[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miała wrażenie, że Gianni czuje to samo co ona. Patrzył na nią w sposób, który nie pozo-
stawiał żadnych wątpliwości. Meg poczuła, że jej senne marzenia mogą się spełnić. Co
więcej, Gianni patrzył na nią tak, jakby to wszystko wiedział. Był spokojny i pewny sie-
bie, a to działało na nią jak najlepszy afrodyzjak.
Gorący podmuch wiatru poruszył wysokimi trawami w ogrodzie. Z oddali dobiegł
warkot silników.
- Idę do oranżerii - powiedziała Meg i pospieszyła w kierunku nowego budynku.
- Nie martw się, mio dolce - usłyszała za sobą jego głos. - Nie zacznę przyjęcia bez
ciebie.
R
L
T
ROZDZIAA PITY
Meg czekało mnóstwo pracy. Przed rozpoczęciem bankietu miała oprowadzić go-
ści po ogrodzie i oranżerii. Zastanawiała się, jak przyjmą ją bogaci biznesmeni i arysto-
kraci. Stojąc przy wejściu do ogrodu, próbowała skoncentrować się na jednej myśli: musi
pokazać ludziom efekty swojej pracy. Prawdę mówiąc, nie obchodzili ją milionerzy ani
arystokraci, lecz hrabia, który ich podejmował.
Podczas gdy Meg czekała przy wejściu do ogrodu, Gianni witał pierwszych gości.
Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, co się dzieje w pałacu. Czarujący playboy Gianni
Bellini podbijał serca gości. Wyglądał zabójczo, jego pięknie opalona twarz podkreślała
biel zębów. Poczuła rosnące podniecenie i natychmiast otworzyła oczy.
Wróciła myślami do czekającego ją zadania, ale w tyle głowy pozostała jej jedna
myśl: kiedy zobaczy Gianniego? Wiedziała już, że będzie siedzieć naprzeciwko Gian-
niego, pomiędzy dwoma najważniejszymi przedsiębiorcami w Toskanii. Miała zachęcić
ich do kupowania żywności produkowanej w majątku Castelfino. To samo zadanie po-
stawił przed sobą Gianni. Miał usiąść obok bogatej i wpływowej pani Ricci. Meg nic o
niej nie wiedziała, ale już jej nienawidziła. Czując, jak wzbiera w niej zazdrość, poszła
alejką w stronę oranżerii. Zerknęła na zegarek. Za godzinę rozpocznie się kolacja.
Kiedy pojawili się pierwsi goście, z dumą zaczęła oprowadzać ich po oranżerii.
Każdemu starała się szczegółowo opowiedzieć o kolejnych etapach pracy jej zespołu.
Wiedziała, ile zależy od tego wieczoru i zdawała sobie sprawę, że jeśli nie podoła wy-
zwaniu, straci pracę. Nie chciała zawieść Gianniego ani tym bardziej siebie.
Wkrótce przekonała się, że nikt nie podziela opinii Gianniego, że oranżeria jest
zbytkiem, niepotrzebnym wydatkiem. Wszyscy byli zachwyceni egzotycznymi kwiatami
i spacerem pośród tropikalnych roślin. Meg odetchnęła z ulgą. Kiedy ostatni gość po-
szedł do pałacu, poczuła, że musi porozmawiać z Giannini. Chciała mu powiedzieć, że
wszystko się udało, a poza tym zaczęła za nim tęsknić. W oczach wciąż miała widok jego
opalonej twarzy i szczupłej sylwetki w eleganckim garniturze.
W sali było pełno gości. Meg przeciskała się przez tłum, szukając wzrokiem Gian-
niego. Kiedy go odnalazła, uśmiechnęła się z satysfakcją. Stał na środku salonu, swo-
R
L
T
bodny, a jednocześnie skoncentrowany. Widać było, że nad wszystkim panuje. Kelnerzy
roznosili wśród gości szampana i kanapki na srebrnych tacach. Nikt nie stał z pustymi
rękami. Hrabia był znany z hojności, a jego urok osobisty sprawił, że wszyscy czuli się
wyśmienicie.
Po chwili rozległ się dzwięk gongu i goście skierowali się do jadalni. Dla Meg
miała się zacząć najtrudniejsza część wieczoru. Wielu mężczyzn przechodząc obok,
chciało ją przepuścić przed sobą, ale kręciła głową, szukając wzrokiem hrabiego.
- Co się dzieje? - spytał Gianni, stając u jej boku.
- Dziwnie się czuję - przyznała. - Nikogo tu nie znam.
Gianni machnął niecierpliwie ręką.
- Przecież znasz mnie, kelnerów - powiedział, poprawiając poły marynarki.
Meg poczuła, że nagle to wszystko, co chciała mu powiedzieć, gdzieś uleciało. Pa-
trzyła na niego oczarowana. Biel kołnierzyka podkreślała jego oliwkową karnację i brą-
zowy kolor oczu. Uśmiechnął się, odsłaniając lśniące zęby. W jego zachowaniu wyczuła
coś nowego, co pobudzało jej zmysły i pozbawiało kontroli nad własnymi myślami.
Miała ochotę przytulić się do niego i znów go pocałować.
Zaczerwieniła się i spuściła wzrok, nie wiedząc, jak się zachować. Gianni pochylił
się i ujął w dłoń jej podbródek. Spojrzeli sobie w oczy w sposób, jaki nie przystoi lu-
dziom na oficjalnym przyjęciu. Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę, nic nie mówiąc.
Meg stała jak zaczarowana, nie mogąc się ruszyć z miejsca. Gianni był spokojny i opano-
wany.
- Nigdy dotąd nie spotkałem tak pięknej kobiety - wyszeptał. - Wyglądasz cudow-
nie.
Meg otworzyła usta, żeby mu odpowiedzieć, ale nie była w stanie wydobyć głosu.
Zawstydzona wygładziła fałdy jedwabnej sukni i spojrzała na niego z uśmiechem.
- Teraz lepiej. Wystarczy, że zaczniesz się uśmiechać, a będziesz najpiękniejszą
kobietą pod słońcem.
To mówiąc, chwycił ją za rękę.
- Panno Imsey, pozwoli pani, że przejdziemy do jadalni?
- Z przyjemnością, signor Bellini - odparła z przekonaniem.
R
L
T
Gdy zbliżali się do sali jadalnej, Meg miała mętlik w głowie. Jak miała w takim
stanie zabawiać gości interesującą rozmową? Przy Giannim czuła się jak Kopciuszek.
Był piękny, bogaty, olśniewający. Pocieszała się myślą, że ona także zrobiła na nim
wrażenie. Na szczęście nie wiedział, jak działał na nią dotyk jego rąk, bliskość ciała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]