[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdy woda chlusnęła na Å›cianÄ™, caÅ‚Ä… izbÄ™ wypeÅ‚niÅ‚ biaÅ‚y dym i Åshild omal nie straciÅ‚a
tchu. W panice polała zasłonki resztką wody, lecz wiedziała już, że nie ma żadnej nadziei.
Rzuciła więc wiadro z hukiem i podbiegła do łóżeczka.
- Musimy stąd uciec, zanim się podusimy. Bergljot już podnosiła Hannah-Kari z kołyski.
Dym był coraz gęstszy, widziały niewiele, coraz trudniej się im oddychało.
- Postaraj się wziąć jakiś koc z dużego łóżka, musimy osłonić dzieci przed deszczem. -
Åshild zachowaÅ‚a w tym wszystkim trzezwość umysÅ‚u i myÅ›laÅ‚a przede wszystkim o dzieciach.
- Gdzie się schronimy? - zapytała Bergljot. - W stodole?
-Tak!
Stodoła stała bliżej domu niż spiżarnia, więc szybciej mogły tam dotrzeć.
Gdy Bergljot otworzyÅ‚a drzwi, fala deszczu zalaÅ‚a caÅ‚y przedsionek. Åshild chwyciÅ‚a
kurtkę z wieszaka i osłoniła nią Knuta. Na podwórzu z ulgą zaczerpnęła świeżego powietrza w
płuca, a gdy się obejrzała, nad drzwiami domu zobaczyła kłęby dymu. Miała nadzieję, że dom
całkiem nie spłonie. Przecież deszcz powinien w końcu ugasić pożar. Jednak gdy zamykała za
sobą drzwi od stodoły, znów powrócił lęk.
Z wnÄ™trza stodoÅ‚y obie kobiety widziaÅ‚y pomaraÅ„czowe jÄ™zyki ognia. Åshild
uświadomiła sobie, że nic z domu nie zabrała. Na czym najbardziej zależało jej matce? Co
wyniosÅ‚aby z pożaru, gdyby miaÅ‚a na to dość czasu? Åshild pomyÅ›laÅ‚a o dziedzicznych srebrach,
które stały w kredensie.
- Masz, potrzymaj Knuta. Możesz położyć dzieci w tamtych saniach.
I nim Bergljot zdążyÅ‚a coÅ› powiedzieć, Åshild pÄ™dziÅ‚a już przez podwórze. UniosÅ‚a
spódnicę, żeby biec szybciej. %7łeby zdążyć, nim ogień się rozpanoszy na dobre. Bez
zastanowienia otworzyła drzwi i choć napotkała ścianę dymu, nie zatrzymała się. Jakiś
wewnętrzny głos kazał jej wrócić do tego płonącego domu. Wzięła głęboki oddech i weszła do
przedsionka. Krzyk Bergljot zniknÄ…Å‚ poÅ›ród grzmotów i szumu deszczu. Åshild sÅ‚yszaÅ‚a już tylko
krew, która pulsowała jej w skroniach.
Rozdział 4
Bergljot przemknęło przez myÅ›l, że Åshild chyba caÅ‚kiem oszalaÅ‚a, skoro wbiegÅ‚a do
płonącego domu. Nie ma przecież rzeczy, która byłaby warta takiego ryzyka.
- Åshild! - krzyczaÅ‚a za niÄ…, ale na próżno. WidziaÅ‚a tylko ociekajÄ…cÄ… wodÄ… postać, która
zanurza się w morzu dymu. W następnej chwili uderzył kolejny piorun.
Bergljot cofnęła się w głąb stodoły i ułożyła dzieci w saniach. Twarz miała mokrą od
deszczu, oddech przyspieszony. Co robić? Błyskawicznie wymościła malcom posłanie skórami i
kocami, tak by były bezpieczne. Bliznięta płakały bez przerwy, ale burza je zagłuszała. Bergljot
stanęła w drzwiach stodoły i patrzyła na płonący dom. Ta ulewa powinna wkrótce ugasić pożar,
pomyślała. Złożyła ręce i zaczęła się modlić:
- Dobry Boże, dzieci potrzebują matki. Musisz jej strzec.
Nagle pękła szyba w jednym z okien. Serce podskoczyło Bergljot do gardła. Przez okno
do środka wkradł się kolejny język ognia. Dzieci za jej plecami zanosiły się od płaczu, ale ona
stała jak słup soli, nie wiedząc, co robić.
- Nie mogę przecież pójść tam za nią. Nie mogę - powtarzała Bergljot, przyciskając
dłonie do piersi.
WpatrywaÅ‚a siÄ™ w drzwi domu w nadziei, że Åshild zaraz w nich stanie.
- Muszę coś zrobić!
W jednej chwili, nie zwracając uwagi na ulewny deszcz, wybiegła na podwórze. Myślała
tylko o tym, by uratować Åshild. Mokra spódnica utrudniaÅ‚a jej bieg. Na samym Å›rodku
podwórza poÅ›lizgnęła siÄ™ i upadÅ‚a. WoÅ‚ajÄ…c Åshild, czoÅ‚gaÅ‚a siÄ™ ku domowi. Nigdy w życiu nie
czuła się taka bezsilna. Wreszcie udało jej się podnieść. Podbiegła do drzwi. Ogień objął już
wszystkie ściany, ale miała nadzieję, że dzięki wybitej szybie deszcz ugasi płomienie, które
pełzały wokół okna. Bergljot chwyciła framugę drżącymi dłońmi i ostrożnie przestąpiła próg.
Uderzył ją zapach spalenizny, a dym całkiem przesłonił jej widok.
- Åshild! Wracaj!
Bergljot wiedziała, że nie może pójść dalej. Gdy próbowała wziąć oddech, dławił ją dym,
a jej krzyk zamieniał się w dziwny pisk. Już chciała się poddać. Rozsądek podpowiadał, by się
wycofała, zanim dach się zawali. Ale myśl o młodej matce, która była tam w środku, nie dawała
jej spokoju. Nagły powiew wiatru rozrzedził trochę dym i na podłodze w przedsionku Bergljot
spostrzegła coś czerwonego. Tuż pod drzwiami do izby. Czy to może być...
W tej samej chwili wiatr zatrzasnął drzwi wejściowe i przedsionek pogrążył się w mroku.
Bergljot wstrzymała oddech. Nie mogę już wdychać dymu, bo się uduszę. Popchnęła drzwi
plecami i rzuciła się na schody. Długo tak leżała, chwytając oddech, nie zważając na zimne ka- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl