[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uczynki i morderca stwierdzał, że już są gotowi do
wybawienia? Więc może to fanatyk religijny? Ale system
wyłapałby takiego bez problemu. Jego finezja polega na tym, że
zbiera nieograniczone ilości danych dotyczących
poszczególnych jednostek i syntetyzuje je. Czyli jest
praktycznie niemożliwe, że fakty, takie jak seria zbrodni, nie
mają ze sobą nic wspólnego. Gdyby dokonywał ich jeden
człowiek, musiałby być w określonym miejscu i czasie we
wszystkich tych miejscach. System by tego nie przepuścił.
Gdyby była to jakaś organizacja, ludzie musieliby ze sobą się
spotykać, dzwonić lub mejlować. A wtedy system łatwo
połączyłby ten fakt z obecnością każdej z tych osób w danym
miejscu. Aańcuch istotności, z jaką system potrafił
interpretować fakty, miał podobno aż siedem metapoziomów.
51
Potrafił więc często łączyć to, co jest niepołączalne w logiczne
sieć zależności. Wystarczyłoby, że ludzie, których dziadkowie
pochodzili z jednej miejscowości, jechali razem tramwajem,
aby o tym fakcie został poinformowany lokalny posterunek
policji. Gdy jeszcze jeden z nich był kiedyś aresztowany za
posiadanie broni, a inny pracował w banku, system bardzo
szybko mógł skojarzyć ten fakt z napadem na bank dokonanym
10 lat wcześniej w jakimś mieście, z którego pochodziła żona
trzeciego z uczestników tej podróży.
Oczywiście tego rodzaju kwestie były często
ignorowane i tylko niewielka z nich ilość była traktowana jako
realne zagrożenie. Raporty generowane przez system miały
w każdym razie jedną właściwość nie do przecenienia:
wskazywały ludziom je otrzymującym potęgę systemu. Wiedza
ta docierała także - co było nieuniknione - do zwykłych
zjadaczy chleba. Człowiek taki, zanim popełnił jakieś
wykroczenie lub przestępstwo, doskonale wiedział, że
z dziecinną łatwością zostanie namierzony i schwytany nim
jeszcze wróci do domu po swym występku. Dzięki temu
znacznie spadała liczba przestępstw. Policja zajmowała się
właściwie tylko wypisaniem mandatów lub spisywaniem
protokołów ze stłuczek. Od czasu do czasu miały miejsce rzecz
jasna zabójstwa lub kradzieże, ale dochodziło do nich na ogół
w afekcie. Naturalnie zdarzali się i tacy, którzy potrafili obejść
wszelkie zawiłości systemu. Szczególnym rodzajem tego
procederu było sprytne omijanie bramek monitorujących lub
takie zaślepienie nadajnika, iż trudno było namierzyć
dokonującą przestępstwa jednostkę. Na tym polu toczył się
swojego rodzaju wyścig zbrojeń między programistami systemu
a samymi przestępcami. Zawsze na jakąś kolejną doskonalszą
włócznię ktoś inny był w stanie opracować bardziej skuteczną
tarczę i tak dalej. Zjawiska te stanowiły jednak margines.
Prawdziwą rzadkością były seryjne morderstwa lub gwałty,
a doprawdy wyjątkowym fenomenem była ta sprawa. Innymi
słowy, system przejął role kontrolera wszystkiego i wszystkich.
Wpłynął na społeczny ład i porządek. Był tym, czym jeszcze na
początku dwudziestego wieku była religia, tworząc w każdym
52
z wiernych indywidualny system nakazów i zakazów,
wewnętrznym tłumikiem przed drzemiącymi w człowieku
pokładami zła. Religia, pomimo założenia, że człowiek ma
wolną wolę, wskazywała optymalne sposoby zachowań. System
postąpił podobnie poprzez rozwiniętą strukturę zakazów
i nakazów. Nie uznawał on dzięki temu żadnych hipokryzji.
Wystarczyło tylko, aby zwykły zjadacz chleba przeszedł na
czerwonym świetle przez ulicę, dzięki czemu następnego dnia
otrzymał mandat wraz z pouczeniem na swoją pocztową
skrzynkę. Liczba tych, którzy chcieli dokonać tego czynu, była
w naturalny sposób bliska zeru. Było to znacznie
skuteczniejsze, niż ciągłe przekonywanie ludzi, że tak nie
należy robić. Na szczęście dla Jana ów system zakazów
i nakazów dotyczył wyłącznie stada, a nie jego pasterzy.
W końcu drogowskaz nie może iść drogą, którą wskazuje.
Spadek liczby gwałtów był wynikiem jeszcze innego
niezwykle interesującego zjawiska. Zmiany kulturowe ostatnich
dekad spowodowały, że większość ludzi traktowała zachowania
seksualne jako czynności fizjologiczne, wymagające
zaspokojenia. Wiele jednostek chorobowych, do pewnego
momentu traktowanych jako patologiczne i poddawanych
leczeniu, zostało uznanych za całkowicie normalne przejawy
perwersji. Było to dzieło postępowych polityków, którzy to
kolejno walczyli o prawa kolejnych kategorii seksualnych
odmieńców, słusznie licząc na ich głosy. Na przykład przez
wiele lat środowiska homolubne twierdziły, że znaczna część
spośród homolubnych osób to tacy, którzy nie tylko przed
światem, ale także przed sobą samymi ukrywają swoje
skłonności. Twierdzono także, że bez przełamania tej
wewnętrznej bariery nigdy nie będzie możliwe prawdziwe
równouprawnienie. Doszło wreszcie do tego, że zastępy
homolubnych aktywistów wywalczyły prawo do testu dla
niezdecydowanych . Polegał on na tym, że w specjalnie
zorganizowanych ośrodkach, zwanych Ośrodkami
Samoświadomości, każdy mógł odbyć bliskie spotkanie
z aktywistą lub aktywistką, aby przekonać się, jakie ma
naprawdę preferencje. Zapewniano całkowite bezpieczeństwo
53
i pełną anonimowość. Po kilku latach, wraz ze wzrostem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]