[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siostrą i lordem Ravensdenem, a w drodze do
domu ni stąd, ni zowąd znalazła się obok
Harry'ego. Po nabożeństwie lady Sophia, córka
siwowłosego, bardzo dystyngowanego earla
Yardleya, podeszła do Oliwii, chcąc ją poznać, i
obie wdały się w rozmowę.
Beatrice bardzo się ucieszyła, że córka earla
tak życzliwie odnosi się do jej siostry, i celowo
szybko odeszła, żeby obu pannom nikt nie
przeszkadzał. Zaraz potem dołączył do niej lord
Ravensden.
- Ostatnio jest pani bardzo zajęta - odezwał
się. - Powiem więc, że tymczasem opracowaliśmy
z Oliwią plan działania.
- Czy naprawdę chce pan się w to angażować?
- Beatrice spojrzała mu w oczy, ale szybko
odwróciła głowę, odniosła bowiem wrażenie, że
widzi w nich wyrzut.
- Czemu nie? Nikomu to chyba nie szkodzi.
Poza tym Oliwia jest bardzo zdecydowana.
Obawiam się, że gdybyśmy odmówili jej pomocy,
rozpoczęłaby poszukiwania na własną rękę. A
jeśli, nie daj Boże, w plotkach jest ziarno prawdy,
mogłaby narazić się na niebezpieczeństwo.
Beatrice przeszył zimny dreszcz.
- Ma pan rację, milordzie. Wcale nie
wykluczałabym stanowczo tego, że markiz zabił
żonę i pogrzebał jej ciało... Ludzie zaczynają snuć
różne domysły. Wczoraj zaniosłam chleb na
farmę Ekinsów i tam usłyszałam, że markizy
rzeczywiście nikt od miesięcy nie widział.
- A więc mogła zostać zamordowana -
powiedział Harry, marszcząc czoło. - Taka
ewentualność wcale mi się nie podoba. A pani?
- Mnie też nie - przyznała Beatrice. - Gdyby
ona zginęła z rąk męża, byłoby to wyjątkowo
okrutne i ohydne.
Harry skinął głową. Wyraz twarzy miał
niesłychanie posępny.
- Tak. Spodziewam się, że nie chciałaby pani,
aby sprawca uniknął kary.
- Z pewnością nie. Co postanowiliście z
Oliwią?
- Powinniśmy za dnia na zmianę
przeszukiwać teren opactwa. Czasem Oliwia i ja,
czasem panie we dwie, a niekiedy... - Spojrzał na
nią smutno. - Czy zniosłaby pani moje
towarzystwo? Nie wątpię, że jesteś na mnie zła z
powodu mojego nieprzemyślanego zachowania
kilka wieczorów temu.
- Zła... - Och, gdyby wiedział, jak bardzo
tęskniła, żeby znów poczuć smak takiego
pocałunku! Nie. Nie wolno jej o tym myśleć. Lord
Ravensden był dla niej owocem zakazanym. Na
wszelki wypadek nie patrzyła na niego, gdy
zapewniała bez przekonania: - Wcale nie jestem
zła, milordzie.
- Beatrice, przecież wiesz, że... - Harry urwał.
- Do licha! Nie wierzę własnym oczom. Toż to
kariolka Percy'ego. Poznałbym ją wszędzie. Co
on, na Boga, tutaj robi?
Beatrice zerknęła w stronę domu i zauważyła
na podjezdzie elegancki powozik z wielkimi
żółtymi kołami. Mężczyzna stojący obok niego
zaczął gwałtownie wymachiwać ku nim
ramionami. Wielkie nieba! Co on miał na sobie?
Surdut był zupełnie zwyczajny, z niebieskiego,
bardzo dobrego sukna, skrojony idealnie na
miarę dość przysadzistego właściciela, za to spod
spodu wyglądała kamizelka w żółto - czarne pasy,
a halsztuk był tak ekstrawagancko wysoki, że
mężczyznie z pewnością trudno było obrócić
głowę!
