[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rysach było coś przykuwającego uwagę, ale określenie, co to
takiego, ciągle jej się wymykało. Nie była to wyjątkowo przy-
stojna twarz, lecz promieniowała z niej jakaś subtelna, urzeka-
jąca czułość. Mercy zrozumiała, dlaczego damskie serca zaczy-
nały bić szybciej, gdy ich właścicielki zastanawiały się, jakie
myśli kryją się za tym słodkim, chłopięcym uśmiechem i stalo-
woniebieskimi oczyma. Pełna słodyczy twarz w połączeniu z
atletycznym, smukłym i pełnym wdzięku ciałem tworzyła mie-
szankę piorunującą.
Mercy z wysiłkiem oderwała wzrok od Sama i podeszła do Ju-
dith, po czym. oparła się ciężko plecami o zdobioną sztukaterią
ścianę. W jej duszy kłębiły się niepokój i tęsknota, z przeszy-
wającym bólem rozchodzącym się na całe ciało. Zastanawiała
się, ile z tych przeżyć uzewnętrznia się na jej twarzy. Judith na-
wijała coś o palpitacji serca beztroskim i drażniącym tonem, a
Mercy bezskutecznie starała się zmusić swoje ciało do zarzuce-
nia bolesnych tęsknot. Wypełniające ją uczucia były jednak zbyt
potężne; rozprzestrzeniały się wraz z krwią niczym narkotyk.
Entuzjastyczny zachwyt Judith stawał się nie do zniesienia,
Mercy marzyła, aby zniknąć z powierzchni ziemi. Była bliska
łez.
- Jak myślisz, ile czasu to jeszcze zajmie? - spytała nagle ła-
miącym się głosem.
Judith westchnęła, uśmiechnęła się szeroko i potrząsnęła
głową.
S
R
- Nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że cały dzień, całą noc i
cały jutrzejszy dzień...
Mercy szybko zamknęła oczy, a z gardła wydobyło jej się coś
na kształt kwilenia niemowlęcia. Nie mogła już tego znieść.
Czuła się fatalnie. Odważyła się jeszcze raz spojrzeć na męż-
czyznę doskonałego i ich spojrzenia znów się skrzyżowały.
Wzrok Sama jak zawsze był bardzo poważny. Wiedział. Wie-
dział o wszystkim, co myślała i co czuła.
Tommy poprosił Sama, żeby przekręcił się na drugi bok i ci-
che porozumienie zostało zerwane. Mercy odetchnęła głęboko
po raz pierwszy od wielu godzin. Przynajmniej tak jej się wy-
dawało.
Odwróciła się gwałtownie do Judith.
- Myślę, że muszę dziś wcześniej wrócić do domu. Nie czuję
się zbyt dobrze.
Wyraz twarzy Judith natychmiast zmienił, się z rozmarzo-
nego na naprawdę zaniepokojony.
- Czy wszystko w porządku? Może cię odwiezć do domu?
- Dziękuję, wezmę taksówkę. Usprawiedliwisz mnie przed
Tommym, kiedy skończy sesję, dobrze?
Judith kiwnęła współczująco głową.
- Oczywiście. Musisz się czuć okropnie, skoro masz zamiar
dobrowolnie opuścić to studio. Czy jesteś pewna, że nic dla cie-
bie me mogę zrobić?
- Naprawdę, dziękuję. Zobaczymy się jutro.- Mercy zaczęła
się dyskretnie przesuwać ku drzwiom. Nagle Sam uniósł głowę.
Jego szósty zmysł musiał być cały czas nastawiony na obser-
S
R
wowanie Mercy, bo wiedział o każdym jej ruchu w tym, samym
momencie, w którym go wykonywała.
- Mercy?
Wszystkie głowy zwróciły się w jej kierunku. Mercy prze-
łknęła z trudem ślinę, czując, że nadchodzi atak czkawki..
- Tak, panie Christie?
- Wygląda pani blado, panno Sullivan. Czy wszystko w po-
rządku?
Mercy skierowała swoją odpowiedz do Tommy'ego.
- Rzeczywiście, nie czuję się zbyt dobrze. Czy mogłabym
dziś pójść wcześniej do domu?
- Ależ oczywiście - odparł Tommy niemalże z ulgą. -Wez
sobie dzień wolny, proszę. Jestem pewien, że damy sobie bez
ciebie radę przez tych kilka godzin.
- Mam nadzieję, że do wieczora poczuje się pani lepiej
-wtrącił z niewinną miną Sam. Mercy wytrzymała jego
spojrzenie.
- Raczej nie. Uśmiechnął się.
- Trochę optymizmu. Może... o siódmej? Myślę, że o, tej po-
rze wszystko już będzie w porządku.
- Nie - ucięła Mery. - O siódmej będę jeszcze chora, Nie
może pan na to liczyć.
- Więc chyba będę musiał panią wyleczyć, czyż nie?
-powiedział Sam cicho.
Judith się zakrztusiła. Mercy klepnęła ją kilka razy nie-
zbyt delikatnie w plecy, aż w końcu przyjaciółka odzyskała
oddech. Potem wzruszyła ramionami - nie wiadomo w czy-
ją stronę - i uciekła.
S
R
Czkawka pojawiła się dopiero, gdy Mercy jechała taksówką
do domu.
O szóstej trzydzieści Mercy wzięła długi, gorący prysznic,
ubrała się w znoszony, pikowany szlafrok, a mokre włosy za-
winęła w turban z ręcznika. Nie miała na twarzy śladu makijażu
i nie pachniała niczym bardziej powabnym niż mydło. Nawet
najbardziej niedomyślny mężczyzna zauważyłby, że ta kobieta
nie ma zamiaru nigdzie wychodzić wieczorem.
Chodziła po pokoju, obserwując zegar stojący na kominku.
Była zbyt zdenerwowana, aby siedzieć spokojnie. Ciągle jeszcze
zmieszana, pomyślała ze smutkiem, że zazwyczaj to, co się za-
czyna wspaniale, kiepsko się kończy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]