[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oddają się takimi spokojnym zajęciom, jak leczenie, malowa-
nie, pisanie powieści i poezji. - Spojrzał zakłopotany. -
O co ci chodzi?
- Domyślam się, że kobiety zajmowały niższą pozycję na
Bethelu.
- Niższą? Nie, oczywiście, że nie! Bethel był dotychczas
bardzo mało zaludniony. Dlatego, naszym zdaniem, rodzenie
i wychowywanie dzieci jest największym zaszczytem, jakiego
kobieta może dostąpić. Szanujemy nasze matki i czujemy,
że kobiety i dzieci są po to, aby je chronić i karmić. -
Zachmurzył się, lekko dotknięty. - Są wyjątkowe przypadki,
takie jak Channa. I nigdy nie należałem do tych, którzy
uważali, ze kobiety powinny trzymać się wewnętrznych pokoi
i zachowywać milczenie w obecności mężczyzn. To staro-
modne i śmieszne poglądy. Na początku część moich wspó-
lników w Nowym Objawieniu była kobietami! Czuję się,
jakbyś mówił mi, że okazywanie szacunku jest nieuprzej-
mością.
- Wcale nie - zaprzeczył spokojnie Simeon. - Ale są-
dzę, że mylisz szacunek z protekcjonalnością. - Twarz Amo-
sa przybrała taki sam ponury wyraz, jak podczas obiadu
z Channą. - Trochę mniej cmokania w rękę, Simeonie-
-Amosie, bo sprawiasz na nich wrażenie, jakbyś żądał władzy
z powodu swojej płci.
- Nie, nie! - zawołał Amos, jednocześnie unosząc ręce
w geście zaprzeczenia. - Jeśli jestem obdarzony charyzma-
tem władzy, to z powodu mojej pozycji na Bethelu. Z racji
urodzenia jestem młodszym członkiem rządzącej rady. Oczy-
wiście, zarządzałem rodzinnymi majątkami ziemskimi. Przez
kilka lat byłem administratorem. Chociaż... - uśmiechnął
się- ...zauważyłem, że kobiety różnie reagują na moje roz-
kazy. Nie przeczę, że łatwiej pracuje mi się z mężczyzna-
mi. - Niedbale wzruszył ramionami. - Między mężczyz-
nami nie istnieje problem uwiedzenia
To jest całkiem logiczne, pomyślał Simeon. Może potrze-
buje jakiegoś potwierdzenia swojego ego, które utracił, odkąd
brutalnie wyrwano go z jego świata.
- Czy zdajesz sobie sprawę, że właśnie zachowałeś się
wobec mnie protekcjonalnie? - zapytał chłodno mózg. -
Wychodzisz z założenia, iż obcowanie z tobą jest dla każdego
przyjemnością! Ja jestem częścią tej kultury. Ty nie. Ja znam
tych ludzi, ty nie. Kierowałem tą stacją i kieruję, odkąd tylko
istnieje, i będę kierował jeszcze wiele wieków po twojej
śmierci. A ty będziesz kierował nią tylko podczas tego stanu
wyjątkowego, tak jak zaproponowałeś. Więc posłuchaj! Trak-
tujesz swoje instruktorki, jakby były kompetentne tylko do
momentu, kiedy ktoś prawdziwy, to znaczy mężczyzna, nie
przybędzie, aby przejąć wszystko w swoje ręce. Cóż, tak się
składa, że tutejsi specjaliści są kobietami! Zostało nam nie-
wiele czasu, więc powiem ci prosto z mostu: musisz się
dostosować do naszych warunków. Potrzebujemy cię jako
jednego z nas. Dlatego ważne jest, abyś na razie zapomniał
0 Bethelu. Wiem, o jak wiele cię prosimy, Simeonie-Amo-
sie - zakończył mniej surowym, pełnym zrozumienia gło-
sem. - Ale ty chcesz, byśmy powierzyli ci tysiące istnień.
Amos westchnął ciężko. Jego oczy rozszerzyła mieszanina
zakłopotania i zdumienia.
O rany, pomyślał Simeon. Channa miała rację. Faktycznie,
mam wrażliwość burzącego pocisku. Siedemdziesięciu sied-
miu zwolenników Amosa umarło, uciekając z Bethelu. I jeśli
rzeczywiście był takim sumiennym przywódcą, za jakiego
Simeon go uważał, to prawdopodobnie maszerowali nocą
w jego snach, pytając: "Dlaczego?"
- Przepraszam - powiedział Simeon. - yle się wyrazi-
łem. Posłuchaj, musimy wiedzieć, czy jesteś w stanie to
zrobić. Musimy to wiedzieć już teraz. Będziesz współpracował
z Channą, pod jej dowództwem, codziennie. Nie chcę tracić
czasu. Jeśli będziemy musieli zastąpić cię kimś, kto nie ma
takich samych uprzedzeń, jak ty, to możemy sobie pozwolić
na najwyżej sześć godzin opóznienia. A więc możesz czy nie?
Amos podparł palcami czoło. Moi ludzie polegali na mnie
1 umarli, przebiegło mu przez myśl, jak odzew na modlitwę.
A potem: Nie. Ocaliłem nielicznych, którzy inaczej też by
umarli. I może Bethel jeszcze istnieje, a przynajmniej to, co
z niego zostało.
- Nigdy nie zaniedbałem wykonania zadania, które mi
powierzono - rzekł ponuro. Składając pokłon przed kolumną
Simeona, dotknął czoła i serca dwoma palcami. - Czy bę-
dziesz tak dobry i przekażesz moje przeprosiny pani, która
właśnie wyszła?
- Nie, ale chętnie pokażę ci, jak ją wezwać, żebyś mógł
sam jej to powiedzieć. - Simeon zauważył, że jabłko Adama
młodzieńca podskoczyło, jakby z trudem przełknął ślinę.
- Oczywiście - odrzekł Amos, siląc się na uśmiech. -
Pewnie tak będzie najlepiej.
ROZDZIAł 13
[ Pobierz całość w formacie PDF ]