[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeśli już mają mieć jakieś miano, mówmy na nich Ershuli.
- Ershuli ?
- To słowo pochodzące z Ylathu, dialektu pasterzy. Oznacza chelona, który pożera
potomstwo swoje lub innych członków stada.
- Czy zatem widziałeś w okolicy tych Ershuli, ojcze ?
- Nie.
- Rozumiem.
- Ale słyszałem o nich Zweil ujął Mkolla znienacka pod ramię i wskazał mu dłonią
widoczne nad dachami Mukretu góry, porośnięte gęstymi deszczowymi lasami. Nad
północnym horyzontem zbierały się mroczne burzowe chmury.
- Oni tam są, sierżanciezwiadowco Mkoll. Za Bhavnagerem, wśród Zwiętych Szczytów.
Czają się tam, myszkują, czekają.
Mkoll miał początkowo zamiar wyzwolić się z nieoczekiwanego uścisku kapłana, ale zaraz
z tego zrezygnował. W dotyku starca było coś znajomo uspokajającego, przywodzącego na
myśl wspomnienie arcydiakona Mkere, który zwykł prowadzać Mkolla do mównicy w
kościelnej szkółce na Tanith, by ten odczytał głośni swe lekcje.
- Czy jesteś pobożnym człowiekiem, sierżanciezwiadowco Mkoll ?
- Tak sądzę, ojcze. Wierzę, że Imperator jest naszym bogiem. Urodziłem się po to, by mu
służyć, w czasie pokoju i wojny.
- To dobrze, to bardzo dobrze. Skontaktuj się ze swoimi pobratymcami. Przekaż im, że w
trakcie tej pielgrzymki muszą się liczyć z poważnymi kłopotami.
74
a
Stojący dwadzieścia kilometrów na wschód od Mukretu konwój ruszył ponownie w drogę.
Amunicyjną Chimerę udało się naprędce zreperować, chociaż intendent Elthan uprzedził
Gaunta, że jego ludzie i tak będą musieli poświęcić całą noc na wprowadzenie niezbędnych
poprawek do swej prowizorki.
Kolumna poruszała się w zadowalającym pułkownikakomisarza tempie. Gaunt siedział w
odkrytej kabinie swej Salamandry przeglądając mapy i żywiąc gorącą nadzieję, że konwój
dotrze do Mukretu przed zapadnięciem zmierzchu. Mkoll właśnie zgłosił przez radio, że
sprawdził miasteczko i nie natrafił w nim na ślad obecności nieprzyjaciela, powtarzając też
wcześniejsze ostrzeżenie przed włóczącymi się w okolicy bandami Infardich.
Gaunt odłożył na bok mapnik i sięgnął ponownie po swoją podniszczoną, wielokrotnie
czytaną kopię Kazań św. Sabbat. Studiowanie zawartości księgi w podskakującej ustawicznie
Salamandrze przyprawiało go o ból głowy, ale czytał uparcie dalej. Rozłożył palcami stronice
w miejscu, gdzie tkwiła zakładka. Zrodkowy rozdział, psalmy świętej. Niewiarygodnie trudne
w interpretacji, pisane antycznym dialektem pełnym zakodowanych subtelnie podtekstów.
Potrafił wyczytać z nich najróżniejsze przesłania, ale żadne nie wydawało się go
satysfakcjonować.
%7ładne z wyjątkiem świadomości, że należą do najpiękniejszych religijnych tekstów, z
jakimi przyszło mu się w życiu zetknąć. Marszałek wojny Slaydo twierdził to samo, to od
niego właśnie Gaunt zaraził się miłością do psalmów Sabbat. Oficer opuścił księgę na kolana
unosząc wzrok ku niebu i wspominając starego Slaydo.
Transporter zwolnił gwałtownie, zakołysał się na gąsienicach. Gaunt podniósł się z
miejsca spoglądając ponad dachem Salamandry. Jego wóz jechał jako trzeci w kolumnie.
Toczące się przodem dwie zwiadowcze Salamandry hamowały raptownie, ich czerwone
światła płonęły jaskrawo na tylnych zderzakach, przysłonięte grubymi kratkami ochraniaczy.
Wielkie stado chelonów nadciągało z przeciwnej strony, popędzane przez kilku ubranych
w beżowe szaty pasterzy. Zwierzęta blokowały połowę drogi, toteż pojazdy zostały zmuszone
do ustawienia się w rząd pojedynczych maszyn jadących jedna za drugą wzdłuż sąsiadującego
z brzegiem rzeki pobocza.
Mkoll wspominał o tej przeszkodzie. Zgłaszał obecność sporego stada i trzech
nieuzbrojonych pasterzy, chociaż sugerował, że zwierzęta powinny zniknąć z jezdni do czasu
spotkania z konwojem.
- Jedynka do wszystkich jednostek Gaunt włączył komunikator na ogólnej częstotliwości
Zmniejszyć prędkość i zjechać tak daleko na lewe pobocze jak to tylko możliwe. Mamy stado
chelonów na drodze. Zachowywać się w sposób uprzejmy i nie przeszkadzać pasterzom.
W eterze rozległy się potwierdzenia kierowców i dowódców plutonów. Konwój zwolnił i
zaczął się wlec w niemiłosiernie powolnym tempie obok masywnych zwierząt. Gaunt przeklął
w myślach kolejne opóznienie w harmonogramie. Wyminięcie stada miało potrwać dobre
dziesięć minut, jeśli nie dłużej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]