[ Pobierz całość w formacie PDF ]

aerobusu i wreszcie zdjęto.
 A ja byłam spokojną dziewczynką. I zawsze bardzo się bałam
wszelkich mechanizmów. Wiesz przecież, że do tej pory boję się cyberów.
 Cyberów nie masz się czego bać, Taniusiu. One są łagodne.
 Tak, łagodne& Jak taki złapie za nogę& Sam przyznasz, że te żywe
truposze mają w sobie coś niesamowitego. To bardzo nieprzyjemne&
Popow przewrócił się na bok i popatrzył. Tania i Lu siedzieli na
sąsiednim dachu, zwiesiwszy nogi.  Rozćwierkali się jak wróble 
pomyślał Popow.  A jutro cały dzień będą ziewać .
 Tatjana  powiedział półgłosem.  Czas już spać.
 Nie chce się jakoś&
 . Ale jednak będziesz musiała!
 A my spacerowaliśmy po brzegu  pochwaliła się Tania. Lu
poruszył się zmieszany.  Cudownie jest nad rzeką. Księżyc, ryby
pluskają.
Lu zapytał:
 E e& a gdzie doktor Mboga?
 Doktor Mboga jest przy pracy  odpowiedział Popow.
 A prawda, Lu!  ucieszyła się Tania.  Chodzmy szukać doktora
Mbogi!
 Beznadziejna &  pomyślał Popow i przewrócił się na drugi bok. Na
dachu znów zaczęli szeptać. Popow zdecydowanym ruchem podniósł się,
zebrał pościel i wrócił do namiotu. W namiocie było bardzo głośno&
Fokin spał na cały regulator&  Och, niedojdo ty, niedojdo  pomyślał
Popow lokując się wygodnie.  Taka właśnie noc jest jakby stworzona do
zalecania się. A ty zapuściłeś wąsy i myślisz, że na tym koniec!&  Owinął
się szczelnie w prześcieradło i momentalnie zasnął.
V
Ogłuszający grzmot podrzucił go na posłaniu. W namiocie było ciemno.
Du dut! Du dut!  zagrzmiały jeszcze dwa strzały.
 Co za licho!  wrzasnął w ciemności Fokin.  Kto tu?
Rozległ się krótki, zajęczy pisk i triumfujący okrzyk Fokina:
 A tuś mi! Tutaj, do mnie!
Popow zaplątał się w hamaku i w żaden sposób nie mógł się podnieść.
Wtem usłyszał tępe uderzenie, Fokin stęknął głucho i natychmiast coś
ciemnego i maleńkiego mignęło i przepadło w jasnym trójkącie wyjścia.
Popow rzucił się w ślad za tym czymś. Fokin także skoczył naprzód i
obaj z rozpędem zderzyli się głowami. Popow zgrzytnął zębami i wreszcie
wybiegł na zewnątrz.
Palmira jasno świeciła. Przeciwległy dach był pusty. Obejrzawszy się
Popow zobaczył, jak Mboga pędzi ulicą, rozchylając zręcznie trawę, a za
nim depcząc mu po piętach biegną Lu i Tatjana, potykając się co chwila.
I jeszcze jedną rzecz zauważył Popow: daleko przed Mbogą ktoś ucieka,
nurkując w rozkołysanej zieleni. Biegnie znacznie szybciej niż Mboga.
Mboga zatrzymał się, uniósł jedną ręką karabin lufą do góry i wystrzelił
jeszcze raz. Dziwny stwór dał w trawie susa w bok i znikł za rogiem
ostatniego budynku. A po sekundzie w księżycowym blasku uniósł się
stamtąd biały ptak, szeroko i miękko wymachując ogromnymi skrzydłami.
 Strzelajcie!  ryknął Fokin i pomknął wzdłuż ulicy, padając co kilka
kroków. Mboga stał nieruchomo, opuściwszy karabin i z zadartą do góry
głową śledził wzrokiem oddalającego się ptaka. Ptak, lecąc dostojnie bez
najmniejszego szmeru, zatoczył koło ponad miastem i zwiększając
stopniowo wysokość oddalił się na południe. Po minucie znikł bez śladu. I
wtedy Popow zobaczył, jak zupełnie nisko, nad samą bazą przeleciały
jeszcze ptaki  trzy, cztery, pięć  pięć ogromnych białych ptaków
wzbiło się w niebo nad miejscem pracy cyberów i po chwili roztopiło się
w błękicie.
Popow zszedł z dachu. Martwe sześciany budynków rzucały na trawę
gęste czarne cienie. Trawa mieniła się srebrzyście. Coś zabrzęczało pod
nogą. Popow schylił się. Wśród zieleni błysnęła łuska naboju. Popow
przekroczył bezceremonialnie pokraczny cień helikoptera.
Dały się słyszeć głosy. Mboga, Fokin, Lu i Tania powoli zbliżali się ku
niemu z przeciwnej strony.
 Miałem go w rękach!  mówił Fokin wzburzony.  Ale trzasnął
mnie w łeb i wyrwał się. Gdyby mnie wtedy nie stuknął, na pewno bym go
nie puścił! Był miękki i ciepły, jak małe dziecko. I nogi&
 My też go prawie mieliśmy w garści  powiedziała Tania  ale
zamienił się raptem w ptaka i pofrunął.
 Za kogo mnie masz?  parsknął Fokin.  Zamienił się w ptaka?&
 Rzeczywiście  rzekł Lu.  Skręcił za róg i stamtąd od razu zerwał
się ptak.
 No i co?  burknął Fokin.  Tamten wystraszył ptaka, a wy gęby
pootwieraliście.
 Zbieg okoliczności  zauważył Mboga.
Popow podszedł do nich i wszyscy się zatrzymali.
 Co tu właściwie zaszło?  zapytał Popow.
 Już go miałem  nie mógł sobie darować Fokin  i nagle jak mnie
nie zamaluje!
 To, to już słyszałem  powiedział Popow.  Ale od czego to
wszystko się zaczęło?
 Przyczaiłem się między tobołkami  zaczął Mboga.  Wtem
zobaczyłem, że ktoś czołga się w trawie na samym środku ulicy. Chciałem
schwytać intruza i wyszedłem mu naprzeciw, lecz zauważył mnie i
zawrócił. Zorientowałem się, że go nie doścignę, i strzeliłem. Bardzo mi
przykro, Anatolu, ale zdaje mi się, że ich spłoszyłem.
Zapanowała cisza. Potem Fokin zapytał ze zdumieniem:
 A czego wam właściwie szkoda, doktorze Mboga? Mboga długo
zwlekał z odpowiedzią. Wszyscy czekali.
 Było ich przynajmniej dwóch  przemówił wreszcie.  Jednego
wykryłem ja, a drugi był u nas w namiocie. Ale kiedy przebiegałem koło
helikoptera& No cóż  zakończył niespodzianie.  Trzeba pójść i
zobaczyć. Z pewnością się mylę.
Mboga ruszył do obozu swym cichym krokiem. Pozostali, wymieniwszy
między sobą porozumiewawcze spojrzenia, udali się za nim.
Przy budynku, na którym stał helikopter, Mboga zatrzymał się.
 Gdzieś tutaj  powiedział.
Fokin i Tania bezzwłocznie zanurzyli się w czarnym cieniu pod ścianą.
Lu i Popow mierzyli Mboga wyczekującymi spojrzeniami. Mboga jednak
milczał.
 Niczego tu nie ma  fuknął gniewnie Fokin.
 Cóż to ja widziałem? Cóż to ja widziałem?&  mamrotał Mboga.
Podekscytowany Fokin wyłonił się spod ściany. Czarny cień śmigieł
helikoptera przemknął po jego twarzy.
 Eureka!  krzyknął Mboga.  Dziwny cień!
Rzuciwszy karabin, z rozbiegu wskoczył na ścianę.
 Spójrzcie, z łaski swojej!  powiedział z dachu.
Na dachu za kadłubem śmigłowca, jakby na witrynie sklepowej
widniały ustawione pedantycznie przedmioty. Tam była właśnie skrzynka
z masłem, tobołek z rejestrem  E 9 , para trzewików, kieszonkowy
mikroelektrometr w futerale z masy plastycznej, cztery neutronowe
akumulatory i wreszcie czarne okulary.
 A oto i trzewiki  ucieszyła się Tania.  I nawet okulary. Przecież
wczoraj wpadły do rzeki&
 Więc to taaak&  powiedział przeciągle Fokin i ostrożnie rozejrzał,
się.
Popow jakby się ocknął.
 Fizyku Lu!  przemówił gorączkowo.  Muszę natychmiast
połączyć się ze  Słonecznikiem . Fokin, Taniu, sfotografujcie tę wystawę!
Za pół godziny wracam.
Zeskoczył z dachu i oddalił się pośpiesznie, biegnąc ulicą ku bazie, Lu
w milczeniu pośpieszył za nim.
 Co to ma wszystko znaczyć!  zawołał Fokin. Mboga przykucnął,
wyciągnął maleńką fajeczkę, bez pośpiechu zapalił ją i powiedział: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl