[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podniosła nogę, spojrzała na skaleczoną stopę i aż jęknęła.
- Boże! Nie miałam o tym pojęcia! To musiało się stać w tej
alejce. Nastąpiłam na coś, pamiętam, jak zabolało. Pomyślałam, że
to jakiś kamyk pod tym... paskudztwem.
37
A więc nie w pobliżu domu, w którym ją przetrzymywali, czyli
spory kawałek dalej, w tej zaszczurzonej uliczce. Czyli nie jest tak
zle. Zane, już nieco uspokojony, włączył radiostację i przekazał
wiadomość. Jedno kliknięcie, czyli dotarli bezpiecznie na miejsce.
Odpowiedziały mu dwa kliknięcia. Jego ludzie też już są bezpieczni.
Od tej chwili co pewien czas będą sprawdzać, a cały dzień i noc do
świtu przeznaczone są na odpoczynek.
Z trzech powodów do niepokoju wyeliminował dwa. Pozostawał
jeszcze jeden.
- Siadaj - rozkazał. - Pokaż tę nogę.
Posłusznie usiadła na kawałku roztrzaskanej kamiennej płyty. I
skwapliwie przytrzymując drogocenny koc, owijający jej biodra,
wyciągnęła nogę przed siebie. Jej stopa ubrudzona była
śmierdzącymi odchodami w tym samym stopniu, co jego buty. Na
zakrwawionym podbiciu widać było spore rozcięcie.
Zane najpierw pozdejmował z siebie sporo rzeczy. Słuchawki,
czapkę, rękawiczki i kamizelkę. Z kieszeni kamizelki wyjął małą
apteczkę i rozsiadł się przed Barrie. Usiadł ze skrzyżowanymi
nogami, jak Indianin, stopę Barrie ułożył na swoim udzie i operację
zaczął od oczyszczania rany wilgotnym, antyseptycznym gazikiem.
Barrie skrzywiła się. Nic dziwnego, rana była głęboka, kwalifikująca
się do założenia kilku szwów. Wyjął następny gazik i przyciskał
mocno do rany, dopóki krwawienie nie ustało.
- Kiedy po raz ostatni miałaś zastrzyk przeciwko tężcowi?
- Nie pamiętam - bąknęła. - Chyba wiele lat temu.
Nie miała teraz głowy do jakichś zastrzyków. Bo dopiero teraz
miała sposobność przyjrzeć się bliżej swojemu wybawcy. I było na
co popatrzeć. Jego włosy, prawie czarne, musiały być bardzo grube i
mocne. Zniada twarz poznaczona smugami czarnej farby. Czarny T-
shirt, przepocony i pobrudzony ziemią, opinał ciasno szeroką pierś i
płaski brzuch. Ramiona miały chyba z metr szerokości. Bicepsy
prawie rozsadzały krótkie rękawy podkoszulka, z których wynurzały
się ręce - jeden splot stalowych mięśni. Nadgarstki dwa razy grubsze
niż jej. Dłonie wielkie, silne, o długich palcach. Dłoń dziwnie
twarda jak na ludzką dłoń. I taka delikatna, kiedy czyściła jej ranę.
38
Twarz nieco pochylona, zajęty był przecież jej stopą. Ale mogła
dojrzeć dumne łuki brwi i ciemne, gęste rzęsy. I cienki, orli nos, i
przepięknie rzezbione kości policzkowe, i usta, mocno wykrojone,
surowe. Te usta chyba nie śmiały się często...
Zane podniósł głowę, na pewno chciał sprawdzić, jak zareagowała
na środek antyseptyczny. Spojrzały na nią oczy piękne,
szaroniebieskie, zdumiewająco jasne i czyste. Tylko tak można było
o tych oczach powiedzieć. A oczy te należały do człowieka, który w
mgnieniu oka i w absolutnej ciszy pozbawił życia drugiego
człowieka. Potem przestąpił przez ciało strażnika jak przez kawałek
drewna. Ten człowiek jest bestią, zabójczą bestią.
I mimo tego czuła się przy nim bezpieczna. Masował jej obolałe
stawy, oddał swoją koszulę, robił wszystko, co mogło złagodzić jej
ogromny stres i zmniejszyć strach. Widział ją nagą, całkiem nagą,
wtedy jednak, w tych strasznych chwilach, nawet to do niej nie
dotarło. Ale teraz najgorsze minęło, byli we względnie bezpiecznym
miejscu. Sami. I w wycieńczonej, zmaltretowanej Barrie zaczynała
budzić się kobieta. Nagle stała się świadoma, że pod koszulą i
cieniutkim kocem nadal jest naga, nadal nie ma nic, a jej skóra
zrobiła się nienormalnie wrażliwa, gorąca i napięta. Koszula ociera
się o jej piersi, i to prawie boli. A jej stopa wręcz ginie w wielkiej
męskiej dłoni.
Zane ze skupioną twarzą nałożył na ranę maść z antybiotykiem,
potem szybko i fachowo obandażował stopę.
- Gotowe - powiedział, stawiając ostrożnie jej nogę na posadzce.
- Z chodzeniem nie powinno być problemu, ale kiedy wrócimy na
okręt, lekarz założy kilka szwów i zrobi zastrzyk przeciwtężcowy.
- Tak jest! - powiedziała dziarsko, a na jego ustach pojawił się
uśmiech. Króciutki, ale wystarczyło, żeby zaparło jej dech. A co to
będzie, kiedy on naprawdę się uśmiechnie? Chyba jej serce nie
wytrzyma...
Pragnąc ukryć zakłopotanie, szybciutko wyciągnęła rękę:
- Barrie Lovejoy! Bardzo mi miło pana poznać.
Uścisnął jej dłoń z powagą.
- Komandor porucznik Zane Mackenzie, SEAL, jednostka
specjalna Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych.
39
SEAL! No tak, to wyjaśniało wszystko. Ludzie z SEAL-u uważani
byli za bardzo niebezpiecznych. W sztuce walki byli
bezkonkurencyjni. A ten mężczyzna nie wyglądał na kogoś, kto
może zabić. On po prostu zabijał.
- Mi... miło mi. I dziękuję za wszystko.
- Cała przyjemność po mojej stronie, panno Lovejoy.
Panno Lovejoy... Barrie spojrzała bezradnie na swój podołek,
owinięty tylko śmiesznie cienkim kocykiem.
- Mówmy sobie po imieniu, dobrze? W końcu twoja koszula to
jedyna rzecz, jaką mam na grzbiecie. A w tych okolicznościach...
jakieś formalności... kiedy ja...
- Rozumiem - przerwał łagodnym głosem, nie patrząc jej w oczy.
- Nie chciałbym cię urazić, ale myślę, że w tej sytuacji powinnaś
wszystko powiedzieć swojemu lekarzowi.
Barrie spojrzała na niego, zmieszana, zastanawiając się w duchu, o
co mu właściwie chodzi. A potem nagle do niej dotarło.
- To nie tak - szepnęła. - Oni mnie nie zgwałcili, tylko mnie... tak
obrzydliwie dotykali. A zgwałcić mieli mnie dziś. Miał ktoś
przyjechać, ktoś bardzo dla nich ważny i to on miał mnie pierwszy...
Twarz Zane'a była poważna i spokojna, ale nie wierzył ani jednemu
jej słowu. Bo niby jak?- Znalazł ją nagą, przywiązaną do łóżka, a w
rękach porywaczy była od wielu godzin. W kodeksie porywaczy, o
ile słowo  kodeks" w ogóle do nich pasuje, nie ma mowy o żadnej
rycerskości. Powstrzymują się od gwałtu tylko na wyrazny rozkaz
swego przywódcy. Zwykle on raczy się pierwszy, potem łaskawie
zezwala innym. Jeśli Barrie mówiła prawdę, to rzeczywiście jedynie
fakt, że nie było ich przywódcy, mógł ją ocalić od gwałtu.
%7ładne z nich już się nie odezwało. Barrie zajęła się czyszczeniem
stóp, wykorzystując zużyte gaziki. Zane pozamykał sfatygowane
okiennice, żeby chronić ich przed spojrzeniami przechodniów. W
pokoju zapanował półmrok, zrobiło się jeszcze jakby bardziej
bezpiecznie i przytulnie. Tak przytulnie, że Barrie, mimo woli,
szeroko ziewnęła.
Zane zauważył to. On chyba zawsze wszystko zauważał.
40
- Prześpij się - powiedział. - Za kilka godzin na ulicy zrobi się
tłoczno, nikt nie zwróci na mnie uwagi. Wtedy wyjdę, postaram się
o coś do zjedzenia, no i o ubranie dla ciebie.
Barrie ziewnęła jeszcze raz.
- Z takim makijażem zwrócisz uwagę w największym tłumie.
Na jego ustach znów pojawił się ten nieprawdopodobny uśmiech,
który ją tak zachwycił, ale zapadała już w sen, i tylko w ostatnim
przebłysku świadomości czuła, jak jego mocne ręce ostrożnie
układają ją na posadzce.
41
ROZDZIAA CZWARTY
Zasnęła jak niemowlę... Zane patrzył na Barrie z rozczuleniem. W
końcu, było nie było, miał całe mrowie bratanków i widział nieraz, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl