[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nic? - Gertie uniosła brwi ze zdziwienia. - Wszystko
ciągle się zmienia, dziewczyno. Aż do samej śmierci. - Wes
tchnęła i z tym westchnieniem ulotniła się jej chwilowa złość
na Gaylę. - Masz czas na filiżankę kawy?
Gayla spojrzała na zegarek. Wiedziała, że powinna zaraz
wracać do Parker House, bo Brett w każdej chwili mógł się
obudzić i zażyczyć sobie śniadania. Nie chciała jednak robić
Gertie jeszcze jednej przykrości. Brett najwyżej poczeka.
- Jeśli ty masz czas, to ja także - zmusiła się do uśmiechu.
Uradowana Gertie wyszła z kuchni i podreptała na salę.
GoÅ›cie wpadajÄ…cy do kawiarni na Å›niadanie już siÄ™ porozcho¬
dzili. Zostało jeszcze tylko kilku wielbicieli porannej kawy.
Gayla napełniła kawą dwie filiżanki i zaniosła je do stolika
pod oknem, a Gertie w tym czasie wypisywała rachunek jed
nemu z klientów. Zadzwonił dzwonek oznajmiający, że drzwi
kawiarni się otworzyły. Gayla odruchowo spojrzała w tę stro-
czytelniczka
scandalous
TESTAMENT NEDA PARKERA
59
nę. Zamarła, widząc wchodzącego do kawiarni Bretta. Z bi
jącym sercem patrzyła, jak zdejmuje kurtkę i wiesza ją na
wieszaku. Kiedy się odwrócił i zauważył Gaylę, także zamarł.
- Przyjechałem tu na śniadanie - mruknął po chwili.
Gertie stała za kasą i uważnie ich obserwowała. Od razu
domyśliła się, że tych dwoje łączy ze sobą coś więcej, niż
mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać.
Podeszła do nich, wyjęła z rąk Gayli filiżanki z kawą i do
słownie zagoniła młodą parę do stolika.
- Dobrze trafiłeś, kochaneczku - zapewniła Bretta Gertie.
- Dostaniesz pyszne śniadanko. - Kiedy usiedli, Gertie posta
wiła przed nimi filiżanki z kawą i wyciągnęła rękę do Bretta.
- Jestem Gertie - powiedziała uśmiechając się do niego. -
Witaj w Braesburgu.
Sześć miesięcy. Wobec wieczności to naprawdę nie
długo, ale patrząc z perspektywy Gayli, wydawać się mogło,
że to prawie cała wieczność. Przez pół roku miała miesz
kać pod jednym dachem z obcym człowiekiem, który był jej
mężem. Gayla energicznie przesunęła ściereczką po etażerce,
jak gdyby razem z kurzem można było zetrzeć jawną sprze
czność tego zdania. Nie udało się, co zresztą było do prze
widzenia.
Po całym tygodniu, mieszkając pod wspólnym dachem, nie
znała Bretta ani na jotę lepiej aniżeli po tamtej pierwszej nocy,
którą ze sobą spędzili. O tych sześciu miesiącach, które Ned
Parker wyznaczył w swoim testamencie, myślała bardziej jak
o wyroku skazującym ją na więzienie niż o małżeństwie. Nie
miała pojęcia, w jaki sposób zdoła zmienić postanowienie
Bretta, dotyczące Parker House. I to zaledwie w pół roku.
czytelniczka
scandalous
60 TESTAMENT NEDA PARKERA
W holu rozległ się stek przekleństw. To Brett tak wrzesz
czał. I walił pięścią w masywne biurko Neda.
Jest taki sam jak jego dziadek, pomyślała Gayla. Uparty,
nieopanowany i pyskaty. Ale by się wściekł, gdybym mu to
powiedziała.
Od tygodnia, a więc od dnia, w którym Brett zajął gabinet
dziadka, poziom hałasu w domu uległ gwałtownej zmianie.
Telefon i dzwonek u drzwi dzwoniły na przemian.
Na razie udawało się Gayli unikać bezpośrednich konta
któw z Brettem. Posiłki jadł w milczeniu, czytając przy tym
gazetÄ™ albo dotyczÄ…ce korporacji wydruki komputerowe.
Przez resztę dnia siedział zamknięty w gabinecie Neda i Bóg
jeden wie, co tam robił.
No właśnie, pomyślała Gayla. Jak on może pokochać Par
ker House, skoro całymi dniami pracuje dla tej swojej korpo
racji?
I wtedy nagle wpadła na genialny pomysł. Aż sama się do
siebie uśmiechnęła. Przecież Brett był biznesmenem. A są
dząc z ilości czasu, jaką poświęcał na pracę, można by wnosić,
że ją lubił. Tak więc Gayla postanowiła zagrać na jego wy
czuciu dobrego interesu. Należało mu tylko udowodnić, że
Parker House to dochodowy hotel. %7ładen człowiek przy zdro
wych zmysłach nie zniszczy przedsięwzięcia, które i na siebie,
i na niego zarabia.
