[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czempionów nie zwracał uwagi na ich wymianę zdań. - Jeśli wziąć pod uwagę tego rodzaju
zasady i równość... jaki rodzaj walki preferujesz, Kapitanie Westfall? - Położyła wolną dłoń
na sercu i zamknęła oczy.
Kapitan Straży zaatakował z pomrukiem.
Ale ona czekała tylko moment i już po chwili otworzyła oczy. Uniosła miecz do
bloku, usztywniła nogi, a stal zderzyła się ze stalą. Hałas był dziwny, bardziej bolesny niż
cios, ale Celaena nie miała czasu na tego typu rozmyślania, bo Chaol ponownie zaatakował, a
ona z łatwością sparowała cios. Ramiona bolały ją od siły uderzenia, ale nie poddawała się.
Walka na miecze była jak taniec - jeden zły krok i wszystko przepada. Gdy
usłyszała kolejne szczęknięcie zderzających się mieczy, znowu zablokowała cios. Konkurenci
zniknęli w świetle słonecznym.
Dobrze - powiedział przez zęby, blokując jej cios. Bolały ją mięśnie ud. - Bardzo dobrze -
sapnął. Sam był bardzo dobry - nawet lepiej niż bardzo dobry. Był fantastyczny, ale nie
zamierzała mu o tym mówić.
Miecze z brzękiem spotkały się ze sobą. Był silniejszy i musiała się naprawdę
namęczyć, żeby utrzymać blok. Ale nie ważne, jak był siny - ona była szybsza. Cofnęła rękę z
mieczem i gwałtownie przykucnęła, a jego atak nie zdał się na nic.
Podniosła się, wykręciła rękę w nadgarstku i zaatakowała, okręcając się,
wymachując ramieniem, kochając ten znoajomy ból. Poruszała się szybko, jak tancerka w
rytuale świątynnym, szybka jak wąż na czerwonej pustyni, jak woda płynąca ze zbocza góry.
Próbował ją zaskoczyć ciosem w twarz, ale tylko ją rozzłościł, a ona odchyliła łokieć i
uderzyła go.
- Podczas walki ze mną pamiętaj o jednym, Sardothien - sapnął. Słońce błyszczało
w jego złoto-brązowych oczach.
- Hmm? - chrząknęła, przygotowując się do odparcia kolejnego jego ciosu.
- Ja nie przegrywam - uśmiechnął się do niej i zanim dokończył wypowiedz
podciął ją, a ona upadła. Sapnęła, gdy uderzyła plecami w marmur, a miecz wyleciał z jej
ręki. Chaol wycelował ostrze w jej serce.
- Wygrałem - westchnął.
Oparła się na łokciach.
- Musiałeś mnie podciąć, żeby wygrać. To żadna wygrana.
- To nie we mnie ktoś mierzy bronią.
Odgłosy zderzających się broni i ciężkich oddechów wypełniały powietrze.
Błądziła wzrokiem po sali, obserwując Czempionów. Zauważyła Kaina. Uśmiechnął się do
niej szeroko więc i ona wyszczerzyła zęby.
- Jesteś zdolna - powiedział Chaol - ale niektóre z posunięć są niewyćwiczone.
Przerwała kontakt wzrokowy z Kainem i spojrzała w twarz Chaolowi.
- Jakoś nie przeszkadzało mi to w zabijaniu - splunęła.
Chaol zachichotał i odłożył swój miecz, a ona podniosła się z podłogi.
- Wybierz coś innego. Coś, co będzie interesujące. Coś, co wyciśnie ze mnie choć
odrobinę potu, proszę.
- Będziesz się pocił, kiedy cię pokonam, a twoja gałki oczne będą leżały u moich
stóp - mruknęła, podnosząc rapier.
- To jest duch.
Praktycznie rzuciła rapier na miejsce i bez wahania wyciągnęła może myśliwskie.
Moi drodzy, starzy znajomi.
Na jej twarzy wykwitł grzeszny uśmiech.
TAUMACZENIE: Klaudia
Rozdział 12
W momencie, gdy Celaena miała ruszyć i zaatakować kapitana nożami, ktoś
uderzy włócznią w ziemię, tym samym nakazując ciszę. Obejrzała się i zobaczyła, że jest to
krępy, łysiejący mężczyzna stojący na podwyższeniu.
- Proszę o uwagę - powiedział mężczyzna. Celaena spojrzała na Chaola, który
skinął głową i odebrał jej noże, gdy dołączyło do niech dwudziestu trzech pozostałych
konkurentów. - Jestem Theodus Brullo, Mistrz Broni i sędzia tego konkursu. Oczywiście, to
nasz król jest ostatecznym sędzią, który wybierze sobie Czempiona, ale to ja będę każdego
dnia was pilnował i obserwował waszą drogę do zwycięstwa.
