[ Pobierz całość w formacie PDF ]
co? I nie nazywaj mnie G.
- Posłuchaj - miałam nadzieję, \e mój ton jest uspokajający - bardzo mo\liwe, \e
Michael nic mi nie powie. Ale to świr, prawda? Maniak komputerowy. A co robią maniacy
komputerowi, kiedy coś planują?
Gina nadal wyglądała na rozgniewaną.
- Nie wiem. I nic mnie to nie obchodzi. Mówię ci...
- Wszystko zapisują - ciągnęłam spokojnie. - W komputerze. Jasne? Prowadzą
dziennik albo przechwalają się przed ludzmi na czacie, albo wprowadzają do sieci plany
budynków, które chcą wysadzić w powietrze czy coś. Więc nawet jeśli niczego z niego nie
wyciągnę, to mo\e uda mi się zostać na jakiś czas sam na sam z jego komputerem. Zało\ę się,
\e...
- G! - Zpiący podszedł do nas spacerowym krokiem. - Tutaj jesteś. Idziesz na lunch?
Gina zacisnęła usta ze złości na mnie, ale Zpiący tego nie zauwa\ył. Tak samo jak
Przyćmiony, który pojawił się w chwilę pózniej.
- Cześć - wysapał. - Co tak stoicie? Chodzmy coś zjeść. Na mój widok dodał drwiąco:
- Suze, gdzie twój cień?
- Michael nie przyłączy się do nas podczas lunchu - odparłam wyniośle - poniewa\ coś
go zatrzymało.
- Tak - mruknął Przyćmiony i zrobił wulgarną uwagę sugerującą, \e Michael nie mógł
przyjść, poniewa\ nie potrafił umieścić pewnych części swego ciała z powrotem w spodniach.
Była to aluzja do jego braku koordynacji, a nie do tego, \e mo\e być bujniej obdarzony przez
naturę ni\ przeciętny szesnastolatek.
Postanowiłam zignorować tę uwagę, podobnie jak Gina, chocia\ podejrzewam, \e ona
jej po prostu nie usłyszała.
- Mam nadzieję, \e wiesz, co robisz - powiedziała tylko. Było jasne, \e nie zwraca się
do \adnego z moich braci, co wprawiło ich w niesamowite zdumienie. Po co jakaś dziew-
czyna miałaby zawracać sobie głowę rozmową ze mną, skoro mo\e rozmawiać z nimi?
- G, za kogo ty mnie bierzesz? Za amatorkę?
- Nie. Za wariatkę.
Roześmiałam się. Naprawdę myślałam, \e jest śmieszna. Du\o pózniej uświadomiłam
sobie, \e nie było w tym niczego zabawnego.
Poniewa\, jak się okazało, Gina miała w stu procentach rację.
15
Z mordercami ju\ tak jest. Jeśli znacie jakiegoś, jestem pewna, \e się ze mną
zgodzicie.
Nie mogą się powstrzymać, \eby nie pochwalić się tym, co zrobili.
Powa\nie. Są pró\ni. I to jest ich słaby punkt.
Spójrzmy na to od ich strony: oto udało im się uniknąć kary za straszliwą zbrodnię.
Nie ma o co się do nich przyczepić.
A oni nie mogą nikomu o tym powiedzieć.
To ich dręczy niemal za ka\dym razem. Niemo\ność powiedzenia o tym innym
ludziom, pochwalenia się swoim sprytem i przemyślnością. To ich prawie zabija.
Nie zrozumcie mnie zle. Oni nie chcą, \eby ich złapano. Chcą tylko, \eby ktoś ich
docenił. Tak, to była okropna - czasami nawet niewyobra\alna - zbrodnia. Ale popatrzcie, nikt
ich nie złapał. Wykiwali policję. Wykiwali wszystkich. Muszą komuś o tym powiedzieć. Bo
inaczej, co by z tego mieli?
To takie moje osobiste spostrze\enie, oczywiście. W pracy spotkałam paru zabójców i
to jest coś, co wydaje się ich łączyć. Nie złapano tylko tych, którzy trzymali buzię na kłódkę.
Pozostali? Powędrowali do pudła.
Tak więc uznałam, \e Michael - który sądził, \e się w nim zakochałam - mo\e mieć
ochotę pochwalić się przede mną swoim czynem. Ju\ trochę puścił farbę, mówiąc, \e Josh i
jemu podobni tylko zajmowali miejsce . Wydawało się prawdopodobne, \e przy odrobinie
zachęty da się z niego wyciągnąć zeznania, które oka\ą się interesujące dla policji.
Co mówicie? Winna? Czy nie będę czuła się winna, donosząc na chłopaka, który,
ostatecznie, próbował jedynie pomścić krzywdę siostry?
