[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wielkiego jak on sam, który tkają, błyskając czerwonymi ślepiami.
Nagle dostrzegł w mroku lśnienie tychże ślepiów, w sekundę potem okazało się, że
wyimaginowany pająk istnieje naprawdę. Stwór był niewiarygodnie paskudny i niemal całkowicie
tarasował sobą przejście. No& sytuacja się zmieniała. Owszem, można sobie wyobrazić dowolnie
wielkiego pająka& ale któż mógłby przypuszczać, że wyimaginowane bydlę istnieje i naprawdę
zaatakuje. Kender zdecydował, że znacznie więksi od niego dostaliby w tej sytuacji czkawki. Smolny
kwacz, którym oświetlał sobie drogę, dawał zbyt mało światła, by spłoszyć potwora, a nóż, świetnie
nadający się do otwierania zamków w sekretnych drzwiach, był zbyt tępy, by cokolwiek nim
przeciąć. Nawet gdyby zdołał udzwignąć miecz, nie przydałby mu się na wiele. Stwór był
niewyobrażalnie wielki.
Osiem łap, a każda gruba jak ramię kendera, przedzierało się przez pajęczynę, drapiąc ściany
przejścia. Potężny stwór powoli posuwał się ku Delbinowi. Kender odkrył, że nie może się ruszyć -
nie ze strachu, nie& choć znał to uczucie, którego doświadczał& niekiedy - był po prostu
zafascynowany tym, co miało się wydarzyć. Wielorakie ślepia potwora lśniły łagodnie, zapraszając
go do jakiegoś ciepłego, bezpiecznego miejsca, gdzie sobie zaśnie, spowity w mocny i miły w dotyku
koc. Kender wypuścił świecę z dłoni.
Pająk cofnął się pospiesznie i Delbinowi rozjaśniło się we łbie. Od potwora dzieliła go
odległość paru zaledwie stóp. Kender usiłował odwrócić się w miejscu, ku swemu jednak zdumieniu
przekonał się, że nie może ruszyć związanymi stopami. Pajęczynka, psiakość! - pomyślał Delbin,
przewracając się na ziemię. Ośmionogi potwór opanował odruch strachu i ponownie zaczął pełznąć
w stronę malca.
Niespodziewanie dla ofiary i kata, w zakurzonym korytarzu ogłuszająco zagrzmiał okrzyk bojowy
i nagle za gigantycznym pajęczakiem pojawiła się skąpana w świetle potężna sylwetka. Muskając
niemal pułap przejścia, przybysz w jednej ręce trzymał wzniesiony do ciosu topór bojowy, którym
żaden człowiek nie mógłby łatwo władać.
Pająk przystanął niepewny, co czynić dalej. Wahał się między głodem a strachem. Delbin zaś,
otworzywszy gębę z zachwytu, obserwował, jak topór gładkim łukiem wcina się w korpus paskudy. Z
przeciętego niemal na połowy cielska trysnęła ohydna ciecz, obryzgując obficie ściany i kendera.
Stwór, którego maleńki móżdżek nie umiał pogodzić się z rzeczywistością, nie skonał na miejscu.
Chwiejnym krokiem ruszył na Delbina
choć światło w jego ślepiach gorzało coraz nikłejszym blaskiem. Topór śmignął w górę i opadł
ponownie. Pająk zwalił się na ziemię tuż u związanych stóp kendera.
- Delbin! - Kaz odstawił pod ścianę swój ociekający zielonkawą cieczą topór, przestąpił przez
resztki potwora i klęknął obok skrępowanego kendera. Za nim nadbiegała Tesela, niosąc pochodnię.
W głębi korytarza słychać było inne głosy, świadczące o tym, że ciągną stamtąd Argaen i Darius. -
Delbin, ty ośle! - mruknął Kaz. Spojrzał na stopy kendera. - A to co?
- Pajęczyna - stwierdziła Tesela. - Czegóż innego użyłby pająk? - Dziewczyna podała Kazowi
pochodnię i dotknęła więzów medalionem. Lepkie pasma zaskwierczały, stopiły się i natychmiast
odpadły. - Ten medalion jest bardzo poręczny..
- Owszem, nie przeczę. - Uzdrowicielka pochyliła się do przodu i zwróciła do kendera: - Czujesz
zawroty głowy? Może masz jakieś zadrapania? Musiałeś się przewrócić?
