[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poderwał się z miejsca.
Rebeka zerknęła z daleka na Joego. Ludzie nie często zadawali sobie
trud, by zrobić to, co on zrobił dziś dla Angeli i jej zbuntowanego syna. W
końcu byli dla niego zupełnie obcymi ludzmi. To wiele mówiło o nim jako
o człowieku.
- Molly uważa, że jest bardzo dobrym weterynarzem.
- Ja też tak sądzę - zgodziła się szybko, zbyt szybko, Rebeka. -
Chociaż nie mam porównania, bo nie znam żadnego innego.
- Widzę, że z dziećmi radzi sobie równie dobrze jak ze zwierzętami.
To prawda, ale lepiej się nad tym nie rozwodzić. Wszystko zdawało
się świadczyć na jego korzyść. Wydawał się porządnym, uczciwym i
odpowiedzialnym facetem. Rebeka nie chciała jednak zacząć o nim marzyć
i wyobrażać sobie zbyt wiele. To do niczego nie prowadziło, tym bardziej
że nie chciała się teraz z nikim wiązać. Nawet jeśli potencjalny kandydat
byłby chodzącym ideałem.
- Nie mogę na to pozwolić - odezwała się Angela.
- Na co?
- %7łeby męczył się z nimi w pojedynkę. Chodzmy mu pomóc. Nie
masz jakichś płaskich butów?
- Raczej nie.
- Ani jednej pary tenisówek?
- No... mam jedne, ale do niczego mi nie pasują. Koleżanka
potrząsnęła z niedowierzaniem głową.
59
R S
- Lepiej wyjmij je z szafy i odkurz. Dostrzegam w tym facecie
ogromny potencjał.
- To sama zacznij z nim chodzić.
- To nie mną się interesuje. Poza tym nie szukam mężczyzny. Mam
dość własnych problemów.
- Dałaś sobie spokój z facetami?
- Można to tak ująć.
Westchnąwszy ciężko, Rebeka podniosła się z ławki i wyprostowała
ramiona.
- Ja też.
Dni robiły się coraz krótsze. O wpół do piątej słońce chowało się za
drzewami, a temperatura spadała o kilka stopni. Większość spacerowiczów
zaczynała powoli rozchodzić się do domów. Angela pozwoliła dzieciakom
ostatni raz przytulić psy i pognała całą czwórkę do samochodu.
Joe podszedł do ławki, na której siedziała Rebeka. Zauważywszy, że
trzyma pod pachą żółtą kopertę, stropił się i spojrzał na nią przepraszająco.
- Znowu nie omówiliśmy twoich pytań. Tutaj jest za ciemno. Wiesz
co, daj mi tę ankietę do domu. Wypełnię ją najlepiej, jak będę umiał, i
oddam ci ją, kiedy przywieziesz Kolumba na kontrolę.
- Okay. Nie ma problemu - odparła, próbując ukryć
rozczarowanie. Miała nadzieję, że zaprosi ją na kolację. W mieście
było kilka przyzwoitych restauracji, a przecież oboje byli głodni. -
Zadzwoń, jeśli coś będzie niejasne. - Uśmiechnęła się na tyle naturalnie, na
ile ją było stać.
Odbierając od niej kopertę, Joe uważnie jej się przyglądał. Dotąd nie
widział jej jeszcze z rozpuszczonymi włosami. Tak bardzo zapragnął ich
dotknąć, że aż świerzbiły go palce. Jak każdy mężczyzna na początku
60
R S
znajomości zauważał przede wszystkim jej powalającą urodę. Piękne rysy i
zgrabne ciało. Teraz jednak, kiedy obserwował ją w świetle latarni, jego
uwagę przykuło coś zupełnie innego. Coś, co dostrzegł w jej oczach.
Widywał to wcześniej u zwierząt. Słabsze osobniki ukrywały często
rany, żeby nie stać się łatwiejszym celem dla drapieżników. W ich świecie
ta cecha stanowiła często klucz do przetrwania.
Podobny mechanizm obronny wychwycił u Rebeki. Nie spodobałoby
jej się to, ale miała w sobie coś z małej zagubionej dziewczynki, mimo że
pragnęła uchodzić za osobę zaradną i praktyczną. Jej wielkomiejska, pełna
pewności siebie postawa była tylko zasłoną dymną, za którą skrywała ból i
słabości. Pod maską światowej kobiety czaił się ogromny smutek.
Postanowił odkryć jego przyczyny. Nie próbował nawet dociec
dlaczego, ale nagle stało się to dla niego bardzo ważne.
- Gdzie zaparkowałaś samochód?
- Trochę dalej. Przy drugim wejściu.
- Chodz, odprowadzę cię. Przy okazji powiesz mi, czy mam rację.
- Rację? - zdziwiła się. - Co do czego? Szli obok siebie, każde z
psem u nogi.
- Nie powiedziałaś mi, po co przyjechałaś do Rosewood, ale gdybym
miał zgadywać, powiedziałbym, że chciałaś przed czymś uciec.
Podziwiała jego przenikliwość, ale niekoniecznie wtedy, gdy
dotyczyła bezpośrednio jej osoby.
- Masz jakieś kłopoty?
Zaskoczona troską w jego głosie, z zaciekawieniem spojrzała mu w
twarz.
- Kłopoty?
- Jesteś w programie ochrony świadków czy coś w tym rodzaju?
61
R S
Nie wiedziała, czy mówi poważnie, czy tylko ją prowokuje. W
każdym razie nie uśmiechał się.
- Aż tak rzuca się w oczy, że nie pasuję do tego miejsca? -
odpowiedziała pytaniem.
- Tego nie powiedziałem. Ale pewnie tak pomyślałeś.
- No więc? - Uniósł wyczekująco brew.
- Nie. Nie mam żadnych kłopotów. W każdym razie nie takich, które
wymagałyby zmiany tożsamości. Próbuję tylko...
...Odnalezć samą siebie, dokończyła w myślach. Całe szczęście, że
się powstrzymała, żeby nie powiedzieć tego na głos.
- Czyli, że jednak uciekasz - powtórzył swoją teorię.
- To nie do końca tak.
- A jak? Powiesz mi, przed czym?
- Nie powiedziałam, że przed czymś uciekam.
Zatrzymał się gwałtownie i chwycił ją za ramię. Chcąc się upewnić,
że uważnie go słucha, dotknął palcami jej podbródka i zwrócił jej twarz ku
sobie.
- Coś musi być nie tak - stwierdził z przekonaniem. - Nie wierzę, że
zaprzeczałabyś tak uparcie, gdyby było inaczej. Jeśli powiesz mi o swoich
problemach, może będę mógł ci jakoś pomóc.
Chce mi pomóc, pomyślała odrobinę skonsternowana i zaskoczona.
Raczej nie miał wobec niej żadnych ukrytych planów. Chodziło mu
wyłącznie o rozmowę, a przecież rozmawiało im się wyjątkowo dobrze.
Poczuła, że musi go przekonać, że przed niczym nie ucieka, a
przynajmniej niezupełnie.
- Rzeczywiście, miałam ochotę wyrwać się z Nowego Jorku -
odezwała się po dłuższej przerwie. Nie była jeszcze gotowa, żeby mu
62
R S
powiedzieć, że bezpośrednim powodem jej przyjazdu był ojciec.
Zwłaszcza teraz, kiedy straciła pewność, czy nadal chce go poznać. - Nie
układało mi się szczególnie dobrze. Wszystkie moje przyjaciółki albo
wychodziły za mąż, albo rodziły dzieci, a ja akurat rozstałam się z
chłopakiem. Na dodatek włamali się do mojego mieszkania...
To nadal nie tłumaczyło powodu jej pojawienia się w Rosewood.
Joemu wystarczyło jednak, że zobaczył, jak obejmuje się ramionami, kiedy
mówi o swoim eks. Nagle wszystko stało się jasne.
- Kto zerwał? Ty czy on? - zapytał, choć domyślał się odpowiedzi.
- On. Popełniłam niewybaczalny błąd, pytając, czy zamierza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]