[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wachmistrz szwoleżerów roześmiał się jowialnie.
Skąd? Kiedy? Jak?!... Przecież zostaliście w Gotartowicach!
Babecki machnął ręką.
Ot ci gadać! Tam kochanieńki, popatrzysz!... Marceli z panią matką miał przyjść do roz-
prawy... tedy nie chwyciło mu serca... wolał dalej! Aż niemiło! Ledwie dojechaliśmy. Febra
go całą drogę trzęsła. %7łal na niego patrzeć. Leży w gospodzie, na Zapiecku... No, bywajcie!
A ty dokąd?
Radzimińskiemu idę meldować się. Porucznikiem niech się zajmie, bo mnie do rodzi-
cielów pilno. Może puści!... Zajdz do gospody, kochanieńki, a tam popatrzysz.
Stadnicki ujął Babeckiego za ramię.
Musisz pójść ze mną!
Ta gdzie, kochanieńki?!
Musisz! Wstąpimy do winiarni!
Nie, kochanieńki, taki nie mogę! Do rodzicielów pilno! A tu i o zezwolenie trzeba prosić,
i o paszporty się starać!
Głupstwo... idziesz!
7
T u i l e r i e (franc. Tuileries) pałac i park królów francuskich w Paryżu. Od czasów Ludwika XVI rezy-
dencja królów i cesarzy Francji.
8
Duc (franc.) książe.
32
Babecki spojrzał ze zdziwieniem na groznie namarszczoną twarz porucznika.
Na chwileczkę chyba!... De, Józiu, rodziciele czekają, a i samemu żutko na sercu!
I ja, psiamać, żółtko mam na wątrobie, a nic nie gadam mruknął Stadnicki i pocią-
gnął Babeckiego na Daniłłowiczowską.
Winiarnia była pusta. Na powitanie porucznika i Babeckiego wychyliła się potargana gło-
wa dziewki, wyszczerzyła białe zęby i znikła.
Stadnicki zrzucił płaszcz i zasiadł ociężale za stołem. Babecki poszedł za przykładem po-
rucznika.
Jest tam kto, do stu par!... Nie lubię!
Do izby wbiegła żwawo Marcysia, dygnęła z przymileniem Stadnickiemu, za czym spoj-
rzała na Babeckiego i zmieszała się.
Jezu, toć chyba szwoleżerski mundur! Stadnicki oczy postawił na szynkareczkę.
Wielka obrada! No i co z tego!... Jajecznicy, psiamać, piwa grzanego, bułek mato-
wych!... Prędzej, bo nie lubię! .
Marcysia fyrknęła noskiem, musnęła fartuszkiem stół i wydęła buzię.
Głucha nie jestem! Waszmość chyba lewą nogą z posłania!
No, no... nie marudzić! Są pory na różne humory. Ckli mnie, kruczy, burczy.
Szynkareczka pokiwała domyślnie głową i wybiegła z izby. Po małej chwili na stole zja-
wiły się kubki, łyżki, a za nimi dzbanek piwa grzanego i miska jajecznicy.
Stadnicki mlasnął językiem i za łyżkę ujął Babecki ociągał się. Porucznik go ofuknął.
Wachmistrz nie dał sobie napomnienia powtórzyć.
Przez pewien czas słychać było tylko stukotanie miarowe łyżek. Wreszcie Stadnicki raz i
drugi z kubka pociągnął, jeszcze kilka skwarek wyłowił, za czym wąsy obtarł i huknął z im-
petem.
Skąd cię diabli przynieśli?
De, pozwól, kochanieńki...
Gadaj krótko, bo nie lubię?
De, cóż! tłumaczył się cicho Babecki, wyprzątając miskę. Mnie i tak paliło do rodzi-
cielów, bo czasu nie ma zadość, a tu szmat drogi jeszcze i paszporty... ale porucznik przynie-
wolił...
Zwiderek!
Niech sobie świderek , a w mojej kompanii porucznik!... A tam, kochanieńki, po twoim
odjezdzie, szur-szur w całym dworze. Pani matka niby Marcelego na rozprawy jęła zapra-
szać... De, cóż! Rodzicielom należy się choć co nie bądz wiedzieć... Porucznik do mnie. Ra-
tuj, mówi, bo Stadnicki napaplał!
Ja napaplałem? Co ty?!
Tak mówił, a tam, kochanieńki, popatrzysz!... Marcelemu było nijako, łgać nie chciał, a
rodzicielki żałował... Co robić! Ja do Rawy, gdzie kompania piechurków stoi, no i do kapita-
na. Gniazdowski dusza człowiek! Kiwnął się jeno, niby rozkaz wysztukował i sztafetę do
Gotartowic pchnął. Nim się docłapałem, Marceli był na koniu. %7łegnania nawet wiele nie było,
bo to wszystko jakby na trzy dni, %7łutko!... Nieboraczek porucznik, de jemu i w piersiach coś
niezdrowo.
Dobrze mu tak! mruknął Stadnicki.
A tak i żutko!
Niech sobie ma dwa żółtka !...
Stadnicki stuknął kubkiem.
Piwa jeszcze żywo!... A ty, słuchaj, stary! Służyłeś, psianogo, w jednym szwadronie ze mną?!
De, przecież!
Byłeś w jednej kampanii?!
Pewnie!
33
Darłeś mi się nad uchem w somosierskim wąwozie?
Józinku, de kochanieńki! wybełkotał Babecki, którego to stopniowanie zapytań już pod
sercem ściskać zaczynało.
Pamiętasz, jak konał Dziewanowski?
Babecki kiwnął się już tylko.
Jesteś mi towarzyszem czy nie?
Wachmistrz wyciągnął ręce przez stół i ucapił za szyję Stadnickiego.
Rybeńko... de, ja dla ciebie... no, ta bierz, ciągnij żywot ze mnie!...
Mam rąbaninę! Potrzebuję świadka!
Już... a tam, kochanieńki, byle zaraz!
Będziesz sekundował?
De, jestem, kochanieńki, jestem.
Stadnicki uścisnął zamaszyście dłoń wachmistrza i zawołał razno:
Hej, Marcysiu! Czegoś poczciwszego po szklance? Kończ piwo! Dobryś chłop! Klina
miałem! Naznaczyć kawalera muszę! Po naszemu, sacrebleu!...
Jak wart, nie ma czego żałować. A z kimże to?
Stadnicki spojrzał na amarantowe wyłogi munduru wachmistrza i zafrasował się.
Z kim? Hm... Z jezdnym Załuskim!
Z Załuskim? Patrzaj, kochanieńki!
Właśnie! I trzeba, uważasz, żebyś do rozprawy zrzucił tę skorupę. Mam w kufrze żupan
cale dobry!
%7łu-żupan?... Skorupa?!
Przebierzesz się, i basta!
Józiu, Józinku... at, na co? Marszałkowskich jakich się boisz czy...
Nikogo się nie boję! Nie o mnie idzie, tylko o ciebie! Co tu w bawełnę obwijać! Ten
Załuski, psia... no, to jest Załuski! ,
Babecki mrugnął swymi małymi oczkami na znak, że pracuje nad rozwiązaniem zagadki.
Wielka osoba!... No, to ten wasz... kapitan czy jak tam.
Piątej kompanii... na... naszego?
Może się wykręcasz?
Józinku! Broń mnie Boże! Lecz i tak powiedz! Nu-nu, kapitan! A tam oskarżą... de, jesz-
cze degradują, a jeszcze i z pułku wypędzą!
Wstąpisz do innego. Pij! Babecki spojrzał z żalem na swój mundur.
De, rodzicielom byłoby...
%7łółtko! wybuchnął Stadnicki. Pij, mówię! Nic! Ja odpowiadam, rozumiesz?!...
Stadnicki fantazji nabrał.
Drwij sobie z tego kłopotu! Stadnicki cię wplątał, Stadnicki wydobędzie! Będziesz chciał, to
do księcia ministra wojny pójdę, a bodaj do samego Napoliona... gdzie chcesz, psiamać!
Józinku! upomniał wystraszony tą śmiałością wachmistrz.
Pójdę, powiedziałem. Aby mu się przypomnieć, muszę! Może nie gadałem z nim? Całą
prawdę mu do oczu skoczę, sacrebleu... niech wie! Pij, powiadam!
Piję, kochanieńki, tylko... tak i słuchać niezgrabnie... cesarz!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]