[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Niezupełnie ważniak - zaprzeczyła Keira.
- To on. I ty go lubisz.
- Daj spokój, Kelly - zaprotestowała Keira, ale było za pózno, bo
siostra już złapała wiatr w żagle.
- Nie wierzę w to. Nathan Barrister w Hunter's Landing? To zbyt
śmieszne.
- Dlaczego śmieszne? - Keira zesztywniała, słysząc rozbawienie
w głosie siostry, i poczuła, że z jakiegoś powodu powinna bronić tego
człowieka.
- No cóż, jest okropnie sztywny. I nie ma poczucia humoru.
Wystarczy spojrzeć mu w oczy, a czujesz się jak zamrożona.
Widziałam twarz mojego szefa po spotkaniu z Barristerem. Pamiętasz,
jak ci mówiłam, że mój szef to monstrum z koszmarów sennych?
- Mhm.
- Kiedy Barrister opuścił biuro, mój szef był blady i
roztrzęsiony.
-Och.
- Poważnie. - Głos Kelly przycichł. Z trudnością ją słyszała
poprzez dochodzące tu dzwięki głośnej muzyki, salwy śmiechu i gwar
45
RS
rozmów. - Jeśli myślisz o zakochaniu się w tym facecie, to nie rób
tego.
- Och, proszę. - Keira westchnęła i odrzuciła z twarzy włosy. -
On jest tutaj dlatego, że wypełnia ostatnią wolę swojego przyjaciela.
Mówiłam ci o tym. Jeśli zostanie tu przez miesiąc, a potem reszta jego
przyjaciół, to miasto otrzyma pieniądze, których potrzebuje. I to
wszystko. Powiedziałam, że jest atrakcyjny, ale nie powiedziałam, że
chcę go poderwać.
- Nie powiedziałaś, że jest atrakcyjny! - zapiszczała Kelly tak
wysoko, że Keira musiała odsunąć słuchawkę od ucha.
- Nie powiedziałam?
- Nie. Nie zaczynaj się interesować tym facetem. Pamiętasz, co
się zdarzyło z...
- Nie mów już dalej, okej? - przerwała szybko Keira, nie mając
ochoty na spacer ścieżkami wspomnień. - I pamiętaj, proszę, która z
nas jest starszą siostrą.
- Wiem - odparła Kelly. - Ale to dlatego, że jesteś taka...
- Jaka?
- Nie wiem. Nie szkodzi. Bądz ostrożna, dobrze?
- Zawsze jestem ostrożna. Uwierz mi. Nic się nie zdarzy. -
Nawet gdyby tego chciała. Nathan przedstawił sprawę jasno.
Keira znowu zerknęła na Nathana zza rogu kwiaciarni. Duży
błąd. Patrzył na nią. Nawet z takiego dystansu jego spojrzenie
uderzyło w nią jak cios pięścią. Uczucie to było niemal fizyczne.
Chwyciła haust powietrza i po omacku wyciągnęła rękę,
opierając się o ścianę, by utrzymać równowagę.
46
RS
- Keiro? - Usłyszała głos Kelly. - Dobrze się czujesz?
- Tak - skłamała. Przełknęła z trudnością ślinę, nie
mogąc oderwać wzroku od oczu Nathana. - Czuję się dobrze.
Nie martw się o nic. -Ale...
- Słuchaj. Przyślij mi kartkę z Paryża.
- Oczywiście, ale...
- Cześć, kochanie, bądz ostrożna. - Keira zamknęła telefon i
zobaczyła, że Nathan idzie w jej stronę.
47
RS
ROZDZIAA PIATY
Nathan miał dość.
W uszach mu dzwoniło, a zachowanie dobrych manier, które
wpajała mu babcia, zostało wystawione na ciężką próbę.
Przeprosił dwie starsze kobiety, które, jak mu się wydawało,
były zdecydowane trzymać go na Głównej Ulicy do końca świata, i
zamierzał zmusić Keirę, żeby go odwiozła do domu.
Powinien był przyjechać własnym samochodem.
Wtedy nie musiałby na nikogo czekać. Nie był mężczyzną, który
lubił być od kogokolwiek zależny. Jego wnętrzności kotłowały się,
kiedy widział, jak ludzie wokół niego chodzili, śmiali się, rozmawiali,
tańczyli. Nie należał do nich i nigdy nie będzie. Im dłużej z nimi
przebywał, tym bardziej się utwierdzał w swoich uczuciach.
Nie wiedział dlaczego, do diabła, nie wyjechał jeszcze z gór. Nie
musiał spełniać obietnicy złożonej w czasach college u mężczyznie,
który już dawno nie żył. Mógł sam podarować te dwadzieścia
milionów i wydostać się z tego kotła.
Z tą myślą w głowie podążył w kierunku Keiry. Ich spojrzenia
się spotkały. Nakazał sobie nie patrzeć w jej błyszczące, zielone oczy
ani na kuszące usta. Starał się również nie widzieć, jak błysk lamp
rozjaśnia końce jej rudoblond włosów, tworząc wokół głowy aureolę.
Ale nie mógł nie pamiętać, jak dobrze się czuł podczas tańca, gdy jej
ciało było przytulone do jego.
48
RS
Gdy podszedł do niej bliżej, zauważył, że włożyła telefon
komórkowy do przedniej kieszeni dżinsów i głęboko oddycha.
Jego ciało napięło się nagle rozpaczliwie, ale zignorował to.
- Cześć - rzuciła i jej głos zabrzmiał ponad innymi dzwiękami
ulicy. - Dobrze się bawisz?
- Tak, było wspaniale. Zjadłem, potańczyłem i usłyszałem tyle
podziękowań, że wystarczy mi ich do końca życia, jeśli więc nie masz
nic przeciwko temu, chciałbym już wrócić do domu.
- Oczywiście.
- Tak łatwo? - zdziwił się. Nie spodziewał się szybkiej zgody
bez próby zatrzymania go na dłużej.
- Dlaczego nie? - spytała, przenosząc spojrzenie z niego na plac
[ Pobierz całość w formacie PDF ]