- Niech mnie kule biją! - wykrzyknął lord
Dawlish i ruszył ku nim wielkimi krokami z
wyrazem ulgi i radości na twarzy. - A więc
znalazłeś się, Harry, cały i zdrowy. Wiedziałem,
że tak będzie, a Merry upierała się, że
zachorowałeś.
Harry plasnął się w czoło.
- Ojej, obiecałem jej towarzyszyć na bal u
lady Melchit. Ona mi nigdy tego nie wybaczy.
Zupełnie wyleciało mi to z głowy.
- Już sobie wyobraziła, że leżysz na łożu
śmierci - powiedział oburzony Percy. - Kazała mi
tutaj przyjechać, taki szmat drogi.
- Prawdę mówiąc, miała rację - odrzekł
Harry, przesyłając Percy'emu ciepły uśmiech.
Dawlisha nie trzeba było długo namawiać do
czynu, gdy uważał, że przyjaciel jest w potrzebie.
- Gdyby nie panna Roade, mógłbym nawet
umrzeć.
- No nie mów! Czy to znaczy, że Merry miała
rację? - Percy wytrzeszczył na niego oczy. -
Niesamowite. Byłem pewien, że to
niedorzeczność, ale skoro tak twierdzisz... Muszę
przyznać, że nie wyglądasz najlepiej. W każdym
razie Merry nie dałaby mi spokoju, gdybym cię
nie odszukał. Twój służący powiedział, że
wyjechałeś, ale nie chciał zdradzić dokąd, a
musisz wiedzieć, że po Londynie krążą w tej
sprawie plotki. Jest tam teraz ten Quindon,
wydaje się niezmiernie z siebie zadowolony.
Podejrzewam, że chciałby zostać twoim
spadkobiercą. A ludzie snują domysły, gdzie się
podziałeś tak bez słowa, wspominają o
samobójstwie i wymyślają różne podobne
bzdury. Naturalnie nie uwierzyłem im ani przez
chwilę, ale dopiero Merry odgadła, że mogłeś
przyjechać właśnie tutaj.
- Bardzo rozsądnie postąpiłeś, nie dając
wiary głupim plotkom, no i masz bardzo mądrą
żonę - powiedział Harry i szlemowsko się
uśmiechnął. - Ale nie poznałeś jeszcze panny
Roade... Beatrice, to jest mój najlepszy
przyjaciel, Percy Dawlish. Chyba wspomniałem
pani i o nim, i o jego żonie Merry? Percy, poznaj,
proszę, damę, która uratowała mi życie.
- Nic takiego się nie zdarzyło - zastrzegła się
Beatrice. - Lorda Ravensdena pielęgnowała
naturalnie moja ciotka. Ja tylko posłałam po
doktora.
- Och, naturalnie, zapomniałem, jak to było.
To pani Willow pielęgnowała mnie w chorobie. -
Harry'emu zabłysły oczy. - Byłoby wyjątkowo
niestosowne, gdyby właśnie na panią spadł ten
obowiązek, Beatrice.
- Chyba tak. - Percy popatrzył dość niepewnie
na jedno, potem na drugie. Panna Roade nie
wyglądała tak jak młode damy, z którymi zwykle
flirtował Harry, ale niewątpliwie coś między
nimi zaszło. Wystarczyło tylko się im przyjrzeć,
by zauważyć nić porozumienia. - Miło mi panią
poznać, panno Roade. Muszę serdecznie po-
dziękować pani, a może owej pani Willow...
Merry byłaby załamana, gdyby cokolwiek się
stało temu tutaj hultajowi. Ona go bardzo lubi,
chociaż twierdzi też, że Harry potrafi być
wyjątkowo uciążliwą osobą.
Beatrice wybuchnęła śmiechem.
Natychmiast polubiła tego człowieka, który
niewątpliwie darzył lorda Ravensdena wielkim
przywiązaniem. Zapomniała nawet o strapieniu,
które dręczyło ją przez ostatnie dni.
- Zawsze się cieszę, gdy mogę poznać
przyjaciela lorda Ravensdena - powiedziała. -
Zwłaszcza takiego, który zdaje się znać go
doskonale.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]