[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Mata, kumie, ze świniną i grochem? Ni ma to jak groch.
 Niestety nie, psze pana. Jestem dostawcą pasztecików bez grochu.
 Juści, bez grochu nie Iza. Wcalem nie taki głodny. A ty  zwrócił się
siedzący na pniaku rycerz do Firkina  coś żeś chyba przed chwilą bałakał? Coś
o  szlachetnej wyprawie , cy cuś.
 No. . . tak  odparł zbity z tropu Firkin, podchodząc do rycerza w lśniącej
zbroi i starając się sobie przypomnieć, czy Franek wspominał, że on tak śmiesznie
mówi. Trochę to potrwa, myślał, zanim się przyzwyczaimy.
Rycerz zdjął hełm i położył go na ziemi. Kaskada kruczoczarnych włosów
spłynęła po ramionach wojownika. Był dokładnie ogolony, a jego podbródek opi-
sać właściwie mogło wyłącznie słowo  szlachetny . Twarz miał uczciwą, zna-
mionowała wielką siłę woli. Odpowiadał marzeniom każdej panny  wysoki,
czarnowłosy, przystojny rycerz w lśniącej zbroi.
 Cóż, widzi pan, to jest tak. . .  Firkin zaczął opisywać ich trudne położe-
nie.
Książę Chandon słuchał uważnie, co jakiś czas zadając w swej dziwacznej
gwarze pytania. Kiedy Firkin skończył, książę wstał, nonszalancko dobył swego
dwuręcznego miecza i wyciągnął go ku niebu. Wyglądał fantastycznie, gdy stał
tak na polanie. Promienie słońca odbijały się od zbroi, dodając mu iście bajkowe-
go charakteru.
 Ja, książę Chandon, się do was przyłączam. Ramię w ramię z wami stanę
i od wszelkich przeciwności obronię.
 Och, dziękujemy!  zawołał Firkin.
 To bardzo miło z pana strony  przytaknął Beczka.
 Tyla przynajmiej mogę zrobić  odparł książę skromnie.  No i mnogo
lat będzie, odkądżem ostatni raz porządnie komu skórę złoił. Tylko jedno po-
miarkujwa  muszę zachować anonimowość, co by się nikt nie zwiedział, kto ja
jestem. Od teraz wołajta mnie skrótem:  ksiCh .
Ze względu na wymowę, zabrzmiało to jak  Krzyś .
 W porządku, eee. . . Krzysiu, ale po co ta tajemnica?  spytał Firkin, mając
nadzieję, że uda mu się zrozumieć odpowiedz.
 Nie chcę, co by się wszytkie ludziska dowiedzieli, żem tu jest. Juści, bez
obrazy. . . to nie są sprawy, którymi się winna królewskość zajmowoć.
Firkinowi zdawało się, że rozumie co ważniejsze punkty wypowiedzi księcia.
147
 Mię nie biega o te, jakże im tam,  cuda odwagi , cy cuś. To mię
akuratnie w sam raz urządza!  Książę obejrzał się za siebie i ściszył głos
konfidencjonalnie.  Mię o dziouchy biega. Psiekrwie spokoju nie dadzą! Dzień
za dniem się od tego tałatajstwa, panien i damulek, trza oganiać! Lubię ratowa-
nie, mnogo radości daje, ino one są potem wszyskie, psia jucha, wdzięczne, i się
setkami za mną uganiajo. Aż skóra na człeku czasem cierpnie!
Pasztetnik wpatrywał się w niego z zazdrością, mrucząc pod nosem coś o nie-
równych szansach.
 Ale, kiedy wam się jeszcze jedno życzenie ostało!  odezwał się książę,
zmieniając temat  %7łeśwa wymyślili, kto się tą razą pojawi?
Firkin powiedział mu. Co ciekawe, jego własny sposób mówienia brzmiał te-
raz dziwnie.
 Słuszne gadanie!
Beczka przekazał molowi książkowemu ich trzecie życzenie.
Wszyscy stanęli wyczekująco. O szst wyprostował się do pełnego wzrostu
(trzy czwarte cala), zamknął oczy i zamyślił się. Teraz, kiedy pojął już, o co cho-
dzi, a w dodatku miał publiczność, uległ pokusie cichego mamrotania pod nosem
i tajemniczego manipulowania czułkami  po prostu dla zrobienia lepszego wra-
żenia. Zatoczył się do przodu i do tyłu, jakby opanowały go jakieś dziwne duchy.
Wiedział, że oczy wszystkich utkwione są właśnie w nim.
 Hopsiupmykmyk  pisnął (także dla lepszego wrażenia), łącząc czułki.
Jego jazń eksplodowała po raz kolejny, znów stał się punktem zbornym dla
fragmentów dzieł literackich. Niemal natychmiast pojawił się szklany szum, na-
bierający intensywności wraz z formowaniem się człekokształtnego pola. Tercja
wzniosła się nad podstawę akordu, a niebawem dołączyła do niej kwinta. Tłumek
zgromadzonych na polance istot wpatrywał się w gęstniejącą chmurę srebrnego
pyłu, każdy chciał pierwszy dostrzec kształty formującej się postaci.
Gdy septyma wzrosła w siłę, a gęstość magicznych pocisków zbliżyła się do
krytycznej, Firkina zaczęła swędzieć skóra na głowie. Wstrzymał oddech, oczeku-
jąc rozwiązania. Nagle w znajomy akord wdarła się fałszywa nuta. Zapadła cisza,
a na polanie pojawiła się następna postać.
 Wy. . .  zdążyła wyrzec, po czym błyskawicznie zniknęła, zostawiając
po sobie jaśniejące widmo masy siwiejących włosów i symfonię kolorów.
* * *
Na polance panowała grobowa cisza.
148
Wszyscy wpatrywali się oskarżycielsko w uparcie usiłującego wzruszyć swo-
imi nieistniejącymi ramionami mola książkowego.
 Na mnie nie patrzcie!  pisnął mól.  Winy mojej nie ma w tym! Nie
rozumiem tego ja!
 Spróbuj jeszcze raz.
O szst zamknął oczy i spróbował jeszcze raz. Znów zabrzmiał coraz intensyw-
niejszy szklany dzwięk. Tercja wzniosła się nad podstawą, nabrała mocy, po czym
niespodziewanie rozjechała się, uziemiona serią błękitnych iskier tworzących łuk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • adam123.opx.pl