[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siodło, uprząż i ciepłe derki. Emmy promieniała.
- Tato, patrz, Ben go lubi! Zobacz, już się zaprzyjaznili!
Wyglądali groteskowo: ogromny wrony koń i malutki kosmaty ku-
cyk, ale ku zdumieniu ludzi spokojnie skubali trawÄ™ pysk przy pysku.
WyglÄ…dali, jakby znali siÄ™ od lat.
Andrew oczami duszy zobaczył, jak Alice ną czarnym koniu, trzyma-
jąc wodze jedną ręką, drugą prowadzi kudłatą miniaturkę. Poczuł ucisk
w żołądku. Czy może zaufać Alice, że upilnuje Emmy?
Nie miał wyboru. Przecież nie po to kupował dziecku kucyka, żeby
zabronić mu na nim jezdzić.
Trudno o większy dowód zaufania.
Najcięższa próba czekała ich wieczorem, gdy Emmy, wyczerpana
najbardziej emocjonującym dniem w swoim życiu, błyskawicznie za-
snęła.
Alice pomagała Andrew w kuchni posprzątać po wspólnej kolacji.
Trzymała w ręce ściereczkę do naczyń, kiedy złapał za jej drugi koniec.
- Ja pozmywam - powiedział. - Ty gotowałaś.
- To chwila. - Uśmiechnęła się, ciągnąc swój róg. Szarpnął mocniej.
Jeszcze mocniej. Tak mocno, że
R
L
T
musiała podejść bliżej. Tak blisko, że stanęli niemal oko w oko. Jej
uśmiech zgasł. Andrew wiódł wzrokiem po aureoli jej kasztanowych
włosów, delikatnej cerze, rozkosznych piegach, piwnych oczach,
zgrabnym nosku i na koniec po jej wargach. Takich lekko rozchylo-
nych, wyczekujÄ…cych.
Całkiem zapomniał, że chciał pocałować ją w czubek nosa. Pochylił
głowę, by dosięgnąć jej warg.
Delikatne, słodkie... Ale nagłe pożądanie kazało mu się od niej odsu-
nąć. Takie samo zdumienie rozbłysło w jej oczach, ale ona się nie
cofnęła.
Czuł na twarzy jej oddech i widział pulsowanie żyły na szyi. Gdy ob-
lizała wargi, nie potrafił oprzeć się temu, co go pchało do niej z nie-
ubłaganą siłą.
Tym razem był przygotowany na dreszcz, który zelektryzował każdą
komórkę jego ciała. Wsunął dłoń w jej włosy, po czym powiódł dłonią
po jej piersi. Westchnęła.
Z trudem chwytając oddech, cofnął rękę, czując, że lada chwila straci
panowanie nad sobą. Wrócili do punktu wyjścia. Stali, patrząc sobie w
oczy. Ale tyle się zmieniło...
- Nie chcę przestać - wyznał.
- Ja też nie chcę - szepnęła.
- Hm... nie mam prezerwatywy.
- Ja też. - Oblizała wargi, a on jęknął cicho. - Ale... hm... biorę piguł-
kÄ™.
- Aha... - Dlaczego? Ma... miała kogoś? Tak, to zazdrość. Dzika za-
zdrość.
Czytając w jego myślach, pokręciła głową.
R
L
T
- Nie, nie dlatego. Już dawno nikogo nie miałam.
- Ja też nie. Ponad pięć lat. - Mniej więcej od poczęcia Emmy. %7łenu-
jące. - Chyba pobiłem rekord...
- No nie wiem. - Na moment opuściła powieki. Też się wstydzi ze-
rowego życia erotycznego?
OdchrzÄ…knÄ…Å‚.
- Nie jestem nosicielem żadnej choroby...
- Ja też nie. - Otworzyła oczy. I wówczas pojął, że Alice wie, co on
proponuje. Ale... mówił, że jej ufa, ale jednak nie zaufał, gdy było to
takie ważne. Nie bronił jej przed podejrzeniami o kradzież leków, przez
co wszystko straciła. Pracę, dom, zapewne większość przyjaciół.
Posuwanie siÄ™ tak daleko w kwestii zaufania to jak... wyznanie skru-
chy. Zadośćuczynienie.
Chyba wyczuła, co dzieje się w jego głowie, bo zdziwienie w jej
oczach wywołane jego sugestią zgasło.
- Po tym, jak pacjent na oddziale zakrwawił całą salę, wszyscy obo-
wiązkowo przeszliśmy próby na obecność HIV.
- Byłem czysty.
- Ja też.
Jasna sprawa. Pożądanie po obu stronach równie silne, badania le-
karskie w porzÄ…dku, antykoncepcja zapewniona. O ile Alice powiedzia-
Å‚a prawdÄ™.
To kwestia zaufania. Ogromnego zaufania, ale Andrew już o tym nie
myślał. Teraz ma obowiązek doprowadzić sprawę do końca.
- Alice, ja ci ufam - oznajmił. - A ty mnie?
- Też.
R
L
T
Delikatnie powiódł palcem po jej brwiach, wokół oczu, po policzku,
aż dotarł do warg.
- Alice, pożądam cię.
Nie musiała nic mówić, bo mówiły za nią oczy. Teraz ona dotknęła
jego twarzy z cichym westchnieniem pożądania. Opuścił dłoń, splótł
palce z jej palcami, żeby poprowadzić ją do swojego pokoju.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
- Ty i Andy Barrett?
- Uhm.
Jo z podziwem, ale i z lekką zawiścią spojrzała na Alice.
- Ty to masz szczęście.
- Uhm.
- Od kiedy? - Jo ustawiała na stole tacki z sushi, które przyniosła na
wspólny lunch.
- Och... od kilku tygodni.
- I nic mi nie powiedziałaś?!
- No nie... - Alice mieszała chrzan wasabi z sosem sojowym. - Bo
to...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]