[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie zaoferowałeś na aukcji ani centa!
- Powinnaś się cieszyć swoim sukcesem, a nie martwić tym, co zrobiłem lub
nie zrobiłem.
- Chciałabym, ale twój postępek odebrał mojej pracy znaczenie.
S
R
- Bo nie zrobiłem, tak jak chciałaś? - Patrzył na nią uważnie. - Wiedz jedno.
Zawsze robię to, co uważam za słuszne, a nie to, czego się po mnie oczekuje.
- Powinnam się tym zadowolić?
- Powinnaś mi zaufać.
- Nie znam cię, Raffa. - Odsunęła się gwałtownie i zachwiała.
Na szczęście ją podtrzymał. I przyciągnął do siebie. Jęknęła cicho, starając się
nie obciążać bosej stopy.
- Pozwól mi obejrzeć.
- Nic mi nie jest.
- Jestem innego zdania. Pozwól mi obejrzeć, habibi.
Jak mógł się do niej zwracać tak czule po tym, co się stało?
Patrzyła podejrzliwie na jego wyciągniętą rękę.
Delikatnie ujął jej małą stopę i obejrzał. Ostry kamień, na który nieostrożnie
stanęła, nie skaleczył skóry, mimo to Raffa rozmasował zaczerwienienie.
- Już lepiej? - mruknął.
- Lepiej - przyznała miękko.
Wyprostował się, wyczuwając, że Casey wyraznie złagodniała.
- Odprowadzę cię na salę, dobrze? - zaproponował. - Tylko najpierw to włóż.
- Podał jej porzucony pantofel.
Wszelkie porównania z Kopciuszkiem mogłyby go drogo kosztować, więc się
powstrzymał. Twarz Casey przybrała wyraz powagi.
- Muszę się pośpieszyć - oznajmiła rzeczowo. - Kazałam na siebie zbyt długo
czekać. - Wsparta na jego ramieniu, zapięła pasek pantofla.
- Gotowa?
- Oczywiście.
Stał wraz z Casey w drzwiach do sali balowej tak długo, aż wszyscy na nich
spojrzeli. Był z niej dumny...
A potem poprowadził ją prosto na scenę.
S
R
Trzymał się z tyłu, gdy wraz z zespołem odbierała deszcz gratulacji. Ucieszył
się, gdy ona też stanęła z boku, wypychając naprzód kolegów. Była bardziej po-
dobna do niego, niż myślała. Pożałował, że już wkrótce będzie się musiał w pełni
poświęcić rządzeniu, a epizod z Casey Michaels znajdzie swój rychły koniec.
Ale jeszcze nie teraz.
- Pamiętaj, że masz jechać ze mną - szepnął, odprowadzając ze sceny Casey i
poprawiając jej szal. Czuł, jak przepływa między nimi iskra ekscytacji. - A może
wolisz wziąć taksówkę? - spytał, spostrzegając, że drży, gdy jego oddech musnął
jej kark.
- Jestem pewna, że nie będzie z tym problemu - odparła, patrząc mu prosto w
oczy. - Raffa, proszę, przestań ze mnie żartować. Jeśli mam pracować w A'Qab-
anie, muszę decydować sama o sobie.
- Więc chcesz tu pracować?
Umilkła. Jak przypuszczał, sama nie wiedziała, co myśleć. Uważała go za
aroganta. Jeszcze mu nie wybaczyła rzekomego błędu, który dziś popełnił.
- Decyzja należy do ciebie - odparła.
- Być może tak się stanie. Zanim jednak złożę ci ofertę pracy, a ty zdecydu-
jesz, czy ją przyjąć, chciałbym, żebyś się ze mną gdzieś wybrała.
- Dokąd? - spytała podejrzliwie.
- Dowiesz się.
Machnięciem ręki odwołał ochronę i poprowadził Casey długim pustym ko-
rytarzem. Podwójne drzwi wychodziły na cudowny ogród. Jak się spodziewał, Ca-
sey natychmiast zapomniała o podejrzliwości i gniewie.
- Raffa, tu jest przepięknie...
W powietrzu unosił się truskawkowy dym sheeshy, szum fontann tworzył w
tle dyskretną muzykę. Nawet on, choć był tu niezliczoną ilość razy, stanął, by po-
dziwiać mozaiki i bujną, różnorodną roślinność. Architekci, których wynajął, prze-
szli samych siebie.
S
R
- Ja także chcę ci podziękować. - Ujął jej dłoń. - Nie wyobrażasz sobie, ilu
ludzi skorzysta z zebranych przez ciebie pieniędzy.
- Cieszę się... - Umilkła, przypomniawszy sobie swoje rozczarowanie. Gdy
szejk przyciągnął ją bliżej, szepnęła: - Raffa... - Położyła dłoń na jego torsie, po
czym chwyciła brzeg szaty. - Pragnę...
Nie pozwolił jej dokończyć. Smakowała niebiańsko. Wpił się w jej usta i nie
przestawał jej całować, aż z jej warg wydarł się cichy jęk rozkoszy.
