[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tray upiera się, że jej pomoże, skoro ona wcale tego nie potrzebuje? Nawet siostra
nie chciała jej przeszkadzać. Im dłużej jednak się nad tym zastanawiała, tym bar-
dziej była wzruszona jego troskliwością.
Z kubkiem herbaty i talerzem z bułeczkami w rękach weszła do salonu i usia-
dła na kanapie. Tray spojrzał na nią.
- Czy to nie za mało?
- Na razie nie. Potem może zjem kolację.
- Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak poważne są te ataki - powiedział,
siadając obok niej.
- Lekarze nie są skorzy zalecać operacji, jeśli to nie jest absolutną konieczno-
ścią - odparła, czując się nieswojo.
Odniosła wrażenie, że Tray usiadł za blisko, ale nie chciała odsuwać się od
niego zbyt ostentacyjnie.
- Tym bardziej trzeba się postarać, żebyś jak najszybciej zaszła w ciążę. By-
łoby znacznie lepiej, gdybyśmy zamieszkali razem. Nie musielibyśmy jezdzić spe-
cjalnie do domu nad oceanem.
- Już to mówiłeś kilka razy. Masz rację, ale to ma sens tylko w płodne dni. -
Nie miała zamiaru łatwo się poddawać.
Przyglądał się jej przez chwilę.
- Dobrze. Moje mieszkanie jest większe. Mam dwie sypialnie. Będziesz się
czuła swobodniej.
- W porządku.
- Kiedy to może nastąpić? - zapytał.
Zmarszczyła brwi, wyłapując w jego głosie nutę satysfakcji.
- Za jakiś tydzień. - Czy będą wtedy codziennie się kochać? Z wrażenia aż
zaparło jej dech w piersi. Dwie noce, które spędzili razem w domu nad oceanem,
S
R
były cudowne. Szkoda tylko, że potem Tray zachowywał się z rezerwą, jakby była
mu całkiem obojętna.
- Przyniosłem parę filmów - oznajmił. - Może zechcesz coś obejrzeć?
- Nie musisz ze mną siedzieć.
- Mam stracić jakiś dobry film?
Reszta weekendu minęła spokojnie. W niedzielę rano Tray pojechał do domu,
gdy Lianne zapewniła go, że najgorsze już minęło. Ponieważ wiał silny wiatr, po-
szła tylko na krótki spacer, a potem czytała książkę. Bez przerwy jednak zastana-
wiała się, jak to będzie, gdy zamieszka z Trayem.
W poniedziałek w pracy zadzwonił do niej.
We wtorek zajrzał do jej pokoju.
W środę poprosił Emily, by do niej zadzwoniła.
W czwartek przyszedł do niej, gdy skończyła pracę.
- Idziesz do domu? - spytał, opierając się o drzwi.
- Tak, Tray. Wszystko w porządku. Mówię ci to od tygodnia.
- Kiedy się do mnie przeprowadzisz?
Zawahała się, powoli zapinając płaszcz.
- Za kilka dni. - Nie może przegapić najlepszego momentu na zapłodnienie,
ale czuła się przy nim taka zawstydzona. Powinna zebrać się na odwagę. - W sobo-
tę.
- Zwietnie. W sobotę rano pomogę ci się przeprowadzić.
- Nie mam zamiaru się przeprowadzać. Wezmę tylko kilka rzeczy - zaprote-
stowała.
- Chcesz pojechać potem do domu nad oceanem? - spytał, ignorując jej słowa.
- Miałeś jechać do Richmond porządkować dom wuja.
- To nie jest takie pilne. Na razie postanowiłem go wynająć. Może pózniej go
sprzedam, jeśli się zdecyduję. Oczywiście muszę go uprzątnąć, zanim skontaktuję
się z agencją, ale na razie nie ma pośpiechu.
S
R
- Byłoby dobrze, gdyby dom został w rodzinie - powiedziała zaskoczona. Nie
spodziewała się, że Tray może okazać się taki sentymentalny.
- Kto wie, może nasz syn czy córka kiedyś tam zamieszka...
Serce zabiło jej mocniej, gdy wspomniał o dziecku.
- Czym się martwisz? - spytał.
Skąd on to wie?
- Niczym.
- Przecież widzę. - Zbliżył się i stanął obok niej.
Potem pochylił się i musnął ustami jej wargi.
Lianne odskoczyła w tył.
- A więc o to chodzi. Nie lubisz, jak cię dotykam.
- Lubię. Tylko czuję się nieswojo.
- Czy nie czułabyś się swobodniej, gdybyś spędzała ze mną więcej czasu?
- Chyba tak.
- W takim razie chodz ze mną dzisiaj na kolację.
Co ma począć? Z jednej strony chciała oswoić się z jego obecnością, ale jed-
nocześnie bała się, że może zbytnio zaangażować się w ten związek. No ale w koń-
cu chodzi tylko o kolację.
- Dobrze. - Skinęła głową, zastanawiając się, czy Tray znów ją pocałuje.
Czy nie za bardzo lubi jego pocałunki?
W czwartek wieczorem Tray zabrał ją do restauracji niedaleko Kapitolu. Nie
było tłoku, a jedzenie okazało się bardzo smaczne.
- Czy to twoje ulubione miejsce? - zapytała, rozglądając się. - Nigdy tu nie
byłam.
- Jestem tu po raz drugi. Kiedyś przyszliśmy tu ze znajomymi z pracy i bardzo
mi się podobało.
Rozejrzała się, szukając tematu do rozmowy.
- Opowiedz mi, jak wygląda życie w Richmond w porównaniu z Waszyngto-
S
R
nem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]