[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zauważyłam jednak, że po raz pierwszy w moim życiu głos Gwen nie poprawił mi
humoru. Najgorsze było to, że nie wiedziałam, czemu tak podle się czuję. David dowiedział
się, że lubię Jacka. Wielka rzecz! Przecież żadne prawo federalne nie zabrania dziewczynom
lubić chłopaków własnych sióstr. Na pewno.
Gdy zaparkowaliśmy przed moim domem, cisza w samochodzie (pomijając Gwen)
była już nie do zniesienia. Odwróciłam się do Davida - naprawdę nie oczekiwałam, że
odprowadzi mnie do drzwi - i powiedziałam:
- No cóż, dzięki, że ze mną poszedłeś.
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, otworzył drzwi samochodu i oznajmił:
- Odprowadzę cię.
Nie mogę powiedzieć, żeby mnie to jakoś szczególnie uradowało, bo miałam uczucie,
że zaraz da mi popalić. I rzeczywiście, w połowie drogi dobrał mi się do skóry.
- Wiesz - zagaił - naprawcie udało ci się mnie nabrać. Spojrzałam na niego,
zastanawiając się, co jeszcze powie. Czułam, że pewnie mi się to nie spodoba.
- Tali? Dlaczego?
- Myślałem, że jesteś inna - powiedział. - Wiesz, te twoje huty, czarne ciuchy i tak
dalej. Myślałem, że jesteś naprawdę... No, nie wiem. Prawdziwa. Nie wiedziałem, że robisz to
wszystko po to, żeby złapać faceta.
Zatrzymałam się na schodach i popatrzyłam na niego, co nie było łatwe, bo światło na
werandzie było włączone i świeciło mi prosto w oczy.
- O co ci chodzi?
- A czy tak nie jest? - spytał David. - To znaczy, czy nie dlatego zaprosiłaś mnie na
imprezę? To nie miało nic wspólnego z solidarnością wobec koleżanki, która nie czuła się
częścią tej grupy. Wykorzystałaś mnie po to, żeby spróbować wzbudzić zazdrość tego faceta.
Jacka.
- Nieprawda! - zawołałam z nadzieja, że i jego oślepiło światło werandy. W ten sposób
nie mógłby zobaczyć, że płoną mi policzki. - Davidzie, to... No, to po prostu śmieszne.
- Nie sądzę.
Doszliśmy już do drzwi. David patrzył na mnie z miną, której nie dało się
rozszyfrować... i to nie dlatego, że ciągle oślepiało mnie światło werandy, ale dlatego, że jego
twarz była kompletnie pozbawiona wyrazu. Jak maska.
- Szkoda - powiedział. - Naprawdę myślałem, że różnisz się od innych znanych mi
dziewczyn.
I z grzecznym dobranoc - tak jest, po prostu dobranoc - odwrócił się i ruszył do
samochodu. Nawet się nie obejrzał. Ani razu.
Nie, żebym miała do niego pretensję. Mimo stwierdzenia Catherine, że chłopcy
powinni wiedzieć, iż dziewczyny w naszym wieku po prostu rozglądają się po boisku (co
brzmi nieco zabawnie w ustach kogoś, kto przed chwilą był na pierwszej w życiu randce),
wyobrażam sobie, że człowiekowi musi być po prostu przykro, kiedy osoba, którą darzy
sympatią, tak naprawdę lubi kogoś innego i właściwie wolałaby być w tym momencie właśnie
z tym kimś.
Sarna nie wiem. Chyba rozumiałam już, dlaczego David byl na mnie zły.
Ale bez przesady! Poprosiłam go, żeby poszedł ze mną na imprezę, a nie żeby się ze
mną ożenił. To tylko impreza. Po co robić taki dramat?
I o co chodziło w tej gadaninie, że się mylił i jestem taka sama jak inne dziewczyny,
które zna? Ile zna dziewczyn, które ostatnio ocaliły życie jego ojcu? Gotowa byłam założyć
się, że nie za wiele.
Jednak ten wieczór nie był kompletną klapą. Trochę z mojej sławy musiało skapnąć na
Catherine, bo ludzie na imprezie wreszcie zaczęli z nią rozmawiać. Stała tam,
rozpromieniona, z Paulem u boku, i ziszczały się jej marzenia o popularności. Ktoś nawet
zaprosił ją na następną imprezę, na przyszły weekend.
- Wiesz - powiedziała teraz z kanapy Catherine, nowa dziewczyna na topie z Liceum
imienia Adamsa. - Naprawdę myślę, że Jack byl zazdrosny.
Zamrugałam, nadal patrząc w sufit.
- Naprawdę?
- Och, tak. Słyszałam, jak mówił Lucy, że jego zdaniem David jest nadęty i że mogłaś
trafić lepiej.
Nadęty? David był najmniej nadętą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałam. O czym ten
Jack w ogóle mówił?
Kiedy jednak powiedziałam to na głos, Catherine stwierdziła tylko:
- Ależ, Sam, myślałam, że właśnie tego chciałaś. %7łeby Jack wreszcie zrozumiał, że
jesteś atrakcyjną kobieta, której pożąda wielu.
Przyznaję, że to prawda. Ale jednocześnie nie podobał mi się pomysł, żeby
ktokolwiek - nawet moja bratnia dusza - obrzucał Davida wyzwiskami. Bo David jest
naprawdę miły.
Ale nie chciałam już o tym myśleć. No wiecie, o tym, że David jest taki miły, i że
potraktowałam go tak, jak potraktowałam. Tego typu zachowanie jest jak najbardziej w
porządku dla czytelniczek Cosmo , ale ja naprawdę jestem dziewczyną trochę bardziej w
stylu Art in America .
Wiedziałam, że jeszcze długo nie zasnę, ale zauważyłam też, że z Catherine, sadząc z
jej spokojnego oddechu, już sobie nie pogadam, wyjęłam więc latarkę i otworzyłam książkę z
życiorysami Pierwszych Dam, którą dal mi sekretarz prasowy Białego Domu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]