[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Macie dla niego przesyłkę, sir?
Lupton twierdząco kiwnął głową i wyciągnąwszy kopenę odrzeKi:
- Oto materiał dla generała. Sądzę, że przywieziecie dla mnie jakieś polecenia.
Kiedy mamy się spodziewać waszego powrotu?
- Chyba w połowie grudnia - Lafitte wstał krzyżując ręce na piersi.
- Szczęśliwych wiatrów, kapitanie - powiedział Kid wyciągając dłoń do pirata.
- Thank you, sir - mruknął, nie spojrzawszy nawet na Ryszarda.
Opuścili pokład żaglowca. Popołudniowe słońce prażyło niemiłosiernie, więc szli
leniwie przez zatłoczony port rozmawiając o sławnym korsarzu. Przy ulicy Esplande
zatrzymało ich niezwykłe targowisko. Stare kobiety i mężczyzni, obwieszeni zwojami
paciorków i dziwacznymi przedmiotami, sprzedawali różnego rodzaju  specyfiki na
wszystkie ludzkie dolegliwości: liście ziół, korę drzew startą na proszek, kocie pazury, zęby
aligatorów i wilcze kły, wysuszone jelita żab i pajęcze nogi, jad żmij i kurarę... Można tu
było nabyć każdy lek, nawet lubczyk skuteczny na zdobycie cudzych uczuć, płyn do
wypędzania złego ducha, przedmioty sprowadzające szczęście lub krople błyskawicznie
powodujące śmierć... Bezzębni starcy, wychudzone jak szczapa kobiety przekrzykiwali się
wzajemnie, zachwalając swój towar. Było to targowisko skrajnej ciemnoty. Tym
dziwniejsze, że rozłożone w pobliżu katedry Zwiętego Ludwika, wspaniałej rezydencji
władz miasta, licznych pałacyków i bogatych sklepów.
- A coś na porost włosów macie? - usłyszał Ryszard i odwrócił się w stronę
mówiącego.
Przed nim stał opalony na brązowo człowiek, w zniszczonym kapeluszu, w
wytartym skórzanym ubraniu, ze strzelbą przewieszoną przez ramię. Wyglądał na włóczęgę.
- Jest, jest, łaskawy panie - zaskrzeczała starucha szukając czegoś wśród towarów.
- Oto najlepszy środek...
- Jak tego używać?
- Nacierać, a w mig włosy wyrosną.
- Ile?
- Dolara, jednego dolara, dobrodzieju.
Kos nie wytrzymał.
- Mister, dajcie spokój, toż to wierutne kłamstwo, szkoda na to świństwo
pieniędzy.
Małe oczy kupującego uważnie prześlizgnęły się po Ryszardzie i Kidzie. Chrząknął,
podwinął do góry opadające rondo brudnego kapelusza i odezwał się niezadowolony:
- Wy co do tego macie, hę?
- Nic, tylko radzę, bo to przecież kłamstwo.
- Moja rzecz - mówił obcy, a oczy latały mu jak ogniki. - Ooo!. Ja was już znam.
To wyście byli z czerwonoskórymi pod Walnut Hills. Czy nie?
Kos i Lupton zaskoczeni wymienili spojrzenia.
- Widziałem cię, gdy podpełzłem pod obóz Kriksów. Starego Jacka nie oszukasz,
jakem White Knee...
- To nie ma nic do rzeczy - próbował rozładować niezręczną sytuację Ryszard.
- Szpiegujesz mnie, chodzisz za mną?
- Nie.
- Czego się wtrącasz? - mówił zaczepnie traper. - Chcesz kłótni?
- Ależ, mister, przecież...
- Zamilcz! - niemal krzyknął stary, nie pozwalając dojść do głosu Ryszardowi. -
Znam się na takich ptaszkach. Ja...
Chciał znów podnieść do góry zniszczone rondo, bo opadło mu na same oczy, ale
zdenerwowany, nieostrożnie potrącił ręką brzeg nakrycia i kapelusz zsunąwszy się z głowy
opadł na bruk ulicy, odsłaniając łysą jak kolano czaszkę. Stary otworzył szeroko usta, w
zrenicach zapłonął mu gniew, zaklął, zwinnie podniósł kapelusz i huknął:
- Precz mi z oczu!
Kos i Kid z lekceważeniem odwrócili się i odeszli. Nie chcieli wywoływać
awantury. Traper krzyczał za nimi:
- Nie wchodz mi w drogę, bo, jakem White Knee, utłukę...
- Jakiś pomyleniec - zauważył Lupton. - A czaszkę ma łysą, jakby nigdy na niej
włosy cię rosły.
- Był oskalpowany - wyjaśnił Kos. - %7ładne czarodziejskie ziele nie przywróci mu
włosów. Dziwię się, że taki głupi.
Konie uwiązane przy kuzni cierpliwie czekały na jezdzców. Były nakarmione, o
czym Murzyn zakomunikował Luptonowi, żądając zapłaty. Uiściwszy należność dosiedli
wierzchowców i przed zachodem słońca dotarli do domu Chalmette a. Tu przy kolacji mile
upłynął im czas, a po wygodnie spędzonej nocy Lupton pozostał na farmie, a Kos kupił od
plantatora konia i pojechał do indiańskiego obozu.
W słoneczny i ciepły grudniowy dzień 1814 roku generał Andrew Jackson
zatrzymał się w tawernie  Absinthe House . W oddzielnym pokoiku oczekiwał na wizytę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl