[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oczu, aby rozetrzeć je i przyzwyczaić do intensywnej jasności. Przeszedł wolno kilka kroków
i zatrzymał się przy pobliskiej kawiarni. Wszedł do środka, usiadł przy jednym ze stolików i
czekał. Po kilkunastu sekundach przysiadł się do niego wysoki mężczyzna. Gawin nie był
zaskoczony. Sięgnął po papierosa.
Zapalisz, Kola? spytał po polsku.
Nie, dziękuję.
Tracisz formę. Wyczułem cię jeszcze przed wejściem do meczetu.
Kołynin pokiwał głową.
Wiem. Może się starzeję...
Gawin uśmiechnął się życzliwie i skinął na kelnera. Zamówił wodę mineralną i spojrzał
pytająco na Kołynina.
Whisky z tonikiem? upewnił się
Nie, to samo co ty odparł Kola.
Kelner odszedł, a Kołynin na wszelki wypadek rozejrzał się uważnie dookoła.
Dziękuję, że nie zniknąłeś parę minut temu.
Gawin ponownie się uśmiechnął.
Wiem, że nie będziesz próbował mnie zabić. Tylko my obaj, działając wspólnie,
jesteśmy w stanie unieszkodliwić Marikę.
Tylko czy na pewno chcesz jedynie unieszkodliwić Marikę? Co do tego mam pewne
wątpliwości.
Kelner przyniósł dwie wody mineralne i szybko zniknął.
Co ty usiłujesz zrobić, Marat!? spytał Kołynin.
Gawin potarł dłońmi czoło. Jego twarz spoważniała, a spojrzenie zaczęło wyrażać coś na
kształt smutnego zamyślenia.
Szukam jej, Kola, tak jak ty.
Nie znajdziesz Mariki. Nawet ta mała nie wie, gdzie jest jej matka.
Wierzysz w to?
Tu nie chodzi o wiarę. Mam pewność. Zostaw ją w spokoju.
Gawin przez chwilę uważnie przyglądał się Kołyninowi.
Byliśmy dla siebie jak bracia rzekł po chwili. To ja cię przyjąłem, wyszkoliłem, a
pózniej ratowałem twoją dupę, kiedy się w niej zakochałeś. Beze mnie byłbyś nikim Marat
rozparł się wygodniej na krześle. Ale świat nie jest sprawiedliwy. Ci najzdolniejsi, tacy jak
ty, szybko odchodzą, a ci przeciętni, jak Grigorij i reszta, są wierni do końca. I uwierz tu w
Boga... roześmiał się smutno. Zlikwidowałeś przez ostatnie kilka miesięcy chyba już
wszystkich, którzy wiedzieli o Marice, zostałem tylko ja zakończył gorzko.
Szybko sprowadzisz sobie nowych stwierdził chłodno Kola.
Tak, ale to będą już tylko goryle, którzy o niczym nie mogą mieć pojęcia.
Zostaw tę sprawę, Marat! niemal wybuchnął Kołynin. Nie rób tego za żadne
pieniądze.
Nie chodzi tylko o pieniądze.
O zemstę!?
Gawin nie odpowiedział od razu. Pociągnął duży łyk wody.
Może... mruknął po chwili
Nie wystarczył ci jedenasty września!? Madryt!? Irak!? Chcesz być podobny do nich!?
Zadajesz się z Muafim, choć obaj wiemy, że al Kaida, jak przyjdzie co do czego, zniszczy nas
wszystkich! Ich trzeba zmiażdżyć! Nie rozumiesz tego? Jak długo będzie cię zaślepiać
nienawiść!?
Marat nie odpowiadał. Patrzył tępo gdzieś w punkt na przeciwległej ścianie.
Tobie nie chodzi o nich... wycedził wolno Kołynin tylko o Polaków. Nienawidzisz
ich tak bardzo, że nie wycofasz się. Wstał. Nie znajdziesz Mariki. Nigdy nie zrobisz tego,
co planujesz.
Możliwe odparł cicho Marat ale będę próbował.
Wtedy ja będę zawsze tam, gdzie trzeba, stary przyjacielu. Zostań przez chwilę, ABW
mogło obserwować meczet .
Nie poszli za nami. Nikt nie wchodził do tej kawiarni po nas.
Wiem. To na wszelki wypadek. Oni już wiedzą, że tu jesteśmy.
Marat zareagował na tę wiadomość ledwie dostrzegalnym niepokojem.
Trudno, żeby było inaczej. Obaj zachowujemy się jak słonie w składzie porcelany
westchnął.
Nie chcę cię zabijać, Marat. To prawda, że byłeś mi jak starszy brat.
Skąd wiesz, że dałbyś radę?
Obaj roześmiali się niemal jednocześnie.
ROZDZIAA 4
Adam Kniewicz przeglądał kolejny zbiór w archiwum na trzecim piętrze bloku D przy
ulicy Woronicza siedemnaście. Siedział przy komputerze, naprzeciwko szeregu metalowych,
wysokich regałów z kasetami i pudłami do taśm.
Agata! krzyknął do archiwistki grzebiącej gdzieś między półkami.
Zaraz przyjdę, ACN-y spieprzyły mi się na podłogę! odpowiedziała lekko
melancholijnym i jak zwykle zachrypniętym głosem. Zdaniem Kniewicza miała ciekawszą
barwę głosu niż wszyscy offowcy z publicznej razem wzięci. Tysiące razy obiecywał
sobie, że zabierze ją w końcu kiedyś do kabiny lektorskiej i zrobi kilka prób. Lecz kto wtedy
będzie najlepszym archiwistą na Woronicza?
Przejrzał kolejną stronę w komputerze. Zapisał parę numerów na kartce i poczekał, aż
Agata skończy.
Po kilku minutach dziewczyna podeszła do Kniewicza. Była mniej więcej w jego wieku.
Nosiła okrągłe okulary, które z pewnością dodawały jej uroku, ale długie blond włosy
zdaniem wielu zupełnie niepotrzebnie spinała w niemodny kok. Pracowała w archiwum
telewizyjnym sporo lat i chyba najlepiej ze wszystkich trzech tysięcy tutejszych pracowników
wiedziała, co tam można znalezć, a czego nie można. Na to właśnie liczył Adam, kiedy
wybierał się na jej dyżur.
Co się stało? spytała, ocierając czoło.
Popatrz Kniewicz spojrzał na kartkę, aby wrócić do odpowiednich stron w
komputerze. Tutaj jest taśma BCN numer dwa tysiące dwieście trzydzieści osiem, tu dwa
tysiące dwieście czterdzieści jeden. Brakuje dwóch.
Może ktoś wypożyczył Agata przebiegła wzrokiem po ekranie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]