[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rytmowi jego ruchów, zmysłowo prężąc się i cofając, potęgując ich wspólną przyjemność.
Michelle wykrzyknęła imię kochanka.
Nagłego upojenia, które przeżyła, nie sposób byłoby opisać. W spazmatycznym uniesieniu
przywarła do Steve'a.
Głęboko w niej zanurzony Steve pragnął przedłużyć przyjemność, lecz doznawane wrażenia
były tak silne, tak intensywne, że okrzyki Michelle i jej słodkie, wewnętrzne skurcze wyzwoliły
także jego spełnienie.
Pogrążony w ekstazie słyszał namiętny, żarliwy głos Michelle po wielekroć wyznającej mu swą
miłość.
ROZDZIAA ÓSMY
Michelle milczała. Doznane przed chwilą wrażenia były zbyt silne, by mogła rozmawiać.
54
Wszystkie jej myśli dotyczyły Steve'a. Tego, jak bardzo go kochała. Jak jej miłość zamieniła ich
wzajemny pociąg seksualny w coś więcej, sprawiając, że to, czego doświadczyli, stało się nie
tylko spełnieniem fizycznym. Połączyła ich miłość, głęboka i prawdziwa, miłość, o jakiej
marzyła i o jaką modliła się przez całe życie.
Steve także rozmyślał, lecz bynajmniej nie o prawdziwej miłości. Odtwarzał w pamięci
zmysłową idyllę, która tak niedawno była ich udziałem. Tym razem zastanowił go pewien
szczegół, który wcześniej umknął jego uwagi. I choć widział, że Michelle najchętniej leżałaby
bez słów wtulona w jego ramiona, zdawał sobie sprawę, że pewne rzeczy muszą zostać
powiedziane.
- Jesteś dziewicą, prawda? Przez chwilę to pytanie unosiło się pomiędzy nimi w głębokiej
ciszy, aż Michelle odparła:
- Już nie. - Uśmiechnęła się do niego. Czuła się cudownie, przepełniona radością. Kochała go
każdą cząstką swego ciała. Ona i Steve należeli do siebie. To było naturalne i dobre. I tak
oczywiste; wkrótce on także zda sobie z tego sprawę.
Magia jej promiennego uśmiechu podziałała na Steve'a. Nie potrafił dłużej zachować dystansu
emocjonalnego, który w milczeniu starał się stworzyć pomiędzy nimi... ani też
fizycznego. Ujął i pocałował jej dłoń.
-Powinnaś była mi powiedzieć-zbeształ ją łagodnie. Wzruszyła ramionami.
- Nie chciałam robić z tego wielkiej sprawy.
- Utrata dziewictwa jest wielkÄ… sprawÄ….
Nie potrafiła powstrzymać śmiechu. Promieniowała od niej radość.
- Ktoś mógłby powiedzieć, że bardzo się z tym spózniłam. - W oczach Michelie błyszczały łzy,
gdy z miłością spoglądała na Steve'a. - Ale tak się cieszę, że czekałam, Steve... że mój
pierwszy raz był z tobą.
Co mógł na to odpowiedzieć? Co mógł zrobić? Tylko objąć ją mocno i całować, aż, ku
własnemu zdziwieniu, znów poczuł dreszcz podniecenia. Znów! Przecież przed chwilą posiadł
ją, a znowu jej pragnął! To nigdy dotąd mu się nie przydarzyło. Po kontakcie seksualnym
zapadał zwykle w głęboki sen albo wracał od razu do domu nasycony i bez pragnienia
następnych spotkań. Dotąd jego uczucia pozostawały zawsze nieporuszone, zaś z Michelie...
Spędzili razem wiele czasu, ich znajomość była zbyt długa, by mógł teraz po prostu odwrócić
siÄ™ od niej.
Mimo tego niepokojącego świadectwa własnego zaangażowania emocjonalnego, Steve nie
potrafił powstrzymać się, by nie objąć Michelie. Trzymając ją w ramionach, przewrócił się na
plecy, tak że Michelie leżała teraz na nim. Dziewczyna zaśmiała się, zachwycona nowymi
możliwościami, jakie otwierała przed nią ta pozycja.
- Powinienem być potwornie wściekły na ciebie za to, że nie wyjawiłaś mi prawdy - stwierdził
Steve z ciężkim westchnieniem. - Nie wiedząc, mogłem cię zranić, Michelie.
- Lecz nie zrobiłeś tego - odpowiedziała czule, pieszcząc wargami jego brodę. - Sprawiłeś, że
było cudownie, Steve.
Steve całował dziewczynę, lekko kąsając jej jedwabiście gładką skórę. Był jeszcze jeden
powód, dla którego powinien być na nią wściekły. Jeśli ofiarowanie dziewictwa miało być
darem miłości, niechcący otrzymał dar, którego nigdy nie pragnął. O który nie prosił. Wiedział
wszystko o dziewicach i zawsze starał się ich unikać. Oczekiwały zbyt wiele: miłości, obietnic,
stałości. Michelie powiedziała, że go kocha. Oczywiście. Dla dwudziestopięcioletniej dziewicy
miłość i seks musiały być nierozerwalnie ze sobą złączone.
55
Sądząc zaś ze sposobu, w jaki rozwijała się jego znajomość z Michelie, już wkrótce weselne
dzwony mogły zabrzmieć także i dla niego.
Poczuł gorąco, potem chłód, jakby trawiła go wysoka gorączka. Delikatnie odsunął od siebie
Michelie i usiadł.
- Steve? - Gładziła jego ramię, przypatrując się mu uważnie. - Czy coś się stało?
- Stało się? A co mogłoby się stać? - zapytał z udawaną beztroską. - Ale... przyszło mi nagle
na myśl, że podczas gdy leżymy beztrosko w łóżku twojej siostry, ona może pojawić się w
każdym momencie.
Michelie także usiadła i przytuliła się do Steve'a, obejmując go i opierając głowę na jego
ramieniu.
- Nie martw się. Courtney wyjechała z miasta, przeprowadza jakieś badania naukowe. Całe
mieszkanie jest nasze.
- Mieszkałaś tu sama? - Odwrócił się do niej. - Dlaczego?
Michelie wzruszyła ramionami. Nie miałoby sensu przypominanie po raz kolejny ich ostatniej
kłótni. Dzisiaj tak wiele zmieniło się między nimi.
- Potrzebowałam relaksu - odparła wymijająco.
- Zwiedziłam wszystko to, na co zawsze brakowało mi czasu, gdy byłam z Courtney. - Z
zaciekawieniem przechyliła na bok głowę, przypominając sobie nagle, że Steve nie wyjaśnił
jeszcze, w jaki sposób ją odnalazł.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Popytałem trochę - mruknął.
- Naprawdę? Ale kogo pytałeś? Nie mówiłam, dokąd wyjeżdżam, kiedy prosiłam o urlop.
- Zadzwoniłem do Ashlinn - wyznał niechętnie.
- Sądziłem, że może wybrałaś się do niej. - Zmarszczył brwi. - Czy musimy o tym mówić?
Biorąc pod uwagę, jak bardzo mną gardzi, rozmowa z Ashlinn była wątpliwą przyjemnością.
Kiedy powiedziałem, że wyjechałaś z Harrisburga, odmówiła wszelkich informacji i nie chciała
podzielić się ze mną swymi przypuszczeniami na temat miejsca twojego pobytu.
- O, tak -westchnęła Michelle. - To w stylu Ashlinn.
- Musiałem zadzwonić do niej jeszcze trzy razy, zanim wreszcie powiedziała mi, że możesz
być u Courtney w Waszyngtonie. Dzięki następnym dwóm telefonom udało mi się zdobyć ten
adres.
- Ale nie zniechęciłeś się. - Michelle uśmiechnęła się czarująco. Była tak piękna. - Och, Steve,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]