pytań.
U Isobel zauważył jedynie gniew.
Widział też jej Zdumienie, gdy wyciągnął łańcuszek - pożółkły ząb wieloryba w ozdob-
nej srebrnej oprawie, właśnie to, czego było mu trzeba. Kłamstwa wymagały jednak starannego
przygotowania, a z jego doświadczenia wynikało, że sprawa zawsze wygląda bardziej wiary-
godnie, jeśli kłamstwo jest tylko częściowe. Ludzie oczekiwali wyjaśnienia mitu, a najlepszym
sposobem zaspokojenia ich potrzeby było zręczne podanie półprawdy.
Właśnie półprawdy uratowały jej życie, ale zmusiły ją do poślubienia jednego z baronów
Dawida. Marc pamiętał, że trzeba zachować wyjątkową ostrożność, i starał się jakoś pogodzić z
tym, że taka jest cena jej bezpieczeństwa. Ale bez powodzenia. Niestety nie miał w Szkocji sil-
nej pozycji, na jego korzyść działały tylko fama zdobyta w ostatniej bitwie i nieuznawana ofi-
cjalnie więz rodzinna z Filipem, królem Francji.
Nie wystarczało to, by mógł sam wystąpić o rękę Isobel. Pochodził z nieprawego łoża, a
w dodatku tylko w połowie był Francuzem. Nigdy nie należał do szkockiej elity, a Isobel wła-
śnie takiego męża potrzebowała, jeśli miała przeżyć.
L R
T
Wierzył, że Dawid dotrzyma danego słowa i że w rodzie Bruce'ów nie znajdzie się skry-
tobójca, który mógłby skorzystać na śmierci znanej buntowniczki, nawet jeśli król okazał jej
łaskę.
Madeline.
Imię żony przyszło mu do głowy całkiem niespodziewanie, a przecież minęło już wiele
lat, odkąd została zamordowana. Wtedy Marc też uważał, że jest bezpieczna.
Po zamkowych korytarzach hulał zimny wiatr. Tak samo było w Burgundii, gdy znalazł
ciało martwej żony, noszącej dziecko, któremu nie dane było przyjść na świat.
Madeline. Aagodna i uległa. Ufna i otwarta. I to właśnie dobroć stała się w końcu przy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]