[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rogger trącił Floyda w ramię.
 No więc Henry i Irlandus grają w bilard, ja się przyglądam. To samo
robi taka jedna platynowa ślicznotka w dżinsowych spodenkach z
obciętymi nogawkami i z nogami długimi do samej szyi. W każdym razie
Irlandus szykuje się do uderzenia w bandę, kiedy nagle buraczeje cały na
gębie, gapi się na tę niesamowitą kobietę i wyraznie widać, że szlag go
trafia. Podchodzi do tej miss Platyny i końcem kija bilardowego uderza ją
w żołądek, dwa razy i to mocno.
 Ojojoj.  Floyd chucha na swój nóż, podziwia kościaną rączkę.
 Odłóż to  rozkazuje Honey.
 Och. Tak jest, proszę pana. Przepraszam.
Honey ściera cukier z brzegu miseczki. W trakcie mówienia podnosi
szczyptę cukru na język.
 Wtedy Henry podchodzi do Irlandusa, który jest niski, ale ma ten
wygląd dublińskiego pit bulla i pyta: Co jest, żeby tak bić damę? Miss
Platyny, zgięta wpół, trzyma się za brzuch i płacze, ale stara się to ukryć.
Irlandus odwraca swoją buldogowatą, irlandusowatą twarz do Henry ego i
powiada: To moja żona, nie twoja sprawa, idz się pieprzyć, dawaj, gramy
w poola. Henry jednak nie rusza się z miejsca, spokojny jak baranek, i
mówi: Dlaczego uderzyłeś żonę? Pieprzony gnojek święty Patryk widzi, że
Henry jest poważny, i właściwie już mnie nie obchodzi, czy Frankie Bales
się pojawi czy nie, bo oglądam dobre przedstawienie.
 I co, Henry stłukł mężusia?  wyskoczył z pytaniem Floyd.
 Wtedy Irlandus powiada do Henry ego: Słuchaj, ona zerkała na
barmana, kapujesz, rzucała mu spojrzenia w rodzaju przeleć mnie, włożyła
te swoje czerwone buty w rodzaju przeleć mnie, o których wie, że nie
powinna ich wkładać poza domem, a przed chwilą jeszcze cmoknęła
wykidajłę. Henry kiwa głową jak sędzia sądu apelacyjnego i klepie
platynową żonkę w ramię, mówiąc: Proszę mi wybaczyć, psze pani, czy
mogę zadać pani jedno pytanie? Irlandus wtrąca się, pieprz się, nie możesz
jej o nic pytać, ale Henry trzyma palec tuż przed twarzą tamtego gościa, a
ślicznotka patrzy na Henry ego, jakby mówiła, w porządku jedz dalej.
Henry więc pyta dalej: Czy tak się przypadkiem zdarzyło, że gram w poola
przeciwko pani mężowi? Ona potakuje. Wówczas Henry powiada: Czy
kiedykolwiek pani go zdradziła i proszę nie kłamać, bo się dowiem. Patrzy
Henry emu prosto w oczy, potrząsa głową, że nie. Irlandus składa ramiona
na piersi Henry mówi, proszę pani, mam jeszcze dwa pytania.
Honey wytarł miskę do czysta, splótł dłonie przed sobą na stole. Nawet
Floyd się zorientował, że nie należy teraz przeszkadzać.
 Henry wskazuje palcem na wykidajłę  to był Dale Derry albo jakiś
inny matoł z bokobrodami  i pyta: Czy dała pani buziaka temu
mężczyznie? Ona odpowiada, że nie. W końcu Henry klepie ją w ramię i
dodaje, teraz ostatnie pytanie: Gdzie pani kupiła te buty. A ta damulka w
krótkich spodenkach pociąga nosem i mówi, że dostała je od siostry
Maureen na Boże Narodzenie. Henry uważnie bada jej twarz, potem
odwraca się do Irlandusa i powiada do niego: Może mnie pan uderzyć
pierwszy, jeśli pan chce. Irlandus pyta dlaczego? A Henry mu na to, bo
mam zamiar uderzyć pana, a to dlatego, że jest pan tchórzliwym damskim
bokserem. Irlandus robi się czerwony jak buty w rodzaju przeleć mnie i
zamaszystym sierpowym trafia Henry ego w policzek, i o to właśnie
chodzi.
 O co właśnie chodzi?  zapytał Floyd. Honey wzruszył ramionami.
 Henry zmienił facetowi strukturę atomową. Może czterema ciosami
połamał temu dupkowi z Irlandii szczękę i kilka żeber, z nosa zrobił mu
sos boloński. Potem spokojnie wyszedł na zewnątrz, a ja poszedłem za
nim.
 Phi!  odezwał się Floyd.  Niezła historia. Ale mogę wam
opowiedzieć coś więcej o Bilardzie Lotty Green. Podają tam szczyny,
gówniane drinki. Co się tyczy mnie, to bojkotuję to miejsce.
Honey odsunął miskę, aby pokazać, że skończył. Kiedy odchrząknął,
Floyd się zreflektował.
 Och.  Wziął miskę, odniósł ją do baru i z powrotem stanął przy boku
Rogera.
 Poszedłem do domu Henry ego i wynająłem go. A teraz: dlaczego to
zrobiłem?
Roger milczał, Floyd podniósł rękę jak uczniak.
 Bo Henry sprał męża. Henry ma te diabelskie rogi zamiast kostek, no
nie? Co za gatunek z niego. Dzisiaj rano całkiem mnie zamroczył.
Honey cyknął językiem.
 Wynająłem go dlatego, że wysłuchał tego Irlandusa i jego żony.
Potem pozwolił irlandzkiemu dupkowi, żeby uderzył pierwszy.  Honey
wstał, przeszedł parę kroków, przycisnął palec do sinego oka Floyda,
potem Rogera, sprawdzając obrażenia. Floyd się skrzywił, Roger nie.
 Widzicie, Henry działał dyskretnie. Dał obu stronom uczciwą szansę.
Jeśli się wsłuchacie, to sami przyznacie, że tego wyrażenia Henry ciągle
używa.  Uczciwa szansa , usłyszycie. Uczciwa szansa.  Honey chwycił
twarz siostrzeńca w swoje dłonie. Popatrzył Rogerowi prosto w oczy,
potarmosił jego policzki, jakby gniótł ciasto.  Morał tej historii jest taki 
dodał  że Henry nie zmieni samochodu. Nie zdejmie z pikapa tablic
rejestracyjnych. Nie zrobi tego, bo w głębi serca Henry niczego się nie boi
i dlatego jest bardzo niebezpiecznym typem.
 Złodziejem diamentów  podpowiedział Floyd.
 Nie.  Honey opuścił ręce wzdłuż boków.  Nie. Henry jest
dżentelmenem. Co więcej, jest dżentelmenem ze słabością do cierpiących
kobiet. Zwłaszcza do pięknych kobiet. Takich jak, powiedzmy, Helena
Pressman.  Honey badawczo spojrzał Rogerowi w oczy.  Jednak ty o
tym wiedziałeś, prawda, Roger? O słabości Henry ego do cierpiących
kobiet. Wiedziałeś o tym i wziąłeś to pod uwagę, zanim zrobiłeś rano coś
głupiego, prawda?
Roger nie odezwał się. Pomyślał o swoim kursie na temat
bezwzględnych dyktatorów, o twardych mężczyznach i Piątej Poprawce
do Konstytucji. Pomyślał też o Robin Areenie, kelnerce z Przewoznika, o
tym, jak pewnego razu stracił panowanie nad sobą i spoliczkował ją w
obecności Honeya i w barze pełnym klientów.
Floyd dotknął nosa.
 Z całym należnym szacunkiem, szefie, Henry nie wydawał się
dżentelmenem, kiedy kopał mnie w śledzionę. Chodzi o to, że mnie
znokautował.
 Masz szczęście, że nie powybijał ci zębów  warknął Honey  albo
nie umieścił kulki w twojej kapuścianej głowie. Przecież mógł. Ale, jak
już powiedziałem, jest dżentelmenem i wie, że tak naprawdę Planety nie są
jego, a pozostawiając was przy życiu, daje nam uczciwą szansę, aby go
znalezć.
 Jak to zrobimy?  Floyd poprawił bezrękawnik. Honey podszedł do
okna, wyjrzał na zewnątrz. Było popołudnie. Po przeciwnej stronie
pustego parkingu przy przewozniku znajdowała się opuszczona rzeznia
wybudowana z cegieł. Czasami pózno w nocy, kiedy jadł swoje
wyśmienite żeberka, Honey stawał przy tym oknie, patrzył na rzeznię, a w
jego głowie tworzył się obraz tysięcy bydląt, które zaszlachtowano tam
przez dziesięciolecia, kiedy Chicago się rozrastało, nieustępliwe i głodne.
Zastanawiał się, czy cokolwiek zostało teraz z tych zwierząt, czy okruchy
racic leżą zmieszane z ulicznym brudem, czy ich tłuste, smutnookie duchy
nie krążą w powietrzu wokół jego restauracji.
Honey potrząsnął głową. Nie lubił takich myśli, takiego bujania w
obłokach. Lubił diamenty: zimne, krystaliczne diamenty, ich znaczenie i
wartość były oczywiste i dla niego, i dla wszystkich. Odwrócił się od
okna.
 Znam jeszcze kilku gliniarzy na prowincji. Jeden pikap z
charakterystycznymi tablicami rejestracyjnymi schlebiającymi próżności
nie powinien być trudny do odszukania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl