[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 No i co pan na to?  zapytał nieco ironicznie.  Ma pan nadał tak poważne zastrzeżenia do mojej
koncepcji?
Sawicki w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.
Silnik warknął niczym rozzłoszczony pies, parsknął spalinami i po chwili samochód ruszył pilotowany
przez porucznika na harleyu. Niebawem nawet śladu po nich nie pozostało.
XXVI
W poniedziałek już od samego rana Bareja tkwił przy swoim biurku, zagrzebany po uszy w aktach.
Czuł, że powoli zbliża się do finału tej zagadkowej sprawy, że lada moment może pojawić się ten brakujący
element, który pozwoli na ujawnienie rzeczywistego sprawcy. Liczył, że wtedy i dane zebrane wczoraj na
Hali Gąsienicowej i inne. którymi dysponuje lub jeszcze dziś będzie dysponował, pozwolą nareszcie zrobić
decydujący krok w tej sprawie. Jak na razie prześladował go nieodmiennie pech. Wszystko było pozornie
proste, a jednocześnie zagmatwane. Miał masę poszlak, wskazywały one jednak w równym stopniu na Ka-
czora, jak i na Borkowskiego. Przecież nawet teraz, gdy prawdopodobnie okaże się. że Borkowski to dawny
grotołaz Gajda, nie ułatwi to śledztwa, a tylko jeszcze bardziej równo rozłoży podejrzenia na obu delikwen-
tów. Co z tego, że znaleziono Borkowską żywą, kiedy zmarła nie odzyskawszy przytomności? A ten napis?
Sam diabeł go nic odczyta!
Uchyliły się drzwi i na progu stanął Sawicki. Bareja spojrzał na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Siedli
przy stoliku, sekretarka podała im kawę, zapalili i Bareja powiedział zaciągając się głęboko papierosem:
 Ciągle mi nie daje spokoju ta nasza wczorajsza rozmowa z Aącką. Utwierdzam się coraz bardziej w
przekonaniu, że Borkowski i Gajda to jedna i ta sama osoba.
 No. a jeżeli nawet tak jest. co nie jest wykluczone  powiedział sceptycznym tonem Sawicki  to
co z tego? To. że po tej swojej aferze w Znieżnej zmienił nazwisko, wcale by mnie nie zdziwiło, ale co to
ma wspólnego z obecną zbrodnią?
 Tak, ma pan rację, ale jeśli okaże się, że to prawda, mamy pewien punkt zaczepienia. Dlaczego
użył na Hali dawnego nazwiska?
 Na pewno, jeśli tak by było, znajdzie na to sensowne wyjaśnienie. Dla Aąckiej przecież Borkowski
nie istniał, znała tylko Gajdę.
 Też prawda, ale mimo to będziemy mieli podstawy, by baczniej przyjrzeć się Borkowskiemu. Już
nie będzie wtedy taki czysty. Ponadto zacznie nam pasować do schematu mordercy. Odpadnie nieznajomość
Tatr i jaskiń.
Sawicki pociągnął spory łyk kawy i po chwili namysłu powiedział:
 Oczywiście, że to byłoby już coś. Ale niestety ciągle za mało. żeby postawić go w stan oskarżenia.
Mamy na razie zarysowaną sylwetkę mordercy, niestety bez twarzy. Czy Walczak już był u pana? Może
nasz dzielny porucznik coś wywęszył?
Bareja ożywił się.
 Nie. jeszcze go na razie nie było. Ja również czekam na niego z niecierpliwością.
 To nie pozostaje nam na razie nic innego, jak czekać cierpliwie na przybycie porucznika  zakon-
kludował Sawicki, sięgając po następnego papierosa.
Zapadło milczenie. Obaj rozmówcy pogrążyli się w myślach. Wreszcie około jedenastej w drzwiach
gabinetu pojawił się bardzo zmęczony, ale jak zwykle promiennie uśmiechnięty Walczak. Bareja aż podsko-
czył w fotelu na jego widok.
 No. macie coś?  zapytaj niecierpliwie. Walczak z niezmąconym spokojem zamknął za sobą drzwi,
wyciągnął chusteczkę, przetarł nią spocone czoło, zbliżył się do stolika, przyciągnął sobie folel i opadłszy
nań z wyrazną ulgą powiedział:
 Ale gorąco! Chyba wszystką wodę z siebie wypociłem.
 Nie interesuje mnie ani pogoda, ani pańskie samopoczucie!  wykrzyknął zniecierpliwionym to-
nem Bareja.  Mów pan wreszcie. czego nowego się pan dogrzebał?
 Zebrało się tego nawet sporo  odpowiedział zupełnie nic speszony Walczak.  Zaraz wszystko
panom dokumentnie wyłożę, tylko trochę odsapnę. Od dwóch dni mam młyn.
 Przepraszam, poruczniku  zmitygował się wreszcie Bareja.  Naskoczyłem na pana jak na szpi-
ca, ale to dlatego, że od samego rana czekamy na pańskie informacje z niecierpliwością.
 Drobiazg  machnął lekceważąco ręką Walczak.  Ja nic z tych obrazliwych. Rozumiem pana
zresztą doskonale. Zaczynać od złych czy dobrych wiadomości?
Bareja znowu żachnął się niecierpliwie, ale zaraz roześmiał się rozbrojony stoicyzmem porucznika.
 Zaczynaj pan, od czego chcesz!  zawołał.  Tylko zaczynaj, na miłość boską, człowieku, bo nie-
długo ja będę zdolny do popełnienia morderstwa i to na osobie urzędowej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl