[ Pobierz całość w formacie PDF ]

goście są z reguły ludzmi zamożnymi, u których jest co ukraść. Choćby książeczkę
czekową. Przede wszystkim zależało mi na zapewnieniu mieszkańcom pensjonatu
absolutnego spokoju i ciszy. Gdyby furtka była nie zamykana, mielibyśmy w parku
zawsze pełno różnych ciekawskich; pod pozorem zapytania się o coś, chcieliby
zobaczyć, co się dzieje w tym białym domu, kryjącym się w cieniu drzew. Ci
ciekawscy wtargnęliby i do środka willi. Przekonałem się o tym w czasie pierwszych
dwóch lat prowadzenia pensjonatu, kiedy te rygory jeszcze nie obowiązywały. Wtedy
codziennie przychodziło tu sporo osób. Jedni przypuszczali, że tutaj mieści się
kawiarnia; inni zmyślali powody wejścia do środka.
- Szwed nie interesuje się swoimi sąsiadami, ale kiedy już wybierze się na
wycieczkę lub urlop, chciałby wszystko zwiedzić i wszędzie zajrzeć. A umieszczanie
na bramie pensjonatu tabliczki z napisem:  Osobom obcym wstęp wzbroniony
byłoby przecież antyreklamą. Dlatego pilnuję zamykania drzwi.
- Jednakże doskonale pamiętam, że kiedy pierwszy raz wszedłem do tego
domu, w hallu nie zastałem nikogo. Musiałem głośno krzyknąć, aby sprowadzić jakąś
żywą duszę. Mogłem wtedy spokojnie wejjć na drugie piętro. To samo zrobił
morderca.
- O, przepraszam, doktorze - oburzyła się Astrid Brands. - Pan zapomniał
dodać, że wszedł pan razem z posłańcem ze sklepu, który stale dostarcza mi towary.
Ten człowiek ma klucz do furtki i dzięki temu dostał się pan do środka. Potem obaj
weszli nie frontowymi drzwiami, lecz schodkami w dół, do sutereny. Posłaniec
wszedł do kuchni, pan zaś wewnętrznymi schodami na parter, do hallu.
- To jest obojętne, jaką drogę wybrałem. Faktem jest, że znalazłem się w
hallu, a nikt mnie nie zauważył. Nigdzie nie jest powiedziane, że morderca nie
posłużył się takim samym sposobem dostania się do środka. W tej sprawie istnieje
tylko jeden pewnik. Ten, że zbrodniarz przyszedł z zewnątrz, a nie kryje się pomiędzy
mieszkańcami tego domu. Wszyscy mają alibi nie do podważenia. Na pewno pan
porucznik już dobrze sprawdził.
- Tak - przyznał Magnus Torg - nikogo z mieszkańców pensjonatu: ani
właścicielki, ani gości, ani służby nie można podejrzewać o tę zbrodnię. Nie dlatego,
że trudno byłoby znalezć jakiś sensowny motyw morderstwa, ale ponieważ każde z
nich ma alibi nie do podważenia. Co prawda pan doktor Nilerud uważa, że mam zbyt
niski stopień służbowy i za mało doświadczenia do prowadzenia śledztwa w tak
skomplikowanej sprawie, jednakże alibi wszystkich mieszkańców tego domu
sprawdziłem bardzo dokładnie.
- Muszę przyznać, że bardzo się zmieszałem tą uwagą. Porucznik widocznie
poczuł się dotknięty moimi uwagami na początku pamiętnika. Zupełnie zapomniałem,
że piszę to przez kalkę, i że odpisy daję oficerowi prowadzącemu śledztwo.
Rzeczywiście, to było nietaktem z mojej strony. Powinienem był tę pierwszą kartkę
moich zapisków odpowiednio zmienić. No, ale trudno, stało się.
- %7łe morderca przyszedł z zewnątrz, o tym dobrze wiemy, bo znamy drogę,
którą dostał się do parku - mówił Sven Breraan. - Chodzi tylko o to, kiedy i jak dostał
się na drugie piętro?
- Mógł to zrobić jedynie przed godziną czwartą po południu. Zszedłem na dół,
na brydża, pięć przed czwartą. Usiadłem w salonie. Zaraz potem nadeszła pani
Brands. Pózniej reszta partnerów. Wykluczone, aby człowiek ten mógł wśliznąć się
do hallu i na schody w czasie naszej gry. Ktoś z nas musiałby go zauważyć.