- Jak to zrobiłaś? - Delbin musnął palcem resztki pajęczyny. - Czy ja też mogę? To działa tylko na
pająki? Nie& nie sądzę, bym był ranny. Kaz, nie chciałbyś zobaczyć tego stwora& eee& ja wiem,
że go widziałeś& wylazł gdzieś z prawej, a ja tylko rozmyślałem, że ta pajęczyna wygląda mi na
robotę ogromnego pająka.. Kaz położył dłoń na ustach kendera i spojrzał na Teselę. - Nic mu nie jest.
- Na Miecz Paladine a! Co tu się dzieje? - Ze znajdujących się za Delbinem schodów zbiegł
Darius z mieczem w jednej i łuczywem w drugiej dłoni. - To& to..
- Pająk, i owszem - dokończył schodzący z góry Argaen. Choć obaj z Dariusem biegli, jedynie
rycerz był zdyszany. - Nie mogę rzec, że wcześniej natknąłem się na tak wielkie bydlę. I z pewnością
nie spodziewałbym się znalezć czegoś takiego w Vingaardzie.
Kaz wytarł ostrze topora. Smród bijący z rozpłatanego pajęczego odwłoka zaczął już dawać się
obecnym we znaki. - Byłeś kiedy w tych korytarzach? - spytał minotaur elfa.
- Kiedy po raz pierwszy znalazłem te pergaminy a było to dziełem czystego przypadku&
upewniam was, że świetnie je ukryto - postanowiłem zbadać cały system korytarzy bibliotecznych.
Natknąłem się na wiele pająków. Ale żeby znalezć coś takiego..
- Delbin powiada, że pojawiło się znikąd& w tej samej chwili, w której pomyślał, że ta
pajęczyna musi być dziełem ogromnego pająka.
-
Elf zmarszczył brwi. - Wcale mi się to nie podoba& choć nie jest niemożliwe. Sprawy toczą się
coraz szybciej& i nie zawsze ku lepszemu. Obawiam się, że kender sam jakoś wyczarował tego
pająka& magią.
Delbin milczał, ale w jego oczach pojawił się błysk, od którego ciarki przebiegły Kazowi po
grzbiecie.
- Co miałeś na myśli - minotaur łypnął okiem na Argaena - mówiąc, że kender sam go
wyczarował?
- Może niezbyt dobrze dobrałem słowa. Mam na myśli wszystko, co nas dotyczy& włącznie z
tym, co was spotkało, kiedy wkroczyliście do Vingaardu. Przypomnijcie sobie rycerza, o którym mi
opowiedzieliście& te dzwięki wydawane przez ludzi i zwierzęta& gdy w rzeczywistości nie było
ani jednych, ani drugich. - Rycerz był prawdziwy - stwierdził rzeczowo Darius.
- Może. A jednak, prawdziwy czy nie, zniknął. Ten pająk zaś, którego wyobraził sobie kender,
zniknąć nie raczył. - Argaen przyjrzał się Delbinowi, korzystając z nikłego światła pochodni. Kaz
zauważył, że kender zadrżał.
- Delbin, niech to będzie dla ciebie lekcją. - Minotaur łagodnie szturchnął kendera w żebra. - Nie
pakuj się już w żadne przygody beze mnie.
- Kenderze, jak właściwie znalazłeś wejście, z którego skorzystałeś? - spytał elf z ciekawością. -
Nawet ja miałem problemy z ich odnajdywaniem, ale żeby wiedzieć, jak je otwierać..
Twarz Delbina rozjaśniła się w uśmiechu. - To proste. Trzeba ci tylko wiedzieć, gdzie patrzeć&
te zamki zresztą nie są naprawdę dobrze poukrywane. Owszem, dostarczają trochę zabawy, ale mój
wuj, Kebble, nauczył mnie paru sztuczek. Wszyscy kenderzy uważają - i całkiem słusznie - że jest w
tym najlepszy, ale..
- Delbin jest kenderem - Kaz przerwał rozpoczynający się tak obiecująco wykład. -To powinno
starczyć za odpowiedz. On tak może całymi godzinami. Ja jednak, jeśli nie macie niczego przeciwko
temu, wolałbym opuścić to miejsce. Ten przerośnięty pajęczak śmierdzi tak, że jego zapachem można
by garbować skóry, pyłu też tu więcej niż na pustyni.
Elf kiwnął głową, myśląc najwyrazniej o czymś innym. - Ależ oczywiście. Najbliższe wyjście to
to, przez które tu weszliśmy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]