[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nic chyba nie powiedziałaś? - zaniepokoił się.
- Ona nic ze mnie nie wyciągnie - zapewniła Ingebjorg. Chciała opowiedzieć mu
o pobycie w ciemnicy i wszystkich przykrościach, jakich doznała ostatnio, lecz
wiedziała, że nie ma na to czasu. Musiał jechać.
- Niech Bóg będzie z tobą, Eiriku - szepnęła głosem zduszonym od łez.
- Ja wrócę, Ingebjorg.
Odwrócił się i pobiegł. Ingebjorg została sama, wystraszona i nieszczęśliwa.
Zwiadomość, że Eirik także przebywa na terenie klasztoru, bardzo jej pomagała.
Teraz nie miała już nikogo, z kim mogłaby się podzielić swoimi troskami i
zmartwieniami.
Długo stała, ukryta za domem. Jeżeli wciąż podejrzewano, że znajduje się gdzieś
w pobliżu, z pewnością obserwowano dom gościnny.
Całkiem straciła czucie w nogach, a z zimna szczękała zębami. Zwit był już
blisko, a ona nawet jeszcze się nie położyła. Nowy dzień oznaczał znów ciężką pra-
cę, długie godziny spędzone przy chorych. Tęsknota za życiem w Saemundgard
wciąż tkwiła w niej i bolała jak świeża rana.
W końcu odważyła się wyjść. Teren klasztoru spowijał mrok. Nawet jeśli ktoś na
nią czatował, nie mógłby jej zobaczyć, dopóki księżyc skrywał się za chmurami.
Jak złodziejka przemykała pod ścianami domów, w każdej chwili spodziewając
się, że zapłonie światło, a nocną ciszę rozedrą głosy. To pani Thora wysłała swoich
ludzi do domu gościnnego i nie było najmniejszych wątpliwości, kogo kazała tam
szukać.
Martwiła się tym, dopóki nie doszła do pasażu. Tu łatwiej było się ukryć. Mogła
przemknąć za jakiś budynek albo schować się w szopie, musiała jednak tędy
przejść, by dotrzeć na teren klauzury, a jeśli matka przełożona była przekonana, że
nieposłuszna nowicjuszka poważyła się na wyjście, to powinna akurat w tym
miejscu zastawić na nią pułapkę.
Ingebjorg poruszała się bezszelestnie. Znów przypomniała jej się ciemnica i
wielkie szczury. Jeśli tylko uda jej się teraz bezpiecznie wrócić, będzie posłuszna
jak aniołek, dopóki Eirik znów się nie pojawi. A to mogło potrwać bardzo długo.
Będzie pracować tak ciężko jak nigdy, przychodzić punktualnie na wszystkie
modlitwy i posiłki, będzie posłuszna i miła. Zrobi, co tylko nakaże jej pani Thora, i
postara się panować nad gniewem. Idąc, złożyła ręce.
- Drogi święty Olafie i Maryjo, matko Chrystusa, pozwólcie mi niezauważenie
przedostać się do klauzury. Nie dopuśćcie do tego, by pani Thora znów zamknęła
mnie w ciemnicy. Wiem, że zgrzeszyłam, ale błagam was o wybaczenie.
Przypomniała sobie tamto światełko i głos. To, co siostra Sigrid nazwała
objawieniem. Jeśli Bóg naprawdę jej się objawił, to nie mógł się bardzo na nią
gniewać. Chyba oceniał ją łagodniej niż matka przełożona. Jeśli tak, to nie ukarze
jej wiecznymi mękami w piekle.
Ta myśl przyniosła ulgę i strach nieco złagodniał. Ingebjorg wemknęła się do
pasażu. Nawet gdyby znów miała zostać zamknięta w ciemnicy, dostrzegała przed
sobą iskierkę nadziei.
Otoczył ją nieprzenikniony mrok, do uszu nie docierał żaden dzwięk. Musiała
dotykać ręką muru, by orientować się w ciemności, i gdy wreszcie znalazła się
blisko krętych schodów do dormitorium, odetchnęła z ulgą. Obmacała ręką mur w
poszukiwaniu niszy, w której ukryła księgę. Ostrożnie ją wydostała i czym prędzej
ukryła Regułę pod habitem.
Przez chwilę stała niezdecydowana. Zakonnica czuwająca w sypialni z
pewnością zapyta ją, gdzie była, i doniesie o jej nieobecności matce przełożonej.
Na szczęście tym razem pani Thora nie będzie miała żadnych dowodów na to, że
Ingebjorg opuściła klauzurę. Dziewczyna ruszyła ku schodom i zatrzymała się do-
piero pod drzwiami dormitorium. Potem lekko w nie zapukała i wemknęła się do
środka.