- Może tak się zacietrzewiliście w grze, że morderca nie tylko do hallu, ale i
do salonu mógł wejść nie zauważony?
- Nie! Graliśmy bardzo spokojnie. Zresztą te drewniane schody trochę
skrzypią. Nawet na palcach, starając się zachować ciszę, nie można wejść na górę
bezszelestnie. A przecież zabójca pani Jansson nie tylko wszedł, ale i wyszedł.
- Z wyjściem sprawa łatwiejsza. Jeśli był zręczny, to spuścił się po rynnie.
Oglądałem taras na drugim piętrze. Rynna jest tuż obok i wygląda solidnie.
Utrzymałaby ciężar człowieka. Mógł próbować skoku z balkonu na drugim piętrze na
taki sam na pierwszym, a zejść stamtąd na parter to żadna sztuka.
- Jeszcze jeden argument na poparcie mojej tezy - że nie należy łączyć
mordercy pani Jansson z osobą jakiegoś mitycznego zbrodniarza hitlerowskiego.
Przecież były esesman miałby dzisiaj dobrze pod pięćdziesiątkę. W tym wieku ludzie
nie potrafią sprawnie spuszczać się po rynnach z drugiego piętra, ani skakać po
balkonach.
- To racja - przyznał dziennikarz. - Z którejkolwiek strony patrzę na tę sprawę,
dochodzę do wniosku, że nic nie wiem.
- Tak samo i ja - przyznałem otwarcie.
- Ja też nic nie wiem - powiedział porucznik - ale będę wiedział. Jestem tego
tak pewny, jak jest się pewnym, że po nocy przychodzi dzień.
Magnus Torg w dalszym ciągu wierzył w swoją szczęśliwą gwiazdę.
 Den gammle Polacken
niedziela, 10 czerwca
Sprawa komplikuje się coraz bardziej. Sam już nie wiem, co o tym wszystkim
myśleć. Przypuszczam, że mamy do czynienia z wielkim międzynarodowym
gangiem. Czyżby Maria Jansson była właścicielką jakiejś niesłychanie ważnej
tajemnicy i dlatego zginęła? Albo miała przy sobie nie tylko klejnoty, które
pokazywała Lilljan? Aż się wierzyć nie chce, że takie rzeczy dzieją się naprawdę i to
nie w dzikiej dżungli Ameryki czy też Afryki, lecz w samym sercu Europy, w
Szwecji, będącej najbardziej ucywilizowanym i najspokojniejszym krajem na świecie.
Ale zacznę od początku. Jedynie w ten sposób wszystkie zdarzenia z soboty i
z dnia dzisiejszego staną się może nie tyle zrozumiałe, co przynajmniej
uporządkowane w pewną logiczną całość.
A więc tak jak przewidywał Magnus Torg, cała sobotnia prasa przyniosła
obszerne opisy pensjonatu na Strandvagen i zdjęcia pani Jansson. Dzienniki były
pełne najrozmaitszych szczególików z życia  najbogatszej kobiety Szwecji .
Rozpisywano się szeroko o jej lusksusowym pałacyku w Sztokholmie i o
błyskawicznej karierze ubogiej ekspedientki małego sklepiku spożywczego. Skąd ci
dziennikarze to wszystko wynalezli, pozostaje dla mnie tajemnicą. Dyrektor Jansson
opowiadał przecież o swojej matce tylko naszemu ścisłemu gronu, a każde z nas
potraktował tę rozmowę jako poufną.
 Kvallsposten przyniósł dodatkowy opis, w jaki sposób morderca przeciął
kratę w ogrodzeniu i jak się dostał do parku. Popołudniówka z Malmó nadmieniła też
o tajemniczych wycieczkach, jakie podejmowała fru Jansson na kilka dni przed swoją
tragiczną śmiercią. Gazeta wzywała również czytelników, aby, jeśli gdzieś widzieli
panią Jansson, poinformowali o tym policję. W tym apelu czuło się rękę redaktora
Svena Bremana, który zresztą lojalnie nie opublikował ani słówka ponad to, co ustalił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl