[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pokoju dziecinnego wczesnym rankiem następnego dnia, w sobotę. Besa i
Marta ze zdumieniem oglądały małe drzewko, przeznaczone tylko dla nich.
- Co my z tym zrobimy? - spytała Marta.
- Obie je udekorujecie.
- My? - Besa wyglądała na szczerze zaintrygowaną.
- Tak.
- Jak tę na dole?
- Niezupełnie. Ta będzie wyglądała inaczej, bo jest tylko wasza. Możecie
na niej powiesić, co chcecie. Ale mam pewne pomysły.
Spędziły większą część ranka, chodząc po okolicy i zbierając różne
drobiazgi, które mogły wykorzystać przy dekorowaniu choinki. Annie
zdołała uprosić Margaret, żeby uprażyła trochę kukurydzy, a w kuchni
znalazło się nawet trochę długich jak świeczki cukierków. Gospodyni
pomogła, przynosząc koszyk z nitkami i ścinkami materiału.
Wczesnym popołudniem członkowie personelu zatrzymywali się przed
pokojem dziewczynek, przynosząc różne rzeczy do dekoracji lub tylko
podsuwając pomysły, zaczerpnięte z własnego dzieciństwa. Dzień nabrał
świątecznej atmosfery, której, jak zdała sobie sprawę Annie, brakowało w
pałacu, mimo że Boże Narodzenie było już za tydzień.
Margaret uwinęła się ze swoją robotą w kuchni i też zjawiła się, by im
pomóc. Podniosła Besę, żeby dziewczynka mogła powiesić cukierki na
najwyższych gałązkach. Drzewko prezentowało się uroczo i bardzo różniło
się od choinki w głównym hallu na dole. Choć nie takie strojne i okazałe, na
swój sposób wytrzymywało porównania.
- To wspaniała choineczka - zauważyła Margaret.
- Tak. - Annie uśmiechnęła się. Pokój dziecinny zamienił się w wesołe
miejsce. - Nie mogę się doczekać, kiedy książę Johann to zobaczy.
- %7łartuje pani? - Kucharka niemal zastygła z półotwartymi ustami.
- Wcale nie. Dlaczego miałabym żartować?
Margaret spojrzała na Besę i Martę, które bawiły się w oddalonym kącie
pokoju.
- On nienawidzi Bożego Narodzenia - szepnęła do Annie.
- Dlaczego miałby nienawidzić Bożego Narodzenia?
- Nie wiem - Margaret mówiła scenicznym szeptem. - Każdego roku w
tym okresie pogrąża się w czarnych myślach. A nastrój ma okropny! Lepiej
nie mówić. Nie możemy się doczekać, kiedy nadejdzie Nowy Rok i
wszystko wróci do normy.
- To prawda. - Marta to usłyszała. - Tata nie znosi Bożego Narodzenia.
Annie upomniała wzrokiem Margaret.
- Marto, jestem pewna, że twój ojciec lubi Boże Narodzenie.
Prawdopodobnie ma po prostu bardzo wiele zajęć pod koniec roku.
- Nie sądzę - westchnęła Marta.
Annie zastanowiła się. Dlaczego Hans miałby nie lubić Bożego
Narodzenia? Można by przypuszczać, że władca kraju powinien czuć się
szczęśliwy właśnie w okresie świątecznym. Przypomniała sobie jak mówił,
że nie lubi choinki. Najwyrazniej jakieś jego dziecięce problemy nie zostały
rozwiązane. Czy ona mogłaby mu teraz pomóc? Jeśli cokolwiek może
zmienić jego nastawienie do świąt, to tylko dziewczynki. Kiedy zobaczy ich
radość, sam zacznie się cieszyć.
- Cóż ~ powiedziała głośno, podejmując nowe postanowienie. - Po prostu
musimy zmienić jego nastrój.
Minęły trzy dni, a do Wigilii Bożego Narodzenia zostały kolejne trzy. W
pałacu odbywał się wtedy doroczny bal maskowy. Każdego roku Hans
czekał na to z niechęcią. Gdy był mały, ta noc, na całym świecie poświęcona
rodzinie i miłości, znaczyła zawsze oszałamiającą zabawę jego rodziców i
zaaferowanie jego opiekunek. Na całe życie zostało mu z wigilijnych nocy
wrażenie samotności i chłodu. Tydzień pózniej Kublenstein witał Nowy Rok
na swój wyjątkowo uroczysty sposób, a potem kraj pogrążał się w błogim
spokoju, trwającym kolejne dwanaście miesięcy. Hans nie mógł się
doczekać, kiedy minie Boże Narodzenie.
Szedł do jadalni na kolację. Przechodząc obok choinki w hallu uśmiechnął
się, wspominając reakcję Annie. To było czarujące, że wolała raczej sama
udekorować małe drzewko niż cieszyć się tym ogromnym i monstrualnym,
które już stanęło. Po tym, jak zażyczyła sobie mniejszej choinki, ona i
dziewczynki prawie zniknęły mu z oczu. Podczas wspólnych posiłków córki
chichotały i rzucały sobie porozumiewawcze spojrzenia. Dziś wieczorem
miał już tego dosyć.
- Nie mogę powstrzymać się od przypuszczenia - odezwał się znad coq au
vin - że wy trzy coś knujecie.
Besa i Marta natychmiast się wyprostowały i spojrzały na niego
niewinnym wzrokiem.
- Jesteśmy grzeczne - zapewniła Besa cienkim głosikiem.
- Kiedy mam do czynienia z panną Barimer - rzekł, nie spuszczając z niej
wzroku - muszę się mieć na baczności.
- Oczywiście - odparła Annie i zwróciła się do dziewczynek: - Myślę, że
nadszedł czas, by pokazać waszemu ojcu, nad czym pracowałyśmy, nie
uważacie?
- Możemy? - zapytała Marta. - Czy to już gotowe?
- Tak mi się wydaje - uśmiechnęła się Annie.
- A co to jest? - Hans spojrzał na nią podejrzliwie.
- Cóż, to kilka rzeczy, mówiąc ściśle.
- Czy możemy pokazać już teraz? - Besa zeskoczyła z krzesła.
- Siadaj - upomniał ją ostro Hans. - Nie wolno ci wstawać od stołu, dopóki
nie skończysz jeść kolacji, o czym dobrze wiesz.
Besa usiadła, ale po kilku chwilach skrzywiła się i łzy napłynęły jej do
oczu. Hansowi zrobiło się przykro, córka jednak powinna znać swoje
miejsce.
- Wiem, kochanie, że bardzo chcesz to pokazać ojcu, lecz przecież
możemy jeszcze kilka minut poczekać. - Annie pochyliła się, przez siół
dotykając ramienia małej.
- T-tak - zgodziła się Besa, pociągając nosem.
- Grzeczna dziewczynka. Jedz kolację.
Hans obserwował je z mieszanymi uczuciami. Jakaś jego cząstka
żałowała, że nie był w dzieciństwie tak delikatnie traktowany, ale inna jego
część złorzeczyła Annie za jej miękkość w sytuacji, która wymagała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl