[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pat usiadła na krześle obok łóżka. Nie miała odwagi zapytać... Wreszcie wydusiła z siebie:
- Już wszystko skończone, prawda? Kraby już nigdy nie wrócą... prawda?
- Nie wiem. - W pierwszej chwili chciał powiedzieć TAK, ale nie chciał kłamać.
- Ale przecież zdychają całymi setkami. Ich cielska są wszędzie. W rzekach i jeziorach, nawet na odkrytych, suchych
przestrzeniach. Wyczołgiwały się z wody, żeby tam zdechnąć.
- Jasne. Za tydzień, może nawet mniej, nie będzie już ani jednego żywego kraba. Jakąś godzinę temu był tutaj Grisedale.
Podobno znaleziono ich około setki nad jednym z jezior w Szkocji. Część padła tuż przy
201
wodzie, ale większość wypełzła na wrzosowisko. I to mnie bardzo niepokoi. Kraby się zmieniły. Mogą długo wytrzymać w
słodkiej wodzie, ale teraz nawet to im nie wystarczało. Wychodziły na brzeg.
- Słuchaj. - Pat położyła rękę na ramieniu męża.
- To nie jest twoje zmartwienie, Cliff. Władze przejęły kontrolę nad wszystkim. Musisz teraz dużo wypoczywać i zapomnieć o
krabach.
- Najpierw porzuciły morze, teraz rzeki. - mówił Cliff, nie słuchając Pat. - Myślałem, że mają jakiś cel, jakiś punkt, do którego
dążą, żeby tam zdechnąć. Nie jestem teraz tego pewien. Chyba się trochę zagalopowałem.
Pat patrzyła na Cliffa zdziwiona. Zobaczyła, że w szarych oczach profesora czai się... strach?
- Może zależało im na tym, żeby zdechnąć gdziekolwiek na suchym lądzie. - Cliff coraz bardziej ściszał głos
- Albo wyszły z oceanu, bo... musiały. Może wiedzą o jakimś promieniowaniu radioaktywnym, o którym my nie mamy pojęcia,
albo... albo czegoś się boją!
- Czego na przykład?
- Może jakiegoś większego, silniejszego, okrutnie-jszego od nich zmutowanego gatunku. Nie mamy nawet pojęcia, co powstaje
w głębinach oceanów.
Pat zdrętwiała. Przerażenie wielką falą przepłynęło przez całe ciało. Czuła się, jak obudzona ze straszliwego snu. Serce waliło
jak oszalałe, zimny pot kropelkami zrosił jej czoło.
- To tylko domysły. - Starała się, żeby jej słowa brzmiały przekonująco.
- Może tak, może nie. Acha, jutro stąd wychodzę.
202
- Nie. Nie wychodzisz. - Spojrzała na niego ze złością. - Nie jesteś jeszcze zdrowy. Pielęgniarki mówiły, że przynajmniej
jeszcze tydzień...
- Wracam do domu. - Davenport był zdecydowany. Pat znała jego nastroje i wiedziała, że nic nie jest w stanie powstrzymać jej
męża przed wypełnieniem powziętego postanowienia. - Jeśli doktor Marriott nie pozwoli mi, sam się wypiszę.
Pat była tak rozstrojona, że nie potrafiła opanować napływających jej do oczu łez.
Nad naturalne, piękne jezioro Chasewater w Zachodnim Midlands zawsze przyjeżdżało na weekend mnóstwo turystów. Nic
dziwnego. Okolica była naprawdę urocza. Od wielu lat urządzano tu jarmarki, pokazy sztucznych ogni, na wodzie zawsze
tłoczyły się różne łodzie, motorówki, jachty.
Niestety, przeistoczenie się Chasewater z cichego i spokojnego w jazgotliwe, kolorowe miejsce festynów spowodowało, że
dzikie ptaki zostały przegnane. 0-siedla mieszkaniowe budowano bardzo blisko jeziora i nie było już mowy o ciszy i spokoju.
Ale, tak jak się rzekło, Chasewater zyskało nowy, kolorowy wizerunek wiecznego karnawału.
Bili Wallace zajechał do Chasewater około szóstej rano. Przebierał się w swój nieprzemakalny kostium i na głos przeklinał
swego kumpla Toma Cartera. Na niego zawsze trzeba było czekać! Spózniał się nieraz tak koszmarnie, że Bili na wszelki
wypadek umawiał się z nim godzinę wcześniej, niż było trzeba. Tak jak i teraz. Zamiast o siódmej, powiedział mu, że spotkają
203
się o szóstej. W ten sposób wykorzystają szansę spokojnego popływania na nartach przed pójściem do pracy. Wieczorami
Chasewater było zbyt zatłoczone, zbyt dużo tu pływało łodzi, które zawsze powodowały niemałe zamieszanie i problemy. Bili
pomyślał, że chyba będą zmuszeni poszukać jakiegoś spokojniejszego miejsca.
Nie było to wcale takie proste, bo dokładnie każdy człowiek nad Chasewater myślał o tym samym.
Bili siedział na zderzaku starego spitfire''a, gładząc krótką bródkę. Przyglądał się gładkiej tafli jeziora i otaczającym je lasom.
"Nic specjalnego. Ot, dziura w ziemi wypełniona wodą, umilająca ludziom życie. Gdyby zabrać stąd łódki, karuzele, domki i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl