[ Pobierz całość w formacie PDF ]
doprowadzając Lindsey do szału.
Cierpliwości, Ned mruczy.
Mój telefon ożywa wraz z ostatnim dzwonkiem. Esemes od Nagiej Tygrysicy:
W ten weekend nie przyjadę. Nagły projekt. I to w pierwszym tygodniu! Pech!
Zwiat wali mi się na głowę. A potem dostaję drugą wiadomość.
Tęsknię .
I trzecią:
Mam nadzieję, że teraz mogę to powiedzieć .
Czuję, jak moje serce fika salto, gdy odpisuję:
Ja też tęsknię. W ten weekend jeszcze bardziej .
Cykanie świerszczy i dzwięk dzwoneczków.
Wymieniamy esemesy przez całą drogę do domu. Unoszę się na różowym obłoczku
szczęścia. Kończę, żeby zajął się pracą, protestuje, śle kolejne wiadomości, a ja cieszę
się coraz bardziej. Pisze przez całą noc o koszmarnych kumplach jego współlokatora
Dustina, o tym, że jest głodny, że nie może odczytać własnych notatek. A ja o tym, że
Norah się pakuje, że Andy wymyślił nowe ciasto sezonowe z mandarynkami, o tym, że
przez roztargnienie zostawiłam w szkole podręcznik do matematyki.
Rano rodzice nie wierzą własnym oczom, gdy budzę się wcześnie i schodzę do
kuchni, gdy jedzą śniadanie. Andy zerka w kalendarz.
Myślałem, że zaczynasz pracę dopiero o czwartej.
Chciałabym pojechać do Berkeley. Tylko na chwilę, przed pracą.
Rodzice wymieniają niespokojne spojrzenia. Za moimi plecami staje Norah.
Na miłość boską, pozwólcie jej. I tak to zrobi.
I pozwalają. Mam się meldować co godzina. W porządku. Już jestem w drzwiach,
gdy pod wpływem impulsem cofam się po coś do komódki. Wsuwam ten drobiazg do
torebki.
Po drodze wstępuję do restauracji państwa Lim i Lindsey szykuje mi na wynos
wałówkę która roztacza smakowite zapachy na cały wagon, a właściwie dwa, bo
muszę się przesiąść. O rany. Tym razem postanawiam być dzielna i zadzwonić, kiedy
będę przy furcie, ale akurat ktoś wychodzi, więc nie muszę. Z łatwością pokonuję
dziedziniec i kolejne drzwi.
A potem stoję pod jego drzwiami.
Już unoszę rękę, żeby zapukać, gdy słyszę kobiecy śmiech. Ręka mi drży. Jessica?
Znowu?
Drzwi się otwierają i widzę& Annę.
Czołem, gwiezdna kowbojko! Od razu zauważa srebrzyste frędzle na sukience i
czerwone kowbojki na nogach. Przez jedną koszmarną chwilę dopada mnie
podejrzliwość, ale potem drzwi odchylają się i widzę St. Claira. No jasne. Siedzą z
Cricketem na łóżku. A potem Cricket Bell dostrzega mnie i atmosfera się rozluznia.
Promienieję.
Cześć! Zrywa się na równe nogi. Cześć! powtarza.
Bałam się, że nic dzisiaj nie zjesz. Podnoszę torbę z jedzeniem i widzę na
podłodze puste opakowania po chińszczyznie. Och.
Anna uśmiecha się szeroko.
Nie martw się, zje też to, co przyniosłaś.
Ma wielki żołądek dodaje St. Clair.
A ty taki malutki rzuca Anna. Kopie ją lekko. Odpowiada tym samym. Są jak
beztroskie szczeniaki.
Cricket wyciąga do mnie ręce.
Wchodz, rozgość się.
Rozglądam się. W pokoju nie ma ani skrawka wolnej przestrzeni.
Och, chwileczkę. Jednym ruchem zgarnia z łóżka stertę notatek. Proszę, siadaj.
Na nas już czas mówi Anna. Wpadliśmy tylko po to, żeby nakarmić Cricketa i
podpytać o olimpiadę. Wiesz, że w tym roku jest we Francji? Wzdycha. Oddałabym
wszystko, żeby tam być.
Jej chłopak obgryza paznokcie na małym palcu.
A ja usiłuję ją przekonać, że jeśli Calliope dostanie się do reprezentacji,
powinniśmy uznać to za znak od losu i tam pojechać.
Uśmiecham się do niej.
Fajnie macie.
St. Clair odwraca się do Cricketa i grozi mu palcem.
Masz dopilnować, żeby twoja siostra zakwalifikowała się na olimpiadę, jasne?
Serce podchodzi mi do gardła. Przyszły weekend. Kolejne dni bez niego.
Musi stanąć na podium mówi Cricket. Ale jeśli będzie trzeba, rozwalę kolano
jej rywalce.
Anna szturcha St. Claira w ramię.
No, chodz. Miałeś mi coś pokazać.
Co?
Patrzy na niego znacząco. Odwzajemnia spojrzenie. Anna gestem wskazuje Cricketa
i mnie.
Ach, tak. St. Clair wstaje. To.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]