[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lasu - właśnie wtedy, gdy na nie patrzył. Dopiero teraz spostrzegł Las, który był tu także, rozpo-
ścierając się po obu stronach Drzewa i niknąc w dali. Szczyty Gór błyszczały na horyzoncie.
Potem Niggle obrócił się w stronę Lasu. Nie dlatego, że Drzewo go zmęczyło. Zadomo-
wiło się teraz w jego pamięci, był świadom jego i jego wzrostu nawet wtedy, gdy na nie patrzył.
Kiedy odszedł, odkrył zdumiewającą rzecz: Las, oczywiście, był dalekim Lasem, ale można było
zbliżyć się, a nawet wejść doń i nie tracił on nic ze swego szczególnego piękna. Nigdy przedtem
nie był w stanie pójść w zmieniając go w zwykłe  otoczenie . Dodawało to sporo atrakcji space-
rom po tej ziemi, bowiem, gdy szedłeś, rozpościerały się nowe perspektywy, mogłeś je dwoić,
troić, mnożyć zachwyty. Mogłeś odchodzić coraz dalej i dalej, i mieć cały kraj w ogrodzie lub na
obrazie (jeśli wolicie tak właśnie to nazywać). Mogłeś iść coraz dalej i dalej, lecz prawdopodob-
nie nie w nieskończoność. W tle były Góry. Wydawało się, że nie należą one do obrazu, może
tylko łączą go z czymś zupełnie innym, czymś całkowicie różnym, błyszczącym spoza drzew; z
innym obrazem.
Niggle spacerował, lecz nie była to zwykła włóczęga. Rozglądał się wokół uważnie.
Drzewo było skończone, choć z nim nie skończono.  Po prostu inna droga ku temu, co zdarza się
zwykle - pomyślał, lecz w Lesie wiele było nie dokończonych miejsc, które ciągle wymagały
pracy i namysłu. Nic już nie wymagało zmian, nic z tego, co istniało nie było złe, lecz przecież
trzeba było kontynuować pracę aż do końca. W każdym przypadku Niggle był doskonale świa-
dom tego końca.
Usiadł pod dalekim drzewem, odmianą Wielkiego Drzewa, które było, a w każdym razie
po kilku korektach mogło być również niepowtarzalne, i zaczął się zastanawiać, gdzie zacząć
pracę, gdzie ją skończyć i ile czasu na nią potrzeba. Nie potrafił jednak opracować planu.
- Oczywiście - powiedział - potrzebuję Parisha. Ziemia, drzewa, rośliny mają wiele ta-
jemnic, które on zna, a ja nie. To miejsce nie może stać się moim prywatnym parkiem. Potrze-
buję pomocy i rady. Powinienem był wcześniej o tym pomyśleć.
Podniósł się i podszedł do miejsca, od którego zdecydował się zacząć pracę. Zdjął mary-
narkę. Nagle w małej, osłoniętej dolince, ukrytej przed ludzkim wzrokiem, zobaczył rozglądają-
cego się wokół i raczej oszołomionego człowieka. Opierał się on na łopacie i widać było, że nie
bardzo wie, co zrobić. Niggle rozpoznał go.
- Parish! - zawołał.
Parish zarzucił łopatę na plecy i podszedł do Niggle'a. Ciągle trochę utykał. Nie odzywali
się do siebie, po prostu skinęli głowami, tak jak to mieli w zwyczaju, mijając się w alejce, lecz te-
raz szli razem, ramię w ramię. Bez słów doskonale się zgodzili, gdzie ma stanąć dom, a gdzie
urządzić ogród, który wydawał się potrzebny.
Gdy już pracowali razem, okazało się, że teraz Niggle był lepszy w organizowaniu pracy i
wykonywaniu planów. Zdumiewające - to Niggle bardziej przejmował się budownictwem i
ogrodnictwem, podczas gdy Parish z zachwytem przyglądał się drzewom, a szczególnie Drzewu.
Pewnego dnia Niggle był zajęty sadzeniem żywopłotu, a Parish leżał obok na trawie, ob-
serwując uważnie piękny żółty kwiat rosnący w zielonej trawie. Już dawno Niggle zasadził ich
wiele wśród korzeni Drzewa. Nagle Parish spojrzał w górę, twarz błyszczała mu w słońcu i
uśmiechał się.
