[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niejsze zdarzenie z całej tej nieszczęsnej, męczącej, dokuczliwej przygody! Jakże
bym chciał znalezć się znowu w mojej własnej norce, przy ciepłym kominku i ja-
snej lampie!
Często też żałował, że nie może wezwać czarodzieja na ratunek, ale oczywi-
ście nie było sposobu; wkrótce zrozumiał, że jeśli jest jakaś rada, musi ją znalezć
sam pan Baggins, bez niczyjej pomocy.
Po tygodniu czy dwóch takiego przyczajonego życia, śledząc i tropiąc strażni-
ków, wykorzystując wszelkie możliwości, jakie się nadarzały, odkrył, gdzie więzio-
no krasnoludów. Odszukał dwanaście cel rozrzuconych w różnych częściach pa-
łacu i po jakimś czasie nauczył się trafiać, gdzie tylko chciał. Ze zdumieniem do-
wiedział się pewnego dnia z rozmowy strażników, że jest jeszcze trzynasty wię-
zień, zamknięty w najgłębszym, najciemniejszym lochu. Odgadł od razu, że cho-
dzi o Thorina; wkrótce stwierdził, że się nie myli. Wiele musiał zwalczyć trudno-
ści, w końcu jednak znalazł trzynastą cele, wypatrzył moment, gdy nikogo nie
było pod jej drzwiami, i porozumiał się z wodzem krasnoludów.
Thorin, zbyt przygnębiony, aby dłużej kipieć gniewem i obrazą, zaczynał prze-
128
myśliwać, czy nie powiedzieć królowi całej prawdy o skarbach i o celu wyprawy
(widzicie z tego, jak bardzo upadł na duchu!), gdy niespodzianie usłyszał cichutki
głos hobbita szepczącego w dziurkę do klucza. Uszom zrazu nie wierzył! Szybko
jednak zrozumiał, że to nie może być omyłka, podszedł do drzwi i szeptem sto-
czył długą rozmowę ze stojącym na korytarzu hobbitem.
Dzięki temu Bilbo mógł zanieść skrycie innym uwięzionym krasnoludom po-
lecenie Thorina, zawiadomić, że wódz znajduje się również w niewoli, tuż obok
nich, i rozkazuje, by nikt nie zdradził królowi celu wyprawy, przynajmniej dopóty,
póki Thorin nie da hasła. Thorin bowiem odzyskał ducha, gdy dowiedział się, jak
hobbit ocalił krasnoludy od pająków, i umocnił się w postanowieniu, by nie oku-
pywać u króla wolności obietnicą udziału w skarbach, dopóki nie zawiodą wszel-
kie inne nadzieje ratunku; to znaczy jeśli niezrównany, niewidzialny pan Baggins
(o którym Thorin powziął teraz bardzo wysokie mniemanie) nie zdoła wymyślić
jakiegoś sprytnego sposobu.
Wszystkie krasnoludy przyjęły chętnie tę decyzję. Każdy bowiem rozumiał, że
jego własny udział w skarbach (które już uważali za swoje, mimo że na razie sie-
dzieli w lochach, a smok nie został jeszcze pokonany) mocno by ucierpiał, gdyby
leśne elfy zażądały części dla siebie; poza tym krasnoludy ufały hobbitowi. Pamię-
tacie pewnie, ze Gandalf przepowiadał taki obrót sprawy. Może właśnie to między
innymi skłoniło czarodzieja do opuszczenia kompanii.
Bilbo jednak niezupełnie podzielał nadzieję przyjaciół. Nie podobało mu się
wcale, że wszyscy na niego jednego liczą, wolałby mieć Gandalfa u boku. Ale
próżno o tym marzyć; między nimi leżał prawdopodobnie czarny ogrom Mrocznej
Puszczy. Siedział więc hobbit i myślał, głowa mu niemal pękała od wysiłku, ale ża-
den świetny pomysł jakoś się nie zjawiał. Pierścień zapewniający niewidzialność
to rzecz wspaniała, lecz jeden pierścień nie mógł starczyć na czternaście osób.
Oczywiście zgadujecie, że w końcu Bilbo wyratował przyjaciół z tej opresji; opo-
wiem teraz, jak to się stało.
Pewnego dnia, błąkając się i szperając po kątach, Bilbo zrobił ciekawe odkry-
cie: wielkie drzwi nie były jedynym wyjściem z groty. Pod najniższą częścią pała-
cu płynął strumień, który trochę dalej na wschód, za stromym stokiem mieszczą-
cym główną bramę, wpadał do Leśnej Rzeki. W miejscu gdzie podziemny stru-
mień wypływał na powierzchnię, w zboczu wzgórza była brama wodna. Zastawa,
sięgająca aż do dna rzeki broniła tego dostępu do groty. Często jednak zastawę
podnoszono, bo drogą wodną dostarczano i wywożono różne towary. Kto by się
z zewnątrz wśliznął przez zastawę, znalazłby się w ciemnym tunelu prowadzącym
daleko w głąb wzgórza; w jednym wszakże miejscu, gdzie strumień płynął pod
piwnicami pałacu, w stropie tunelu wycięto otwór i przykryto go mocnymi dębo-
129
wymi drzwiami. Otwierały się one w podłodze królewskiej piwnicy, w której stały
niezliczone rzędy beczek. Elfy leśne, a król bardziej jeszcze niż poddani, ogrom-
nie lubią wino, chociaż w ich królestwie nie rodzi się winorośl. Sprowadzały więc
wino, podobnie jak inne towary, z daleka, od swoich krewniaków z południa albo
z winnic ludzi zamieszkujących odległe kraje.
Przyczajony za wielką beczką Bilbo zobaczył klapę w podłodze, zbadał jej prze-
znaczenie, a podsłuchując z ukrycia rozmów królewskiej służby, dowiedział się,
w jaki sposób wino i różne towary dostają się rzeką lub lądem do Długiego Je-
ziora. Okazało się, że było tam miasto wzniesione przez ludzi na palach dale-
ko od brzegów, pośrodku jeziora dla obrony przed wszelkimi nieprzyjaciółmi,
a zwłaszcza przed smokiem z Samotnej Góry. Z tego Miasta na Jeziorze becz-
ki spławiano w górę Leśnej Rzeki. Niekiedy wiązano je razem w ogromne tratwy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]