- Kto tam? - rozległ się w ciemności ostry głos.
To nie jest siostra Potentia, pomyślała przerażona Ingebjorg. Ten głos należał
raczej do siostry Konstantii albo siostry Hildegard, jednej z tych dwóch, które ją
wychłostaly.
- To ja, siostra Ingebjorg.
- Gdzie byłaś? - Padło surowe pytanie.
- Siedziałam na schodach.
To przynajmniej nie jest kłamstwo, uspokoiła się w duchu.
- A to czemu?
- Siostrom zakazano przebywać ze mną. Pomyślałam, że zakaz obowiązuje też w
sypialni.
- Dlaczego więc tu przyszłaś?
- Bo strasznie zmarzłam. Nóg już nie czuję.
- Ciesz się z kary, którą ci wymierzono, siostro Ingebjorg - oznajmiła zakonnica
tonem pełnym wyższości. - Kto nie strofuje swoich owiec, bardziej kocha samego
siebie, aniżeli Pana. Jeśli przymyka oczy na ich błędy i grzechy, czyni to z miłości
dla siebie samego, nie chce bowiem budzić niezadowolenia wśród ludzi". Matka
przełożona kocha swoje córki, dlatego nas łaja. Powinnaś raczej pragnąć większego
cierpienia, aniżeli go unikać.
- Wiem o tym, siostro Hildegard - szepnęła Ingebjorg.
- Ja nie jestem siostra Hildegard - oburzyła się zakonnica. - Idz się położyć.
Dzisiejszej nocy znów zaczynają się nocne modlitwy.
Ingebjorg po omacku dotarła do swojego łóżka, zdjęła przemoczone buty i
wsunęła się pod okrycie. Stopy miała bez czucia i cała się trzęsła, lecz mimo
wszystko zapadła w sen, wycieńczona wydarzeniami ostatnich dni i nocy.
Nie mogła pojąć, co ją obudziło, dopóki nie zobaczyła migoczącego płomienia
świeczki i nie usłyszała zakonnic wyskakujących z łóżek. Jutrznia, nocna mod-
litwa, zwana też Wigiliami! Przez krótką chwilę miała ochotę ukryć się w łóżku,
gotowa przyjąć karę za nieposłuszeństwo, bo myśl o tym, że ma znalezć się w lo-
dowatym kościele i przez godzinę marznąć, była nie do wytrzymania.
Zaraz jednak tuż przy jej łóżku rozległ się nieznoszący sprzeciwu głos:
- Wstawaj, nędzna grzesznico! Nie słyszałaś dzwonów wzywających na
modlitwę?
Ingebjorg przypomniała sobie własną obietnicę, iż będzie już zawsze posłuszna,
byle tylko uniknąć karceru, i z trudem wstała.
Dopiero na schodach do kościoła przypomniała sobie o karze padania do nóg
zakonnicom. Skoro odprawiano Wigilie, oznaczało to, że matka przełożona usiłuje
przywrócić zwykły porządek życia w klasztorze, z określonymi godzinami
modlitw, stałymi porami posiłków i normalnymi obowiązkami. To by na powrót
znaczyło, że jest wykluczona, i nie dość, że wszystkie inne mają się do niej
odwracać plecami, to wręcz nie wolno jej uczestniczyć w zajęciach razem z
pozostałymi.
- Poradzę sobie z tym - mruknęła z zaciętością. - Wytrzymam. Zrobię to dla
siebie, dla Eirika i dla dziecka. Ale przede wszystkim zniosę to, by pokazać pani
Thorze, że nie jest w stanie mnie zgnębić.
Rankiem następnego dnia Ingebjorg miała stopy tak samo przemarznięte jak
poprzedniego wieczoru, postanowiła więc wyjąć ze swojej skrzyni pończochy i
ukradkiem je włożyć. Wiedziała, że łamie tym samym zarówno zasady
obowiązujące w klasztorze, jak i obietnicę, którą sobie złożyła, ale trudno.
Gdy już wszystkie mniszki opuściły dormitorium, podeszła do skrzyni, stojącej
pod przeciwległą ścianą, i uniosła wieko. Z ust wyrwał jej się okrzyk przerażenia.
Cała zawartość skrzyni była poruszona. Wszystkie jej rzeczy, które co prawda
zgodnie z regułą klasztorną nie należały już do niej, zostały przepatrzone.
Ingebjorg, choć urażona i wzburzona tym, że ktoś ośmielił się grzebać w jej
skrzyni, po chwili wahania uznała, że teraz najważniejsze były przemarznięte nogi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]