- To wspaniałe - powiedział. - Naprawdę nie powinienem tutaj być. Dziękuję za te kilka
słów w mojej obronie.
- Nonsens - odpowiedział Niggle. - Nie pamiętam co powiedziałem, ale z pewnością było
to za mało.
- Wcale nie. Wyciągnęli mnie znacznie wcześniej. To Drugi Głos, wiesz, on mnie tu przy-
słał; powiedział, że prosiłeś, żeby mnie zobaczyć. Zawdzięczam to tobie.
- Nie. Zawdzięczasz to Drugiemu Głosowi. Obaj mu to zawdzięczamy.
I dalej mieszkali i pracowali razem, nie wiem jak długo. Nie ma sensu zaprzeczać, że cza-
sem się kłócili, szczególnie, gdy obaj byli zmęczeni. Na początku zdarzało im się męczyć. Przy-
pomnieli sobie, że obaj mają lekarstwo. Każda butelka miała na nalepce ten sam napis: Kilka
kropel wpuścić do wody ze yródła. Używać przed odpoczynkiem.
Znalezli yródło w sercu Lasu. Tylko raz, dawno temu, Niggle wyobraził je sobie, ale nig-
dy go nie namalował. Teraz spostrzegł, że zasila ono połyskujące jezioro i jest zródłem pożywie-
nia dla wszystkiego, co rosło na tej ziemi. Kilka kropel uczyniło wodę nieco gorzką, odświeżają-
cą jednak i dodającą sił, również w głowie robiło się jaśniej. Po wypiciu odpoczywali samotnie, a
potem znów pracowali razem i już się nie kłócili. Niggle myślał o cudownych, nowych roślinach
i kwiatach, a Parish zawsze wiedział dokładnie, jak je zasadzić i gdzie będą najlepiej rosły. Prze-
stali potrzebować lekarstwa na długo, nim się skończyło. Parish już nie utykał.
Im bardziej ich praca zbliżała się do końca, tym więcej czasu poświęcali na spacery, oglą-
dając drzewa i kwiaty, światło i kształty, i położenie swej krainy. Czasem śpiewali razem, lecz
Niggle odkrył, że coraz częściej spogląda w stronę gór.
Nadszedł czas, gdy dom w dolinie, ogród, trawnik, las, jezioro były niemal skończone - w
sobie tylko właściwy sposób. Wielkie Drzewo rozkwitło w pełni.- Powinniśmy skończyć dziś
wieczorem - powiedział Parish pewnego dnia. - Pózniej będziemy mogli pójść na naprawdę długi
spacer.
Wyruszyli następnego dnia i szli aż do samego Krańca. Oczywiście, nie było go widać,
nie było granicy, płotu, ściany. Lecz wiedzieli, że doszli do krawędzi swego świata. Zobaczyli
mężczyznę wyglądającego na pasterza. Szedł ku nim w dół, po pokrytych trawą zboczach gór.
- Chcecie przewodnika? - zapytał. - Chcecie iść?
Na chwilę cień rozdzielił Niggle'a i Parisha, bo Niggle wiedział, że chce i (w pewnym
sensie) powinien pójść, a Parish nie chciał i nie był jeszcze do tego gotowy.
- Muszę poczekać na żonę - powiedział Parish do Niggle'a. - Będzie samotna. Spodzie-
wam się, że zechcą wysłać ją do mnie kiedyś, kiedy będzie już gotowa i kiedy ja przygotuję się
na to. Skończyliśmy dom - taki, jaki potrafiliśmy zbudować - i chciałbym go jej pokazać. Będzie
mogła go urządzić, uczynić bardziej przytulnym. Spodziewam się, że także polubi nasz kraj. -
Obrócił się do pasterza. - Jesteś przewodnikiem? Czy mógłbyś powiedzieć, jak nazywa się to
miejsce?
- Nie wiesz? - zdziwił się mężczyzna. - To Kraina Niggle'a. To obraz Niggle'a. Przynajm-
niej w większości, część to także Ogród Parisha.
- Obraz Niggle'a! - krzyknął zaskoczony Parish. - Ty wymyśliłeś to wszystko, Niggle?
Nie myślałem, że jesteś taki mądry. Dlaczego mi nie powiedziałeś? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl