[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ambitnej dziewczyny, równie słabo wierzącej kiedyś w swoje siły, stanął nagle przed
jej oczami, wywołany odległymi, mglistymi już dziś wspomnieniami. Tą dziewczyną
była ona sama.
I tak jak wtedy życzliwi ludzie nie pozwolili jej poddać się i zwątpić w siebie, tak
i ona nie pozwoli, by teraz zrobił to Joe. Miała w końcu do spłacenia wobec nich
pewien dług.
- Nie ma sytuacji, w której marzenia byłyby czymś nie na miejscu - odezwała się.
- A szanse na to, by je urzeczywistnić, zależą tylko i wyłącznie od nas samych.
Powiem ci coś. Jeśli będziesz potrzebował wolnych wieczorów, by się uczyć, z
przyjemnością zostanę z Chloe.
- Zrobiłabyś to?
- Oczywiście. W końcu od czego ma się przyjaciół?
Zrobiłaby jeszcze więcej, by mu pomóc. Joe udowodnił już wystarczająco, że nie
boi się ciężkiej pracy ani odpowiedzialności. Może wszystko, czego teraz potrzebował,
to ktoś, z kim mógłby dzielić się swoimi marzeniami?
72
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Pierwszą rzeczą, jaką zrobił Joe następnego dnia, było zapisanie się na egzamin
państwowy z wiedzy na poziomie szkoły średniej, jaki miał się odbyć pod koniec
czerwca. Jeśli więc dzięki ciężkiej pracy i odrobinie szczęścia udałoby mu się zdać w
terminie, stanowisko szeryfa nie było wcale nieosiągalne.
Tak szybko, jak mógł, zaopatrzył się w odpowiednie książki i jeszcze tego
samego wieczora poprosił Mallory o pomoc przy Chloe. Chętnie zgodziła się
dotrzymać obietnicy.
Teraz każdy kolejny wieczór wyglądał niemal identycznie - Mallory zajmowała
się Chloe, a on uczył się przy stoliku w kuchni. Pózniej, kiedy mała zasypiała już w
swoim łóżeczku, oboje spędzali jeszcze jakiś czas na studiowaniu co trudniejszych
zagadnień.
Wiedza Mallory okazywała się bardzo pomocna, a z tego, co mówiła, i on był
dość pojętnym uczniem. I tylko czasami, kiedy wciągał głęboko powietrze, chwytając
w nozdrza zapach jej pachnących wiatrem włosów lub kiedy pochyleni nad książką
nieoczekiwanie stykali się ze sobą ramionami, emocje brały górę nad rozsądkiem.
Jedyne, o czym potrafił wtedy myśleć, to dotyk jej miękkiej, jedwabistej skóry pod
palcami i to, jak doskonale mieściła się w łuku jego ramion.
Niemal wszyscy w mieście wiedzieli już o jego egzaminie i o tym, że w
najbliższych wyborach zamierza ubiegać się o stanowisko szeryfa. W tak małym mia-
steczku wieści rozchodziły się nadzwyczaj szybko. Przynajmniej pod tym względem
Slapdown nie zmieniło się zbytnio od czasów, które pamiętał.
Co ciekawe, niemal wszyscy, z którymi się spotykał, zapewniali go o swojej
życzliwości i o tym, że oddadzą na niego swój głos.
Tak więc o wiele szybciej, niż się tego spodziewał, zdołał odmienić wizerunek
starego Joego i przekonać wszystkich, że stał się zupełnie innym człowiekiem.
Wszystkich, ale czy również Mallory?
W ciągu tych kilku tygodni jego relacje z Chloe nabrały zupełnie
niespodziewanego wymiaru. Mała istotka stała mu się tak bliska, że wprost nie
wyobrażał sobie, że kiedykolwiek mógłby się z nią rozstać. Owszem, dawny Joe
popełnił w życiu rzeczywiście dużo błędów, lecz Chloe z pewnością do nich nie
należała. Był pewien, że dziewczynka pokochała go równie mocno jak on ją. Nadal co
prawda zwracała się do niego po imieniu, nie pytała już jednak o to, kim jest. Mógł
73
S
R
mieć tylko nadzieję, że z czasem zasłuży sobie na to, że nazwie go swoim ojcem.
Tymczasem cieszył się tym, co miał.
Im dłużej Mallory przyglądała się temu, co robi Joe, tym większej nabierała
pewności, że rzeczywiście postanowił gruntownie zmienić swoje życie. Rozsądnie i
metodycznie dążył krok po kroku do osiągnięcia kolejnych zamierzonych celów.
Chwilowe trudności nie tylko nie zawracały go z raz obranej drogi, a wręcz przeciwnie
- dodawały mu sił i wiary, że w końcu osiągnie to, co zaplanował.
Tak bardzo przypominał jej ją samą - jej ambicję i determinację. Z czasem
zaczynała dochodzić do wniosku, że może oboje nie różnią się od siebie aż tak bardzo,
jak kiedyś sądziła.
Patrząc na niego, nieraz łapała się na tym, że jest naprawdę dumna z tego, co
osiągnął i z tego, co dopiero zamierzał osiągnąć.
Jednak jej serce napełniało się szczególną tkliwością zawsze, ilekroć przyglądała
się jego relacjom z Chloe. Być może w przeszłości Joe rzeczywiście nie dorósł do
bycia ojcem, teraz jednak zdawał swój egzamin na piątkę.
W czasie długich wspólnych wieczorów niejednokrotnie zdarzało im się
przerywać na chwilę wspólną naukę i rozmawiać na tematy, najogólniej mówiąc,
pozaprogramowe. Mallory szczególnie chętnie wypytywała go wtedy o jego przeszłość
- o rodziców, wspomnienia z dzieciństwa, kolegów z czasów szkolnych. Ale Joe nie
lubił o tym mówić, tłumacząc zawsze, że odgrzebywanie starych wspomnień jest dla
niego bolesnym przeżyciem.
Nie nalegała, choć naprawdę wiele dałaby, by dowiedzieć się, co skłoniło go do
obrania złej drogi i kroczenia nią tak długo. Być może w ten sposób poznałaby również
tajemnicę jego obecnej przemiany i powody, dla których nagle postanowił wrócić na
właściwą ścieżkę?
Pewnego popołudnia, kiedy, jak już niemal codziennie, ponownie odwiedziła
Joego w jego nowym domu, Chloe przywitała ją radosnym okrzykiem.
- Doktor Peterson! - wołała już od progu. - Proszę przyjść i zobaczyć, co Joe dla
mnie zrobił!
Kiedy podeszła bliżej, dziewczynka chwyciła ją za rękę i niezwykle poruszona,
poprowadziła w kierunku wysokiego drzewa rosnącego na skraju działki. Joe już tam
na nie czekał.
- Co takiego, Chloe? - zapytała Mallory, ściskając w swej dłoni malutką rączkę.
- To! - Dziecko z dumą wskazało zawieszoną na długich, mocnych linach
huśtawkę.
74
S
R
- Gotowa? - zapytał Joe, zwracając się do Chloe. Dziewczynka z zapałem skinęła
głową. - Więc siadaj!
Pomógł jej zająć miejsce na szerokiej, gładko wyszlifowanej deseczce i
poinstruował, jak powinna trzymać się lin. Następnie uniósł huśtawkę lekko w górę i
spokojnym, łagodnym ruchem opuścił w dół. Szczęśliwa Chloe roześmiała się wesoło.
- Nareszcie wiem, co robisz, kiedy się nie uczysz.
- Mallory roześmiała się również.
- To wszystko wina Chloe - odpowiedział z udawanym oburzeniem Joe. - Wózek
dla lalek, który zrobiłem jej w zeszłym tygodniu, przestał się jej już podobać.
Musiałem więc wymyślić coś nowego.
- To nieprawda! - zaprzeczyła żywo dziewczynka.
- Wózek podoba mi się nadal. Ale teraz huśtawka podoba mi się o wiele bardziej!
W odpowiedzi Joe potargał serdecznym ruchem jej jasną czuprynkę.
- Mam do ciebie prośbę, Mallory - odezwał się ponownie po dłuższej chwili. -
Przygotowałem wczoraj jedną z wymaganych prac i chciałbym, żebyś ją sprawdziła
- Oczywiście - zgodziła się chętnie. - Kiedy tylko sobie życzysz.
Postali jeszcze chwilę pod drzewem, obserwując, jak Chloe podskakuje raz w
górę, raz w dół, szczęśliwa i beztroska jak nigdy.
Serce Mallory ścisnęło prawdziwe wzruszenie, kiedy zdała sobie sprawę, że Joe
dołożył wszelkich starań, by jego córka wyglądała czysto i schludnie. Jej różowa
sukieneczka doskonale harmonizowała z różowymi skarpetkami na nóżkach, włosy
były równiutko uczesane w dwa urocze kucyki, a na każdym z bucików sterczała
zawiązana misternie kokardka.
Pózniej, w domu, Mallory obserwowała, jak Joe, przygotowując dla córki
kolację, troskliwie smaruje masłem kromkę chleba, nakłada plasterek wędliny i kroi
kanapkę na mniejsze, równiutkie kawałeczki, bo Chloe lubiła jeść kanapki w takiej
właśnie postaci.
Tuż przed snem znalazł jeszcze dość czasu i ochoty, by kilkakrotnie opowiedzieć
dziewczynce jej ulubioną bajkę, ponieważ go o to poprosiła.
Co więcej, przed paroma dniami zaprowadził Celestiana do weterynarza i zrobił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]