W gabinecie coś huknęło. Gayla szybko tam pobiegła. Była
prawie pewna, że znajdzie Bretta leżącego w omdleniu na
podłodze, ale on siedział przy biurku. Głowę podpierał na
rękach i miał taką minę, jakby mu ktoś pół wsi spalił. Na
podłodze leżał roztrzaskany na kawałki telefon. Dragi w cią
gu siedmiu dni.
czytelniczka
scandalous
TESTAMENT NEDA PARKERA 61
- Musisz zacząć nad sobą panować - powiedziała, zbie
rając z podłogi kawałki plastiku. Miała już dość tych jego
ciągłych wybuchów złości. - Zbankrutuję, jeśli co tydzień
będę musiała kupować dwa nowe telefony.
- Zapłacę ci za ten cholerny telefon - warknął Brett.
- Doskonale. - Rzuciła pogruchotany aparat na biurko.
- Mam na dzieję, że nie wściekałeś się na jakość usług tele
fonicznych w Braesburgu, tylko na tego kogoÅ›, z kim przed
chwilą rozmawiałeś.
Brett spojrzał na nią kątem oka. Przyczyną jego wybu
chu była nie tylko rozmowa z księgowym korporacji, którą
dopiero co tak gwałtownie zakończył. Ta złość narastała
w nim od dnia ślubu, a ściślej mówiąc od chwili, w której
Gayla odmówiła wypicia lampki szampana i schroniła się
w swoim pokoju. Chłód i rezerwa Gayli obróciły wniwecz
wszystkie marzenia Bretta. To ona wykreśliła linię, poza którą
ich małżeńskie stosunki nie miały prawa wykraczać. Do sza
leństwa doprowadzała go myśl o tym, że ona śpi w tym sa
mym domu, w pokoju znajdującym się dokładnie pod jego
pokojem...
- Czy ty zawsze tak wrzeszczysz na swoich pracowni
ków? - zapytała Gayla, zbierając z podłogi pogniecione kar
tki papieru.
- Tylko wtedy, kiedy nie chcą słuchać racjonalnej argu
mentacji.
- A więc to była racjonalna argumentacja - zakpiła.
- Mam nadzieję, że tak - powiedział Brett. Ucieszył się,
że po tygodniu milczenia wreszcie się do niego odezwała.
- Więcej much złapiesz na cukier niż na cytrynę.
- A kto ci powiedział, że chcę łapać muchy?
czytelniczka
scandalous
62 TESTAMENT NEDA PARKERA
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
- Chyba tak. - Brett popatrzył na nią znacząco. - A swoją
drogą ciekaw jestem, jak ty byś zmusiła radę dyrektorów, żeby
przyjęli twój punkt widzenia.
- Przedstawiłabym im fakty - odrzekła bez wahania.
- A jeśli ktoś nie przyjmuje takich faktów do wiadomości?
- Brett oparł dłonie o biurko i pochylił się do przodu, żeby
być jak najbliżej Gayli. - Co byś zrobiła w takiej sytuacji?
- Zwolniłabym ich. Każdy, kto nie przyjmuje do wiado
mości faktów, nie tylko nie przysparza firmie dochodów, ale
jeszcze powoduje straty.
- Nie jest to takie Å‚atwe - westchnÄ…Å‚ Brett, a potem wy
buchnął śmiechem.
- Przecież jesteś prezesem - przypomniała mu Gayla, po
irytowana tym jego śmiechem. Nie palnęła przecież żadnego
głupstwa, tylko dobrze mu poradziła. - Powinieneś dobierać
sobie takich pracowników, którzy mają podobne poglądy
i chcą osiągnąć ten sam ceł, do jakiego i ty zmierzasz.
- Rzeczywiście, takich ludzi powinienem sobie dobierać
- powiedział ponuro Brett. - Tylko że ja żadnego z tych ludzi
sobie nie dobierałem. Wszystkich ich odziedziczyłem.
- No to ich teraz wydziedzicz.
- Nie mam takiej możliwości. Mój ojciec się o to postarał.
- W jaki sposób? - zapytała Gayla, siadając naprzeciwko
biurka. Nic nie wiedziała o rodzinie Bretta i nie mogła się
oprzeć pokusie poszerzenia swej wiedzy choćby o jeden fakt.
- Ojciec mianował mnie prezesem Sinclair Corporation,
ale wszystkie decyzje pozostawił w rękach rady dyrektorów.
Bez ich zgody mogę co najwyżej zmienić rodzaj papieru
toaletowego w ubikacji dla pracowników.
czytelniczka
scandalous
TESTAMENT NEDA PARKERA 63
- Ale dlaczego? - Gayla nie próbowała ukryć zdumienia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]