Wtedy przemówił rozsądek. Co ja wyprawiam? - myślał Raffa. Dokąd to
zmierza? Cel był tylko jeden, a ja nie zamierzam wykorzystać Casey...
Musnął kącik jej ust i odsunął się nieco. Wyjął telefon i wezwał limuzynę, a
potem opuścili rajski ogród.
- Szofer odwiezie cię do domu. - Widział, jak patrzyła na niego nieprzytom-
nie. Docierało do niej, że pocałunek był tylko pocałunkiem, a nie wstępem do dal-
szej akcji. - Dobranoc, Casey - mruknął, pomagając jej wsiąść do limuzyny.
Odwróciła się, by spojrzeć nań przez tylną szybę. Nie zdziwił go wyraz jej
gniewnych i oszołomionych oczu. Jednak tylko on znał powód, dla którego się
wycofał, i nie zamierzał się przed nikim tłumaczyć.
Gdy tylko przyniesiono jej śniadanie, zagrzebała się z powrotem w pościeli.
Jednak na nic się to nie zdało, musiała stanąć oko w oko z nowym dniem. Usiadła
po turecku na łóżku i dotknęła obrzmiałych od pocałunków Raffy warg.
Przymknęła oczy, jeszcze raz przeżyła cudowne chwile. Przeraziło ją, jak
gwałtownie jej ciało reagowało na myśl o Raffie.
Nie chciała o nim myśleć. Nie był mężczyzną dla niej, żył w szklanym pałacu,
sądząc, że pieniądze są receptą na wszystko.
Nie chciała też myśleć o aukcji. Poza tym musiała coś zjeść. Zerknęła na
pyszne potrawy i świeżo wyciskane soki. Może gdyby zjadła śniadanie... zwyczaj-
nie rozpoczęła dzień... serce przestałoby ją boleć i odzyskałaby dawny wigor.
S
R
Usiadła przy stole z widokiem na port, nalała filiżankę naparu z mięty i roz-
postarła płachtę gazety. Zdołała przeczytać tylko nagłówek:
Ostatnia oferta pochodziła od panującego szejka, który obiecuje podwoić re-
kordową sumę uzyskaną na aukcji.
Z cichym jękiem odłożyła gazetę, odsunęła talerz i wstała. Nagle przestała
być głodna.
Biuro szejka oznajmiło, że wyjechał na stadion polo.
Nie miała odpowiedniego stroju, ale wybrała skromną spódnicę i kardigan
oraz buty na płaskim obcasie. Związała włosy, zrezygnowała z makijażu. To była
forma pokuty i być może ostatnie spotkanie z Raffą. Zbyt pochopnie wyciągała
wnioski.
Szejk nie wziął udziału w aukcji, lecz przekazał na nią pieniądze. Gdy Casey
już go przeprosi za niewczesne podejrzenia, nie będzie zbyt wiele do powiedzenia.
%7łycie Raffy nie było jej sprawą, popełniła błąd, wyobrażając sobie, że może się do
niego zbliżyć, choć dzieliło ich wszystko. Musiała pogodzić się z faktem, że gorzko
się pomyliła.
S
R
ROZDZIAA JEDENASTY
Nie była pewna, jak się zachować, gdy już dotarła na stadion. Poprosiła szo-
fera, by zawiózł ją najdalej, jak zdoła, nie chcąc się natykać na ochronę szejka.
Zatrzymała się przy otaczającym boisko ogrodzeniu. Mecz właśnie się rozpo-
czął. Wzrok Casey natychmiast pofrunął ku Raffie. Miał na sobie jasne bryczesy i
ciemną koszulę, zaś na twarzy sprawiającą grozne wrażenie maskę. Wyglądał na
strasznego wojownika. Przypomniała sobie, że piłka do polo może lecieć z prędko-
ścią stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę, co wyjaśniało obecność osłony na
twarzy i skórzanych nakolanników.
Muskularne nogi szejka ściskały spocony tułów rumaka. Gdyby ujrzała go po
raz pierwszy, z pewnością zakochałaby się w galopującym wojowniku, który wy-
machiwał długim kijem.
Po pewnym czasie szejk zsiadł z konia w odległym kącie padoku. Zdjął kask i
zmierzwił gęste czarne włosy. Zarumieniła się, gdy spojrzał w jej stronę. Przyj-
rzawszy się długonogim blondynkom, które się przy nim kręciły, uznała, że jej
przeprosiny muszą trochę zaczekać.
- Słucham, panno Michaels?
Wzdrygnęła się na widok postawnego ochroniarza.
- Przepraszam, nie mam przepustki. Pracuję dla Jego Wysokości.
Ochroniarz oznajmił, że Jego Wysokość polecił zaprowadzić ją do pawilonu,
by zechciała tam na niego poczekać.
Przyszło jej na myśl, że ocieniony pawilon był odpowiednim miejscem na
otrzymanie zwolnienia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl