[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na odcinku obsadzonym przez 8 batalion podpułkownika Nowaczyńskiego stoją
siedemnastofuntówki dywizjonu rotmistrza Zawiszy. Przydają się tutaj bardzo.
Kapral Szczurek - skupiony przy swoim dziale, uważny, wyczekujący stosownego momentu -
widzi w pewnej chwili, jak czołgi wroga suną wprost na stanowisko podpułkownika
Nowaczyńskiego. Nie namyśla się. Pocisk z jego działa uderzył z tej odległości w pancerz
PzKw-IV z taką siłą, że maszyną aż zatrzęsło. Dołożyła jej jeszcze druga siedemnasto-
funtówka. Strzeliło płomieniem, buchnął w górę kłąb dymu. Nie otworzył się żaden właz -
załoga zginęła W komplecie.
Dowódca batalionu "Krwawych Koszul" został wraz ze swym sztabem uratowany.
Rotmistrz Zawisza dwoi się i troi. Jest wszędzie naraz. Lubi porządek, dyscyplinę, jest
wymagający. Wraz z wachmistrzem Runge chodzi od jednego działonu do drugiego,
sprawdza gotowość bojową kanonierów, rozmieszczenie dział, maskowanie, obserwację.
Działa stoją zakryte przed oczami wroga. Część żołnierzy obsługuje je, inni śpią obok tak
twardo, że nie budzi ich nawet nie milknąca ani na chwilę diabelska muzyka.
Na "Maczugę" idą niemieckie dywizje pancerne. Suną potężne Tygrysy i Pantery. Niedobrze!
Takiego przeciwnika nie wolno lekceważyć.
Co będzie? Jak się potoczą dalsze losy walki? Czy starczy sił na odparcie tak potężnego
uderzenia?
Wszystkie oczy zwracają się na działa przeciwpancerne. Wszystko zależy teraz od nich.
- Przyślijcie pomoc! Wkrótce zabraknie nam amunicji! - wołają rozpaczliwie radiowcy.
Niemcy są coraz bliżej. Rosną w szkłach lornetek cielska stalowych kolosów.
Huknęły działa. W linii nacierających Niemców tu i tam wykwitły pióropusze ognia.
Rotmistrz Zawisza wraz z kapralem Lisowskim, wcześniej, nim zdążyła to zrobić obsługa,
rzucili ogonami działa w lewo. Wychodzący zza drzew Tygrys stanął w ogniu. Część załogi,
wraz z Amerykaninem, wziętym poprzedniego dnia do niewoli, zdołała wyskoczyć. Najlepiej
na tym wyszedł Amerykanin, który nie posiadał się z radości, że w tak zaskakujących
okolicznościach odzyskał utraconą wolność.
Nie próżnowało żadne z dział przeciwpancernych. Ich obsługi uwijały się, odpalając raz za
razem. Pociski same zdawały się szukać celu. Impet niemieckiego uderzenia pod
niezawodnym kułakiem artylerzystów malał z każdą chwilą.
Działom przeciwpancernym sekunduje dzielnie drugi stalowy kułak - artyleria polowa. Ona
jednak nie wali bezpośrednio pięścią w twarz. Musi mieć obserwatorów, którzy kierują jej
potężnymi ciosami. Obserwatorów artyleryjskich na "Maczudze" nie brakowało. Były dwa
zespoły z 1 pułku artylerii motorowej, trzech obserwatorów z 2 pułku, był kapitan
Sevigny z kanadyjskiego 4 pułku... Robota ich nie jest łatwa. Pułki muszą kłaść ognie i
niszczyć cele wokół całej "Maczugi". Celów tych, bardzo dogodnych, widocznych jak na
dłoni, nie brakuje. Idą jedna za drugą dywizjonowe i pułkowe nawały, ogień zaporowy
krzyżuje zamiary wroga.
