[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zamiana nie powinna zrobić różnicy dla... ostatecznego wyniku.
- Cóż, lepiej żeby wszystko się udało za pierwszym razem, skoro następna
okazja, najprawdopodobniej, nie przyjdzie zbyt szybko.
- Nie. - powiedziała prosto, jeśli się nie powiedzie, nikt z nas nie przeżyje
by spróbować ponownie.
Grobius zagubił się w myślach, jakby rozważał wspaniałości celu, który
chciał osiągnąć. W końcu, ponownie spojrzał na Christine, kiwnął głową i
powiedział:
- Bardzo dobrze. Kontynuuj. Zostaniesz powiadomiona, gdy będę chciał z
tobą rozmawiać.
Wiedząc, że została odprawiona, powiedziała "Oczywiście." i sięgnęła do
klamki.
Oddalając się od limuzyny, wzięła głęboki wdech świeżego powietrza.
Cieszyła się, że stamtąd wyszła, nie tylko z powodu sposobu w jaki starzec
na nią wywierał. Hojnie wyściełany samochód i mosiężne wnętrze zawsze
przypominał jej wnętrze trumny. To było, w jakiś sposób, jakby
mężczyzna w środku był już martwy. Jakby zapraszał by do niego
dołączyła.
* * * *
Kolejne miasto, kolejny tani motel. Pieniądze nie były problemem, ale
łatwiej było przemykać się niezauważenie w tanich miejscach, a Snake
Perkins dostał instrukcje by się nie wychylać.
Spuścił kartki komiksu, którym był pochłonięty, i sprawdził co robi
kobieta. Prz kiwającym się stoliku, rozłożyła kawałek gazy wielkości
męskiej chusteczki. Na jego powierzchni rozkładała cykl małych
obiektów, przy każdym zatrzymywała się i recytowała coś w języku,
którego Snake nigdy nie słyszał. Założył, że to jej ojczysty język,
skądkolwiek ona pochodzi. Prawdopodobnie, jakieś miejsce gdzie
wszyscy biegają z kośćmi wystającymi z nosów.
Snake miał nadzieję, że wkrótce tam wróci. Miał po dziurki w nosie
rządów kogoś kto, jego zdaniem, powinien sprzątać po białych
pracujących w biurowcach.
Uważał by jego uraza nie była widoczna. Pomimo faktu, że dostał wyrazne
rozkazy od jego Pani, której bał się niezmiernie, ta czarna kobieta zbyt
dobrze radziła sobie z nożem. I nie bała się go używać, jak Snake zdążył
zaobserwować.
Patrzył jak Cecelia Mbwato dodawała gałązkę o dziwnym kształcie i
trochę substancji roślinnej do przygotowanych obiektów leżących na
gazie. Następnie, z czerwonej i białej plastikowej chłodni, takich jakie
używają na plaży, wyciągnęła szarą, pomarszczoną bryłę ciała, kształtu i
wielkości dziecięcej pięści. Snake natychmiast to rozpoznał.
To było serce sześcioletniej dziewczynki, którą Cecelia Mbwato rozcięła
wczorajszej nocy.
Rozsypała na zebrane materiały dwa rodzaje proszków, jeden drobny a
drugi gruboziarnisty, cały czas mamrocząc coś w obcym języku.
Następnie, z niesłychanym oddaniem, zwinęła gazę i zawiązała ją, na
każdym końcu i po środku, jaskrawozielonym sznurkiem, wcześniej
zmierzonym i pociętym na jednakowe długości.
Snake wiedział dość by milczeć gdy odbywał się rytuał. Ale teraz gdy już
się skończył, spytał, wskazując na zwiniętą paczuszkę.
- A tak w ogóle, jak wy to nazywacie?
Cecelia Mbwato spojrzała na niego swoimi oczami jaszczurki. Po chwili
powiedziała.
- Po angielsku, nazwalibyście to, chyba, fetyszem.
Snake zmarszczył czoło.
- Nie jest to coś perwersyjnego związanego z seksem? Jak podniecanie się
kobiecymi stopami, czy coś?
- Nie wiem nic z tych obrzydliwych i perwersyjnych seksualnych praktyk
waszych ludzi. - powiedziała sztywno. - I nie chcę wiedzieć. Ten fetysz
jest najpotężniejszym magicznym talizmanem, tak jak dwa poprzednie,
które już ukończyłam.
Snake kiwnął głową z szacunkiem. Wiedział o magii i co ona może zrobić.
Był wystarczająco mądry by się jej bać.
- Tak, cóż. - powiedział. - Jak dużo ich jeszcze musisz zrobić?
- Jeszcze dwa. Tylko dwa, wtedy wszystkie zostaną dostarczone osobie,
która się przesłała. Wtedy otrzymam wynagrodzenie, a nasz wspólny czas
się skończy.
- Cholera. - powiedział Snake beznamiętnie, - Jaka szkoda.
Rozdział 12
Budynek Kingsbury zajmował jeden róg niemodnej dzielnicy dwie
przecznice od ulicy Boylston, najbliższe głównego traktu jaki istniał w
Bostonie. Dziesięciopiętrowa struktura została wybudowana w czasach
rządów Trumana, a wygląd: krusząca się czerwona cegła, skrzypiące
drewniane deski, i wyblakłe ściany, i sufity wydzielały chmury kurzu, i
farby za każdym razem gdy przejeżdżał jakiś autobus albo ciężki
samochód. Ludzie, nadal robiący interesy w tym rejonie, żartowali, że
Komisja Ochrony Zabytków rozważa uznanie Kingsbury za historyczne
miejsce, do czasu gdy ustalono, że nic historycznie ważnego się tam nie
zdarzyło - nigdy.
Jedynym ustępstwem nowoczesności w tym budynku była instalacja wind.
To była jedna z nich, zatrzymująca się na dziewiątym piętrze, która
wypluła Quinceya Morrisa, Libby Chastain, dwie kobiety ubrane jak
sekretarki i małego mężczyznę z tłustymi włosami, który wyglądał jak
obsługa procesu sądowego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]