[ Pobierz całość w formacie PDF ]
włosku.
- Spójrz na mnie - poprosił.
Nie odważyła się podnieść głowy. Wiedziała, że patrząc mu
prosto w oczy, nie będzie potrafiła kazać mu odejść.
- Joy, moja kochana...
Nikt prócz niego nigdy nie wymawiał jej imienia w taki sposób.
Tak zmysłowo. Drżała na całym ciele, gdy pochylał się nad nią. W
końcu odważyła się spojrzeć na niego. Jej oczy były rozszerzone
pożądaniem i wyrażały tęsknotę i oddanie. Pocałował ją bardzo
delikatnie, ale już po chwili ich pocałunek stał się namiętny. Czuła,
jak bardzo jej pragnie. Marcus z trudem przerwał pocałunek i czule
ujął jej twarz w dłonie.
- Bardzo chciałbym cię lepiej poznać, wiedzieć o tobie wszystko
- szeptał. - I chciałbym, żebyś i ty mogła przekonać się, jaki ja jestem.
- Delikatnie wodził ustami po jej twarzy. - Pójdziesz ze mną jutro na
lunch?
- Marcus, ja nie...
Przerwał, kładąc palec na jej ustach.
- Daj nam szansę... Nie" zawsze zdążysz powiedzieć. Nie
uciekaj przede mną. Musimy się bliżej poznać, nawzajem nauczyć się
czegoś od siebie...
To było więcej, niż się spodziewała. Do tej pory myślała, że
pragnie jedynie jej ciała.
127
RS
- A więc jutro o dwunastej? - Wyczuł chwilę jej słabości. - Jeśli
po tym, co ci powiem, dojdziesz do wniosku, że nie chcesz mnie
więcej widzieć, zrozumiem to. Zniknę na zawsze z twojego życia. Czy
masz coś do stracenia?
Dużo więcej, niż jesteś sobie w stanie wyobrazić, pomyślała z
przerażeniem. Gdybyś wiedział, że cię kocham. .. Tak naprawdę nie
chciała przecież, żeby odszedł. Czuła, że to byłoby dla niej lepsze, ale
nie miała już dość siły, żeby mu odmówić. W końcu wspólny lunch
wydawał się banalną i bezpieczną formą spędzania czasu.
- Przyjadę po ciebie. - Uśmiechnął się do niej czule i wypuścił ją
z objęć.
- Lubisz stawiać na swoim? - To było bardziej stwierdzenie niż
pytanie.
- Tak bardzo to widać?
- Tak - przyznała szczerze. W duchu musiała przyznać także, że
miał nieodparty męski wdzięk. To działało na kobiety chyba jeszcze
bardziej niż to, że był taki przystojny.
- Zazwyczaj nie muszę aż tak długo prosić - spojrzał na nią
łobuzersko.
- Ty zarozumialcu - roześmiała się.
- Jesteś taka śliczna, gdy się śmiejesz - powiedział z
niekłamanym zachwytem.
Joy dostrzegła pożądanie w jego oczach, dobrze wiedziała, do
czego to może doprowadzić. Sami w mieszkaniu. .. Miała wrażenie,
że powietrze aż się skrzy od namiętności. Nie mogła ufać ani jemu,
128
RS
ani, co gorsza, sobie. Nie było żadnych przeszkód, żeby robić to, na
co oboje mają ochotę, czyli kochać się.
- Musisz już iść - powiedziała łagodnie. - To był naprawdę
cudowny wieczór - dodała z głębi serca.
- Ale teraz już się kończy? Czy tak? - W jego spojrzeniu tliła się
jeszcze namiętność.
- Tak! - Udało jej się być twardą. - I dziękuję za kolację - dodała.
W restauracji Marcus uparł się, że zapłaci rachunek za
wszystkich. Pozostała trójka protestowała, ale do Marcusa nie trafiały
żadne argumenty i w końcu postawił na swoim.
- Ale zaznaczani, że tym razem ja płacę-podkreśliła Joy.
- Przecież to ja ciebie zaprosiłem. - Powiedział to z taką miną,
jakby uważał jej pomysł za zupełnie niedorzeczny.
- Zgadzam się na lunch tylko pod tym warunkiem - spokojnie,
ale bardzo stanowczo powtórzyła.
Marcus zmarszczył nos.
- Widzę, że mam do czynienia z kobietą z zasadami, a to trudny
orzech do zgryzienia - odparł miękko i czuć było w jego głosie
aprobatę.
Joy tylko skinęła głową, wolała nie wchodzić głębiej w ten
temat.
- Dobrze - zgodził się. - Ale nie wyobrażaj sobie, że ze
wszystkim pójdzie ci tak łatwo.
129
RS
To zabrzmiało tak, jakby nie miał wątpliwości, że ten lunch nie
będzie ich ostatnim spotkaniem. On nigdy nie odpuszcza, jest jak
głodny tygrys, goni zdobycz do końca, pomyślała.
- A zatem jutro o dwunastej? - upewnił się. -A zmieniając temat,
chcę ci powiedzieć, że lubię twojego kuzyna - oświadczył, stojąc w
drzwiach. Więc wszystko, co zostaje nam do wyjaśnienia, to rola,
jaką odegrali w twoim życiu Danny i ten człowiek z restauracji. I
wierzę - dodał z naciskiem - że jest jakieś racjonalne wytłumaczenie
tej sprawy...
Z jego tonu jasno wynikało, że lepiej byłoby, gdyby takie
wytłumaczenie się znalazło. Joy zatkało. Zanim zdążyła cokolwiek
powiedzieć, Marcus złożył na jej wargach krótki pożegnalny
pocałunek i wyszedł.
Co za arogancja! Jakiż on jest pewny siebie! Ale po co ona się
tak oburza? To i tak w niczym nie zmienia jej uczuć, i tak go kocha. A
gdy brał ją w ramiona, wydawało jej się, że już nie potrafi bez niego
żyć. To dziwne, pomyślała, podobają mi się w nim nawet jego wady!
Nie chciałabym, żeby był inny.
Usłyszała brzęczenie dzwonka u drzwi. Za piętnaście dwunasta!
Marcus miał po nią przyjechać punktualnie o dwunastej, a tymczasem
już stoi pod drzwiami. Joy wpadła w lekką panikę, bo jeszcze nie była
gotowa. Zdążyła się już co prawda ubrać, ale nie wysuszyła do końca
włosów i nie umalowała się. Włosy od biedy prawie wyschły, ale nie
chciała, żeby zobaczył ją nie umalowaną. Zbyt wiele razy w ciągu ich
130
RS
krótkiej znajomości widział ją w stanie kompletnej rozsypki.
Chwyciła szminkę i szybko pomalowała usta.
- Przynajmniej tyle - mruknęła pod nosem.
Dzwonek zadzwoni! jeszcze raz, widać, że jej gość zaczynał się
niecierpliwić. Spojrzała w lustro, nie było tak zle. Była wyspana, oczy
błyszczały nie znanym jej dotąd blaskiem. Włosy układały się w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]