[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomnianym miasteczku w Missisipi, pomyślała o swojej studyjnej pracy z
primabaleriną. Pałkarz szykował się do uderzenia, a Bryan do następnego ujęcia.
Musiała przeczekać, niecierpliwiąc się coraz bardziej, dwie piłki.
- Nisko i na aut - usłyszała, jak ktoś mruczy obok niej. Sama myślała tylko o
tym, \eby nie przegapić zdjęcia, na którym jej zale\ało.
A potem to się stało, zbyt jednak szybko, by Bryan zdą\yła zauwa\yć, gdzie
jest piłka, ale dziewczynka wybiła ją i rozpoczęła bieg, a Bryan cały czas postępowała
za nią, wręcz ją goniła po kolejnych bazach. Kiedy dziewczynka zbli\ała się do
drugiej, nastawiła ostrość na jej twarz. Tak, Maria wiedziałaby, co oznacza ten wyraz,
pomyślała Bryan. Napięcie, determinacja, zuchwałość i \adnej litości dla siebie.
Uchwyciła ją, kiedy ślizgiem, w tumanie kurzu, rzuciła się ciałem i dopadła trzeciej
bazy.
- Cudownie! - Opuściła aparat, tak bardzo podekscytowana, \e nawet nie
zdawała sobie sprawy, jak głośno krzyczy. - Po prostu cudownie!
- To nasza dziewczynka!
Bryan rzuciła okiem na siedzącą obok parę. Promieniejąca radością kobieta
była w jej wieku, mo\e o rok czy dwa lata starsza. Mę\czyzna obok niej uśmiechał się
szeroko, \ując du\y kawał gumy.
Mo\e niedokładnie usłyszała, byli przecie\ tacy młodzi.
- To wasza córka?
- Tak, najstarsza. - Kobieta wzięła mę\czyznę za rękę i Bryan zobaczyła proste
blizniacze obrączki. - Mamy jeszcze trójkę, która gdzieś tutaj biega, ale bardziej
interesują się stoiskiem spo\ywczym ni\ grą.
- Nie to co nasza Carey. - Ojciec popatrzył na miejsce, gdzie jego córka
ustawiła się do kolejnej bazy. - To jej prawdziwa pasja.
- Mam nadzieję, \e nie przeszkadza państwu, \e zrobiłam jej zdjęcie?
- Nie. - Kobieta ponownie się uśmiechnęła. - Mieszka pani w tym mieście?
Był to uprzejmy sposób, by dowiedzieć się, kim jest ta sympatyczna
blondynka. Bryan nie miała wątpliwości, \e kobieta znała tutaj ka\dego w promieniu
kilkunastu kilometrów.
- Nie, jestem przejazdem. - Zatrzymała się, gdy następny pałkarz wybił piłkę
na właściwe pole i doprowadził Carey do bazy mety. - Robię reporta\ dla Life -
style . Mo\e słyszeliście państwo o tym magazynie?
- Jasne. - Mę\czyzna kiwnął głową w stronę mał\onki, nie odrywając oczu od
gry. - śona dostaje go co miesiąc.
Wyjmując z torby formularz z zezwoleniem na fotografowanie, Bryan
wytłumaczyła, \e jest zainteresowana wykorzystaniem fotografii Carey w swoim
eseju. Chocia\ mówiła krótko i cicho, wieść błyskawicznie rozniosła się po trybunach.
Po chwili wokół Bryan zebrali się ciekawscy, którym musiała odpowiadać na liczne
pytania. Potem, \eby ułatwić sobie sprawę i zadowolić tych, którym nie udzieliła
odpowiedzi, zeszła z trybuny, zmieniła obiektyw na szerokokątny i zrobiła im
zbiorowe zdjęcie. Całkiem niezłe, uznała, ale nie chciała ju\ spędzać kolejnej godziny
na fotografowaniu. śeby odwrócić uwagę fanów baseballu od siebie i skierować ją
znowu na grę, powędrowała do stoiska z jedzeniem. .
- Coś ci się trafiło?
" Właśnie odwróciła głowę, gdy Shade zrównał się z nią.
- Taak. A tobie?
Przytaknął ruchem głowy i oparł się o ladę stoiska. Choć zachodziło słońce,
upał był niemiłosierny. Zapowiadała się kolejna nieznośna noc. Zamówił dwa du\e
napoje i dwa hot dogi.
- Wiesz, co by mi sprawiło przyjemność? - zapytała, kiedy zaczęła ładować
dodatki na swojego hot doga.
- Wiadro jedzenia?
Nie zwracając na niego uwagi, nało\yła furę musztardy.
- śebym mogła teraz zanurzyć się w chłodnym basenie, a za mną \eby płynęła
mro\ona margarka.
- Na razie będziesz musiała zająć miejsce kierowcy w furgonetce. Teraz twoja
kolej.
Wzruszyła ramionami. Jak praca, to praca.
- Widziałeś tę dziewczynkę, która załatwiła trzy bazy po kolei? - Szli po
sztywnej, nierównej trawie w stronę samochodu.
- Tego dzieciaka, który pędził jak pocisk?
- Tak, siedziałam obok jej rodziców. Mają czwórkę dzieciaków.
- No i co?
- Czworo dzieci - powtórzyła. - A mogłabym przysiąc, \e ona nie ma więcej
ni\ trzydzieści lat. Jak ludzie to robią?
- Jak udowodnisz, \e skończyłaś osiemnaście łat, to wszystko ci opowiem.
Zmiejąc się, trąciła go łokciem.
- Nie o to mi chodzi, choć sam pomysł nie jest najgorszy. Chodzi mi o tę parę.
Są młodzi i atrakcyjni, i naprawdę się lubią.
- Zabawne.
- Nie bądz cyniczny - upomniała go, otwierając drzwi furgonetki. - Większość
par się nie lubi, zwłaszcza kiedy mają czwórkę dzieciaków, dług hipoteczny i dziesięć
albo dwanaście lat mał\eństwa za sobą.
- Niby kto z nas jest cyniczny?
Chciała szybko zaripostować, lecz zamiast tego zmarszczyła czoło.
- Zdaje się, \e ja - zasępiona, uruchomiła silnik. - Mo\e mam spaczony obraz
świata, ale kiedy widzę szczęśliwe mał\eństwo, w którym wszystko gra, robi to na
mnie wra\enie.
- Bo to robi wra\enie. - Zanim się rozsiadł, ostro\nie uło\ył torbę z aparatem
pod tablicą rozdzielczą.
- Taak.
Zamilkła, oddając się wspomnieniu tamtej zazdrości i tęsknoty, które nagle
poczuła, gdy kadrowała Brownów w wizjerze. Teraz, po wielu tygodniach i przejecha-
nych kilometrach, poruszyło ją co innego, a mianowicie fakt, \e jednak nie pozbyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]