[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie, musiał ich tam zawiezć. Jimmy nie zostawiłby tej mapki, gdyby nie był pewien.
Zaczęli omawiać szczegóły akcji. Do chaty powinni dotrzeć boczną drogą, jeśli mieli pozostać niezau-
ważeni, a to wymagało czasu. Musieli działać przez
226 Heather Graham
zaskoczenie, to była ich jedyna szansa. Wiedzieli, że w chwili zagrożenia ludzie Elliota otworzą
ogień. Costello nie liczył na negocjacje.
Mieli iść w czwórkę: Ortega, snajper, Costello i Raf.
Ruszyli o dziesiątej.
Wyjechali z miasta, zaczęli wspinać się górską drogą i wkrótce dotarli do miejsca, gdzie musieli
zostawić samochód. Dalej szli pieszo pod przewodnictwem! Ortegi.
W pewnym momencie zatrzymał się gwałtownie. Między drzewami zobaczyli światło. Dotarli do
chaty.
Snajper znalazł właściwe okno, zajął pozycję, kiwnął głową do porucznika, że jest gotowy. Costello
przyczaił się tak, by kontrolować drzwi. Ortega poszedł z nim. Raf został ze snajperem. Obaj odliczyli
do dziesięciu...
I Raf rzucił się w okno. Snajper wpadł do pokoju za nim.
Pierwszą osobą, na którą Raf wpadł, była Ashley. Pchnął ją na podłogę i krzyknął, żeby inni zrobili to
samo.
Wszystko przebiegło aż nazbyt łatwo. Snajper krzyknął do Latynosa pilnującego drzwi, żeby nie był
idiotą i nie ryzykował życia dla jakiegoś przybłędy, dla nędznego gringo.
Chłopak poddał się bez jednego wystrzału. Ortega i Costello wdarli się od frontu, obezwładniając
dwóch mężczyzn. Ku zdumieniu Rafa jednym z nich okazał się George Galliard, ale najważniejszy
był dla niego brat.
Uściskał Jimmy'ego serdecznie i natychmiast oprzytomniał. - Gdzie Tara?
Uśmiech tygrysa 227
- Wyszła... z Elliotem.
- Zaczekaj! - zawołał Costello, ale było już za pózno.
Raf wybiegł z chaty i zaczął się rozglądać na wszystkie strony, usiłując dojrzeć coś w ciemnościach.
Góra zdawała się pulsować własnym życiem. Nie! To Jego puls, serce waliło jak oszalałe. Ogarnęła go
panika, przerażenie, desperacja.
I wtedy usłyszał krzyk. Tara. Rzucił się w tamtą stronę. Zobaczył ją i zamarł. Stała na skraju urwiska.
Elliot tuż obok niej. Krzyczała, a Elliot się śmiał. Mówił coś do niej, naigrawał się, dotykał jej...
W Rafie coś pękło. Był gotów rozerwać Elliota na strzępy. Przestał być człowiekiem, obudziło się w
nim dzikie zwierzę. Tygrys.
Rzucił się jednym skokiem na Elliota, powalił go na ziemię, zaczęli się kotłować w kurzu, wśród
kamieni.
- Odsuń się, Taro. Odsuń się! - zdążył krzyknąć. Stała niezdecydowana. Chciała pomóc Rafowi, lecz
nie wiedziała jak.
Przekręcił się i zdzielił Elliota pięścią w szczękę.
- Odejdz stąd! - krzyknął ponownie do Tary. Teraz Elliotowi udało się wymierzyć cios.
- Uciekaj! - zawołał Raf. Tara pobiegła w stronę chaty.
- Tyler, jeśli spadnę, pociągnę cię ze sobą - wycharczał Elliot.
Znowu zaczęli walczyć. Raf otrzymał kolejny cios, oddał z nawiązką, zerwali się na nogi. Stali nad
samym urwiskiem. Raf wymierzył cios, Elliot zachwiał się, stracił równowagę i runął w dół, ale Raf
potknął się i też poleciał za nim.
228 Heather Graham
To już koniec, przemknęło mu przez głowę.
Nie. Ku swojemu zdumieniu wylądował na półce! skalnej tuż poniżej skraju urwiska. Obok nie
zdradzającego objawów życia Tina.
- Rafael! - Wreszcie pojawił się Costello. Zobaczył Rafa i Elliota. - Potrzebujesz pomocy? -
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Przydałaby się. - Rozpierała go radość. Już po wszystkim! - Zabierzcie to truchło.
Ortega i porucznik zeszli na półkę, by zabrać nieprzytomnego Elliota. Kiedy wciągnęli go na górę;
Ortega chciał pomóc Rafowi, ale ten odepchnął jego dłoń.
- Muszę złapać oddech. Sam sobie poradzę. Costello spotkał na ścieżce Tarę. Miała przerażone
oczy, przypominała gazelę pochwyconą przez światło reflektorów.
- Gdzie Raf? - wykrztusiła.
- Na półce skalnej. Rzuciła się w tamtą stronę.
Costello nie zdążył jej powiedzieć, że Raf jest cały i zdrowy. Trudno, pomyślał. Za moment sama się o
tym przekona.
Tara biegła jak oszalała. Nic się nie liczyło, tylko Raf. Czy nic mu się nie stało? Czy... ? Nie
dokończyła myśli. Nie, nie zniosłaby tego. Musi być przy nim. Musi go dotknąć.
Chwytając się wystających korzeni, spuściła się na półkę.
Leżał z zamkniętymi oczami, blady jak płótno, z ust sączyła się krew.
- Raf! - Przyklęknęła przy nim. - Raf! Proszę. Kocham cię. Zaraz sprowadzę pomoc. Trzymaj się.
Uśmiech tygrysa 229
Zaraz ich tu sprowadzę. Wszystko będzie dobrze. Musisz żyć. Kocham cię. Kocham...
Gdy chciała wstać, poczuła, że palce Rafa zaciskają się na jej dłoniach.
- Kocham cię - szepnął.
- I ja cię kocham. Proszę. Zaraz sprowadzę pomoc...
- Nie! - wykrztusił ochrypłym głosem.
- Raf, jesteś ranny!
Otworzył oczy i zobaczył jej ściągniętą bólem i troską twarz. Czuł wyrzuty sumienia, że tak ją
podszedł, ale toczył grę o całe ich przyszłe życie. Nie mógł stracić Tary.
- Wysłuchaj mnie, Taro. Klnę się przed Bogiem, że cię kocham. Zakochałem się w tobie, kiedy tylko
cię zobaczyłem. Myślałem początkowo, że jestem głupcem, że rzuciłaś na mnie urok, tak jak rzuciłaś
urok na Jimmy'ego, że to ty sprowadziłaś na niego nieszczęście. Potem nic już nie było ważne.
Mogłem być nawet idiotą, ale pokochałem cię.
- Och, Raf. Nie mów nic. Sprowadzę pomoc. Ktoś musi się tobą zająć...
- Nie, nie, Taro. Powiedz, że mi wierzysz. Powiedz, że za mnie wejdziesz... jeśli przeżyję.
- Raf, potrzebna ci...
- Potrzebne mi twoje słowo, Taro. Przysięgnij, że za mnie wyjdziesz...
- Tak, tak. Tylko pozwól mi sprowadzić pomoc... Nie zamierzał jej puścić. Tygrys poderwał się,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]