- Halo, Barbara trzy! Cel trzysta jeden, po cztery, te same dane! - woła w wieży porucznik
Stępień. Krzyczy do mikrofonu, jak może najgłośniej. Ktoś wyraznie przeszkadza. Na
zbliżonych częstotliwościach pracują Niemcy. Chrapliwie, gardłowymi głosami nawołują się
nawzajem, domagają się wsparcia ogniem artylerii, chcą czołgów... W sposób widoczny
odczuwają już dotkliwie skutki dotychczasowych zmagań. Mimo to nie rezygnują jeszcze,
chcą zrealizować swój cel.
2 pułk artylerii stoi dość daleko i strzela na najwyższym celowniku. Obserwatorzy proszą o
zmianę stanowisk. Już się robi. Zaprzodkowanie, pięciokilometrowy przemarsz, ustawienie
dywizjonów i - co najważniejsze - powiązanie topograficzne pułku dokonano w jedną
zaledwie godzinę. Był to nie spotykany dotychczas rekord.
Nowe stanowiska znajdują się blisko "Maczugi", w rejonie wzgórza 259, na szlaku, którym
nieprzyjaciel usiłuje się wydrzeć z kotła.
Grzmią działa bez przerwy. Nie milkną ani na chwilę serie karabinów maszynowych. Ciężka,
mozolna walka zdaje się nie mieć końca.
Bateria przeciwlotnicza niewiele ma do roboty. Sytuacja każe się spodziewać niespodzianek
raczej na ziemi niż w górze. Lufy dział są opuszczone, obsługi wypatrują wroga nie na niebie,
lecz na okolicznych łąkach, w żywopłotach i kępach zarośli. Przed chwilą właśnie wyskoczył,
nie wiadomo skąd, niemiecki wóz radiowy i nim ktokolwiek zdołał się zorientować, pognał w
kierunku Trun. Zaklął siarczyście porucznik Dudek, zaklął plutonowy Woroniecki, zaklęli
inni. Taką okazję przegapić! Nikt w porę nie zauważył. Teraz więc prowadzą obserwację ze
zdwojoną czujnością.
Nagle padają strzały. Rozlega się szum silników i szczęk gąsienic. Gdzieś blisko w kierunku
szosy.
- Do dział! - pada komenda.
Już widać. Suną niemieckie półgąsienicowe transportery, w kolumnie, jeden za drugim.
Hitlerowcy prowadzą ogień z karabinów maszynowych, rzucają na prawo i lewo granaty.
Odległość zmniejsza się. Sześćset metrów, pięćset, czterysta... Już można rozróżnić kolory,
doskonale widać charakterystyczne niemieckie hełmy.
- Ogniąc
Jeden z transporterów staje unieruchomiony na szosie. Inne mijają go i prą dalej do przodu.
Do akcji wkracza działon podchorążego Lewandowskiego. Bofors szczeka raz po raz. Staje
trafiony pierwszy wóz, staje drugi... Wysłani przez Lewandowskiego bombardier Kurczak i
kanonier Warcholak przyprowadzają jeńców.
Drugi pułk artylerii motorowej śle granaty na wprost. Podchorąży Ginda trafia w jeden
samochód, kanonier Pustuł w drugi...
Noc z 19 na 20 sierpnia - wspomina generał Franciszek Skibiński - spędziliśmy w ogniu
mozdzierzy i wśród nieustającej strzelaniny. O świcie znajdowałem się w pewnym
drewnianym budyneczku. Aż tu jak zatrzaskają bliziutko karabiny maszynowe bijące w naszą
stronę! Patrzę ja, a na przedniej ścianie mojej budki wyskakują okrągłe otworki i sypią Się
drzazgi. No, myślę sobie, jest to, ze wszystkich miejsc na kuli ziemskiej, najmniej
odpowiednie do umierania na polu chwały... Wyszedłem z niemiłym uczuciem starszego
pana, któremu przerwano w ordynarny sposób. Zobaczyłem, że na polu pod fermą kręcą się
dwa niemieckie samochody pancerne i strzelają bez umiaru. A do nich jakoś mało kto.
Wskoczyłem do Shermana, gwizdałem" moją załogę i wyjechałem na pole. Niemcy zaczęli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]