[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak dodał Roland. To mnie chyba dręczy.
Był z tobą Cuthbert. Pewnie powiedział już swojemu ojcu.
Tak.
Hax nakarmił was obu, kiedy Cort. . .
Tak.
A Cuthbert? Myślisz, że jego też to dręczy?
Nie wiem.
Tego rodzaju rozważania niezbyt interesowały Rolanda. Nie obchodziło go,
jak jego uczucia wyglądają w porównaniu z innymi.
Dręczy cię to, bo wiesz, że skazałeś go na śmierć?
Roland wzruszył mimowolnie ramionami, czując nagle, że nie podoba mu się
to sondowanie jego motywów.
Mimo to doniosłeś.
Oczy chłopca zrobiły się szerokie.
Jak mogłem tego nie uczynić? Zdrada to. . .
Ojciec machnął szybko ręką.
Jeśli skłoniły cię do tego tanie książkowe ideały, zrobiłeś to niepotrzebnie.
Wolałbym raczej, żeby wszyscy mieszkańcy Farson padli od trucizny.
Nie dlatego to zrobiłem! wyrzucił z siebie gwałtownie. Chciałem go
zabić! Chciałem zabić ich obu! Kłamcy! Węże! Oni. . .
Mów dalej.
Oni mnie zranili dokończył wojowniczo Roland. Coś mi zrobili. Coś
we mnie zmienili. Chciałem ich za to zabić.
Ojciec pokiwał głową.
To już coś lepszego. Nie moralność, ale ty nie powinieneś się kierować
moralnością, w gruncie rzeczy. . . mruknął, zerkając na syna moralność
może być ci zawsze obca. Nie jesteś tak szybki jak Cuthbert albo syn Wheelera.
Dzięki temu możesz być grozny.
Roland, do tej pory zniecierpliwiony, poczuł, jak ogarnia go jednocześnie du-
ma i zakłopotanie.
82
On. . .
Zawiśnie.
Chłopiec pokiwał głową.
Chcę to zobaczyć.
Roland senior odrzucił do tyłu głowę i ryknął śmiechem.
No, może nie taki grozny, jak myślałem. . . może tylko głupi.
Nagle zacisnął usta, wysunął szybką jak błyskawica rękę i złapał chłopca bo-
leśnie za ramię. Ten skrzywił się, lecz nie cofnął. Ojciec patrzył mu przez chwilę
w oczy. Chłopiec nie spuścił wzroku, choć było to trudniejsze niż nałożenie kap-
tura sokołowi.
W porządku mruknął ojciec i niespodziewanie odwrócił się, żeby odejść.
Ojcze?
Co?
Czy wiesz, o kim oni mówili? Wiesz, kim jest dobry człowiek?
Ojciec obejrzał się i zmierzył go bacznym spojrzeniem.
Tak, chyba wiem.
Jeśli go złapiecie oświadczył Roland, w charakterystyczny dla siebie
rozważny sposób mozolnie cedząc słowa nikt poza Haxem nie będzie musiał. . .
nie będzie musiał dać szyi.
Ojciec uśmiechnął się półgębkiem.
Być może przez pewien czas. Ale w końcu ktoś zawsze musi, jak to orygi-
nalnie ująłeś, dać szyję. Ludzie domagają się tego. Wcześniej czy pózniej, jeżeli
nie ma zdrajcy, ludzie wymyślają go sobie.
Tak przytaknął Roland, natychmiast przyswajając sobie tę prawdę. . .
prawdę, której miał już nigdy nie zapomnieć. Ale jeśli go złapiecie. . .
Nie odparł stanowczo ojciec.
Dlaczego?
Przez moment wydawało mu się, że ojciec uchyli rąbka tajemnicy, lecz on
rozmyślił się.
Sądzę, że dosyć już powiedzieliśmy. Odejdz.
Roland chciał mu powtórzyć, żeby nie zapomniał o swojej obietnicy, gdy na-
dejdzie dzień egzekucji Haxa, ale był wyczulony na nastroje ojca. Podejrzewał, że
chce się pieprzyć. Odsunął od siebie szybko tę myśl. Wiedział, że matka i ojciec to
robią. . . robią tę rzecz, którą robi się razem, i był w miarę dobrze poinformowany,
na czym to polega, jednak wyobrażenie tego aktu zawsze go krępowało i budziło
dziwne poczucie winy. Kiedy kilka lat pózniej Susan opowiedziała mu historię
Edypa, przyswoił ją sobie w milczeniu, rozmyślając o dziwnym krwawym trój-
kącie tworzonym przez jego ojca, matkę i Martena określanego w pewnych
kręgach mianem dobrego człowieka, a może był to czworokąt, jeśli ktoś chciał się
do niego przyłączyć.
Dobranoc, ojcze powiedział.
83
Dobranoc, synu odparł z roztargnieniem ojciec i zaczął rozpinać koszu-
lę, w jego myślach chłopiec dawno już wyszedł. Jaki ojciec, taki syn.
* * *
Wzgórze Wisielców wznosiło się przy drodze do Farson w czym tkwiła
swoista poezja, która mogła wywrzeć wrażenie na Cuthbercie, lecz nie na Rolan-
dzie. Na nim wywarło wrażenie wspaniałe i złowrogie rusztowanie, rysujące się
na tle jaskrawobłękitnego nieba, czarny prostokąt, który górował nad drogą dla
dyliżansów.
Dwaj chłopcy zostali zwolnieni z Porannych wiczeń Cort przeczytał listy
od ich ojców, poruszając mozolnie wargami i kiwając kilka razy głową. Skoń-
czywszy, spojrzał na niebieskofioletowe poranne niebo i jeszcze raz kiwnął gło-
wą.
Zaczekajcie tu powiedział, po czym ruszył do pochylonej kamiennej
chaty, która służyła mu za kwaterę i wrócił z kromką przaśnego chleba. Przełamał
ją i dał każdemu z nich połowę.
Kiedy będzie już po wszystkim, niech każdy z was położy to pod jego sto-
pami. Zróbcie dokładnie, jak powiedziałem, bo inaczej dam wam wycisk w przy-
szłym tygodniu.
Nie rozumieli, o co chodzi, dopóki tam nie przyjechali, dosiadając obaj wała-
cha należącego do Cuthberta. Zjawili się pierwsi, całe dwie godziny przed przy-
byciem następnego widza i cztery godziny przed egzekucją. Wzgórze Wisielców
było puste jeśli nie liczyć gawronów i kruków. Ptaki były wszędzie i oczywi-
ście wszystkie były czarne. Siedziały, kracząc na twardej desce, która wystawała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]