Poklepał rękojeść miecza, a Celaena mogła obserwować, jak mieni się złotem.
- Jestem tutejszym Mistrzem Broni od trzydziestu lat i mieszkam w tym zamku lat
dwadzieścia pięć, jeśli nie więcej. Trenowałem niejednego pana, rycerza i wielu niedoszłych
mistrzów Adarlan. Będzie to dla mnie bardzo ciekawe wyzwanie.
Stojący obok Celaeny Chaol stał z uniesionymi ramionami. Dotarło do niej, że
być może Brullo szkolił go. Biorąc pod uwagę, jak łatwo Chaol dotrzymywał jej kroku,
Brullo musiał być bardzo dobry, jeśli na pewno on szkolił Westfalla. Wiedziała lepiej, niż
ktokolwiek, by nie osądzać przeciwnika na podstawie jego wyglądu.
- Król powiedział wam już wszystko na temat tego konkursu - mówił Brullo z
rękami za plecami. - Ale sądzę, że miło by było wiedzieć o sobie nieco więcej - wycelował
palcem w Kaina. - Ty. Jak masz na imię, czym się zajmujesz i skąd pochodzisz? I szczerze
powiedziawszy to wiadome jest, że żaden z was nie pracuje jako piekarz czy producent
świeczników.
Nieznośny uśmiech Kaina powrócił.
- Kain, żołnierz z królewskiej armii, pochodzę z gór White Fang.
Oczywiście, że tak. Słyszała o brutalności ludności z tego regionu gór i widziała
niektórych z nich z bliska, dostrzegła zapalczywość w ich oczach. Wielu z nich zbuntowało
się przeciwko Adarlan i szybko straciło życie. Co by powiedzieli jego górscy towarzysze,
widząc go tu teraz? Zacisnęła zęby. Co by powiedzieli ludzie z Terrasen, gdyby ją tu
zobaczyli?
Brullo albo mu nie wierzył, albo po prostu miał to gdzieś i w żaden sposób nie
zareagował na jego słowa, a już po chwili wskazywał kolejnego człowieka.
Celaena z miejsca go polubiła.
- A ty?
Szczupły, wysoki mężczyzna o blond włosach z zakolami i ironicznym wyrazem
twarzy.
- Xavier Forul. Mistrz Złodziei z Melisanda. - Mistrz złodziei! Ten człowiek?
Oczywiście zdawała sobie sprawę, że jego szczupłe ciało prawdopodobnie było tylko plusem
przy wślizgiwaniu się do domów. Może nie blefował.
Jeden po drugim, dwudziestu jeden pozostałych konkurentów przedstawiało się.
Było wśród nich sześciu żołnierzy - każdy z nich wyrzucony z wojska za złe zachowanie,
które musiało być naprawdę niewłaściwe, zważywszy na to, jak armia Adarlan była szkolona.
Następnie trzech złodziei - w tym ciemnowłosy, szarooki Nox Owen, którego prawie nie
słuchała, a on posyłał jej od samego rana urocze uśmiechy. Trzej najemnicy, wyglądający na
takich, którzy nie liczą się z ludzkim życiem, a potem dwaj spętani mordercy.
Jak sugerował pseudonim - Bill Chastain, Zjadacz Oczu - zjadał oczy swych ofiar.
Wyglądał zaskakująco zwyczajnie, mysio-brązowe włosy, ciemna karnacja, niewysoki, choć z
okropnymi bliznami wokół ust. Kolejny ze skutych mężczyzn to Ned Clement, który pojechał
na trzy lata pod Scynthe, gdzie specjalną bronią torturował kapłanki ze świątyni. Z jego
opalonej skóry wynikało, że zanim zamknięto go w Endovier, musiał bardzo dużo czasu
spędzić na słońcu w Calaculla.
Następnie przedstawiło się dwoje spokojnych ludzi z bliznami na twarzach, którzy
wydawali się znajomymi, a następnie pięciu zamachowców.
Natychmiast zapomniała nazwiska ostatniej czwórki: niezdarny, wyniosły
chłopiec; napakowany facet; niski mężczyzna, a także facet ze złamanym nosem, który
twierdził, że miał smykałkę do noży. Nie byli w Bractwie Zabójców - Arobbyn Hamel nigdy
by ich nie przyjął. Nawet po wielu latach morderczych treningów.
Tej czwórce brakowało kwalifikacji i wyrafinowania, by Arobbyn na nich w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl