[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zują na trwanie, a Ridgeley ma z tym coś wspólnego. Kiedy zadawałem te
pytania, przyświecał mi pewien cel, Ben.
DuBrose zwilżył językiem zeschnięte wargi. - No tak, a więc... jaki?
- Podejrzewam, że Ridgeley może pochodzić z przyszłości. Nie z tak
niewyobrażalnie odległej przyszłości jak Niewypały, ale z przyszłości nam
bliższej.
- Seth, na miłość boską! Nie ma żadnym dowodów...
- %7ładnych. Wiem. A jedyny dowód, jaki uda mi się może zdobyć, będzie,
będzie prawdopodobnie, empiryczny. Ale to jedyna odpowiedz, która pozwala
ułożyć w całość wszystkie elementy tej łamigłówki.
- Jeśli zignoruje się zasady prawdopodobieństwa, rozwiązanie z sufitu można
przyjąć dla każdego problemu - zaprotestował DuBrose. - Równie dobrze
mógłbyś twierdzić, że Ridgeley jest goblinem, który znalazł lampę Alladyna!
- Niczego z góry nie przesądzam. To tylko hipoteza. Nic więcej. Billy Van
Ness dysponuje darem postrzegania ponadczasowego. Z jego obserwacji
trwania wynika, że - w przybliżeniu, dla Ridgeleya wynosi on mniej niż okres
połowicznego rozpadu radu, ale tyle co żelaza. Gdyby chłopak był
metalurgiem, mógłbym więcej z niego wyciągnąć. Nie wiem, jaki gatunek
żelaza ma na myśli. Ale jak wynika z postrzegania ponadczasowego Billy'ego,
trwanie Ridgeleya
jest, z grubsza rzecz biorąc, równe średniej długości życia zwykłego żelaza.
- A ile to wynosi?
- Przekonamy się. Przejdzmy do mojego gabinetu, dobrze?
Gdy się tam znalezli, Pell zarządał przesłania siecią telewizyjną informacji
na temat Daniela Ridgeleya. - Teraz poczekamy i zobaczymy. Siadaj, Ben. O
czym myślisz?
DuBrose opadł na poduszki fotela. - Wciąż mi się wydaje, że pochopnie
wyciągasz wnioski. Mogą istnieć inne wyjaśnienia. Po co zaraz przyjmować
najbardziej fantastyczną hipotezę?
- Nie odrzucasz jednak koncepcji, że Niewypały mogą pochodzić z
przyszłości.
- To co innego - zaprzeczył nielogicznie DuBrose. - One nic nie robią. A do
czego zmierza Ridgeley? Chce rozwalić cały sklepik? Wypełnia rozkazy
Kalendera?
- Sekretarz Wojny to tępy zupak, ale nie zdrajca. Ridgeley może - i
prawdopodobnie tak jest - działać na własną rękę. Może też znajdować się na
żołdzie nieprzyjaciela. Przez cały czas, Ben, zastanawia mnie jedna rzecz: w
jaki sposób Falangiści zdołali wyprowadzić to równanie. Oni nie są z
przyszłości. Poziom ich techniki nie przewyższa zbytnio naszego, jeśli w ogóle
go przewyższa. My panujemy nad tą stroną świata, Falangiści nad tamtą; ale
żyjemy w tych samych czasach. Ani nie są nadludzmi, ani nie pochodzą z ja-
kiejś bliżej nieokreślonej przyszłości. To tacy sami jak my śmiertelnicy. Ale
Ridgeley - hmmm, podejrzewam, że przybył tu z przyszłości i natknął się na
konflikt, który go nie dotyczy. A może dotyczy w jakiś sposób? Nie wiem. -
Pell skrzywił się. - No nic, zgłodniałem. Zamówmy coś na ząb. Jesteśmy na
nogach całą noc, a już trzecia nad ranem. - Wyłączył pole siłowe strzegące
jego biurka i rzucił kilka słów do mikrofonu.
- Co do raportu, który zamierzamy przedłożyć szefowi - powiedział
dotykając palcem leżącej przed nim świeżej porcji papierów i taśm - to jest już
chyba zredagowany i gotowy do dostarczenia. Usunęliśmy wszystko, co
niebezpieczne. Niezła robota.
- Co się tyczy Ridgeleya, Seth...
- Nie wszystko na raz. Podejrzewam, że Ridgeley ma coś wspólnego z tą
aferą z równaniem. Nie ustaje w wysiłkach, by dostarczyć niebezpieczne
informacje bezpośrednio do rąk szefa. Tak, od tej chwili będziemy na to
uczuleni. Ta ostatnia przesyłka od Sekretarza Wojny - zwariowało siedmiu
kolejnych techników. Pastor nie; nadal pracuje w tej swojej podniebnej
samotni w Górach Skalistych. Ale niebezpieczeństwo jest teraz bliżej
określone. Równanie musi być rozwiązane, zanim rozwiąże je nieprzyjaciel.
- Mogą oszaleć wszyscy technicy w kraju - zauważył DuBrose.
- Nad takim czymś pracować mogą tylko najwybitniejsze jednostki. Inni nie
mają odpowiednich kwalifikacji. Ale to właśnie ci najlepsi są gwarancją, że nie
przegramy wojny. To oni obmyślają szybko ofensywy i strategie obrony. Jeśli
popadać będą w obłęd nasi najzdolniejsi technicy - a lista dotkniętych nim stale
rośnie - i nieprzyjaciel przypuści szturm, nie będziemy mieli żadnych szans.
Możemy się pocieszać tylko jednym. Tych techników da się wyleczyć.
DuBrose zastanawiał się przez chwilę nad tym, co usłyszał. Ach... tak,
rozumiem, o co ci chodzi. Uciekli w szaleństwo, bo nie potrafili rozwiązać
tego równania i nie mogli udzwignąć ciążącej na nich odpowiedzialności.
Pokazać im rozwiązanie równania, a otrząsną się z tego. Prawda?
- Mniej więcej. %7ładna z historii chorób tych pacjentów - postukał palcem w
plik kart leżących na biurku - nie wskazuje na występowanie nieodwracalnych
stanów patologicznych. Kiedy już urwał zatrzymując wzrok na czymś za
plecami DuBrose'a.
- Cześć, Ridgeley - powiedział.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]