Tak. Racja. Posłuchajcie, o winie nie ma mowy. Znam dwa rodzaje ludzi: złych i
dobrych. Moim zdaniem w tej akurat sprawie nie dałoby się znalezć \adnego dobrego
człowieka. Wszyscy dopuścili się czegoś nagannego, od Lili Meducci, która wprosiła się na
imprezę, co się zle dla niej skończyło, po Anioły z RLS, które pozwoliły spić się
czternastoletniej dziewczynie. Mo\e nie wszyscy popełnili równie odra\ające zbrodnie - w
porównaniu z poczwórnym mordem w wykonaniu Michaela - ale, szczerze mówiąc, w moim
przekonaniu... wszyscy śmierdzieli.
Tak więc, odpowiadając na wasze pytanie, nie, nie czułam się winna, zamierzając
wprowadzić w \ycie swój plan. Z mojego punktu widzenia im szybciej Michael dostałby to,
na co zasłu\ył, tym prędzej mogłabym wrócić do tego, co naprawdę wa\ne w \yciu:
wylegiwania się na pla\y z najlepszą przyjaciółką u boku i za\ywania kąpieli słonecznej.
W toalecie, zaraz po lekcjach, kiedy przed lustrem nad umywalkami rysowałam
konturówką kreski pod oczami - odkryłam, \e potencjalnych morderców łatwiej skłonić do
zeznań, kiedy wyglądam mo\liwie najlepiej - otrzymałam pierwszy znak, \e popołudnie nie
upłynie dokładnie tak, jak zaplanowałam.
Drzwi się otworzyły i do środka wkroczyła Kelly Prescott w towarzystwie
nieodłącznej Debbie Mancuso. Najwyrazniej nie przybyły, \eby zrobić siusiu czy te\
poprawić fryzurę, poniewa\ stanęły i zaczęły przyglądać mi się z wrogim wyrazem twarzy.
Patrząc na ich odbicie w lustrze, powiedziałam:
- Jeśli chodzi wam o pieniądze na wycieczkę klasową do krainy winorośli, to mo\ecie
o tym zapomnieć. Rozmawiałam ju\ o tym z panem Waldenem i on twierdzi, \e to
największy absurd, o jakim słyszał. Nie NapaValley. Tam trzeba być pełnoletnim.
Kelly uniosła dumnie brodę.
- Nie o to chodzi - oświadczyła tonem pełnym obrzydzenia.
- Tak - dodała Debbie. - Chodzi o twoją przyjaciółkę.
- Moją przyjaciółkę? - Wyjęłam z plecaka szczotkę i czesałam się, udając obojętność.
Naprawdę się nie przejmowałam. Niespecjalnie. Byłam w stanie poradzić sobie ze wszystkim,
co wysma\ą Kelly Prescott i Debbie Mancuso. Tylko \e nie miałam na to ochoty - po tym, co
zdarzyło się ostatnio. - Masz na myśli Michaela Meducciego?
Kelly przewróciła oczami.
- Te\ coś. Dlaczego ty się z tym pokazujesz, nie jestem w stanie pojąć. Mówię o tej
twojej Ginie.
- Owszem - powiedziała Debbie, zwę\ając oczy do gniewnych szparek.
Gina? Och, Gina. Gina, która ukradła Kelly i Debbie adoratorów. Nagle wszystko
stało się jasne.
- Kiedy ona wraca do Nowego Jorku? - zapytała Kelly.
- Tak - teraz Debbie. - I gdzie ona śpi? W twoim pokoju, tak?
Kelly szturchnęła ją łokciem, a Debbie dodała:
- Dobra, nie udawaj, \e cię to nie interesuje, Kel. Kelly rzuciła przyjaciółce nerwowe
spojrzenie i zapytała:
- Nie było tam, \adnego... eee, skakania po łó\ku, co? Skakania po łó\ku?
- Nic mi o tym nie wiadomo - odparłam. Zastanawiałam się, czy nie odpowiedzieć
ostro, ale rzecz polegała na tym, \e doskonale je rozumiałam. Wiem, \e gdyby nagle jakaś
urodziwa femme fatale przybyła z innego świata i zabrała mi Jesse'a, byłabym mocno nie w
sosie. Co nie znaczy, \e Jesse w jakikolwiek sposób do mnie nale\y.
- śadnego skakania po łó\ku - zapewniłam. - Kopali się mo\e pod stołem, ale \adnego
skakania po łó\ku.
Debbie i Kelly wymieniły spojrzenia. Widziałam, \e im ul\yło.
- To kiedy ona wyje\d\a? - znów zapytała Kelly.
Kiedy powiedziałam: w niedzielę , odetchnęły, a Debbie mruknęła:
- Dobrze.
Teraz, kiedy się dowiedziała, \e nie będzie musiała ju\ jej długo znosić, Kelly
zapragnęła oddać Ginie sprawiedliwość:
- To nie tak, \e jej nie lubimy...
- Tak - zgodziła się Debbie. - Tylko \e ona jest... no, wiesz.
- Wiem - powiedziałam, mam nadzieję, pocieszającym tonem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]